Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zęby, odmówił wraz z Amy modlitwę i to było lepsze niż modlenie się z mamą. Amy
odmawiała modlitwy szybciej niż mama i czasami ot tak, dla żartów zmieniała tu i ów-
dzie jakieś słowo mówiąc na przykład zamiast  Zwięta Mario, Matko Boża, módl się za
nami wszystkimi   Zwięta Mario, Matko Boża, módl się za pchłami wszystkimi .
Joey zawsze wtedy chichotał, ale musiał uważać, aby nie śmiać się zbyt głośno, ponie-
waż mama mogłaby zacząć zastanawiać się, co śmiesznego widzieli w modlitwie, a wte-
dy oboje napytaliby sobie biedy.
Amy otuliła go starannie, pocałowała i zostawiła samego w księżycowej poświacie
słabej nocnej lampki. Ułożył się wygodnie i prawie natychmiast usnął.
Niedziela była naprawdę świetnym dniem.
Ale poniedziałek zaczął się fatalnie.
Wkrótce po północy, kiedy nowy dzień miał zaledwie kilka minut, Joey obudził się
słysząc szept matki stojącej przy łóżku i prowadzącej długi bełkotliwy monolog. Tak jak
zawsze, nie otwierał oczu, udając, że śpi.
 Mój mały aniołek... może w środku wcale nie jesteś aniołkiem...
Była pijana... i to bardzo. Tommy Culp na określenie tego stadium upojenia alkoho-
lowego używał określenia  pijany w sztok . Nie ulegało wątpliwości, że jego matka tego
wieczoru była pijana w sztok.
Bełkotała pod nosem, jak to nie może zdecydować, czy on jest dobry, czy zły, czysty
czy skalany, że w jego wnętrzu może ukrywać się coś szpetnego, coś potwornego, co tyl-
ko czeka, aby się wydostać, że nie chciała wydawać diabła na świat, że zadaniem Boga
77
było oczyszczać świat z takiego plugastwa, a także jak zabiła kogoś imieniem Victor
i ma nadzieję, że nie będzie musiała postąpić w ten sam sposób z jej cudownym, bez-
cennym aniołeczkiem.
Joey zaczął drżeć. Był śmiertelnie przerażony, że jego matka zorientuje się, że nie śpi.
Nie wiedział, co mogłaby zrobić, gdyby odkryła, że usłyszał jej dziwny, bełkotliwy mo-
nolog.
Był już bliski powiedzenia jej, aby się zamknęła i wyszła z pokoju, ale rozpaczliwie
starał się jakoś ją zagłuszyć. Zmusił się, by myśleć o czymś innym. Skupił się na wyobra-
żeniu sobie (ze szczegółami) ogromnej, złowrogiej istoty, przybysza z kosmosu z filmu
Coś, który widział poprzedniego popołudnia w kinie  Rialto . Stwór z tego filmu wyglą-
dał jak człowiek, tyle, że był dużo większy. Swymi gigantycznymi łapami mógł w mgnie-
niu oka rozerwać człowieka na strzępy.
A te jego oczy, w których wnętrzu zdawał się płonąć ogień! A przecież ten stwór był
w rzeczywistości rośliną. Obcą rośliną, przybyszem z kosmosu, prawie niezniszczalnym
i żywiącym się krwią. Doskonale pamiętał scenę, w której naukowcy szukali obcego
sprawdzając kolejne pomieszczenia; nie znalezli go jednak, a kiedy w końcu zrezygno-
wali, następne drzwi tuż za nimi otworzyły się na oścież i z wnętrza wypadł rozszalały,
ryczący potwór pragnący kogoś pożreć.
Przypominając sobie nieoczekiwaną furię ataku monstrum Joey poczuł, że krew za-
styga mu w żyłach. Czuł się jak w kinie. Ta scena była tak przerażająca, że po grzbiecie
przeszły mu lodowate ciarki. W porównaniu z tym upiornym dreszczem bełkot matki
wydawał się praktycznie niczym. Istoty, z którymi musieli mierzyć się ludzie w filmach
grozy, były tak straszne, że wszelkie okropne zdarzenia mające miejsce w realnym życiu
stawały się przy nich mdłe, bezbarwne i zgoła niegrozne.
Nagle Joey zaczął się zastanawiać, czy to właśnie dlatego tak bardzo lubi celuloido-
we koszmary.
6
Rano mama zawsze wstawała pierwsza. Codziennie chodziła na mszę, nawet kiedy
była chora albo kiedy męczył ją potworny kac. Latem, podczas wakacji, oczekiwała, że
Amy i Joey również będą uczęszczali do kościoła i przyjmowali komunię świętą rów-
nie często jak ona.
Jednak w ten poniedziałkowy majowy poranek Amy, wciąż leżąc w łóżku, nasłuchi-
wała jak jej matka przechodzi przez dom i wchodzi do garażu znajdującego się bezpo-
średnio pod sypialnią Amy. Toyota zastartowała przy drugiej próbie, a automatycznie
otwierane drzwi zgrzytnęły i znieruchomiały przy wtórze metalicznego łoskotu, od któ-
rego w pokoju Amy zatrzęsły się szyby.
Kiedy matka odjechała, Amy wstała z łóżka; wzięła prysznic, ubrała się i zeszła na
parter do kuchni. Ojciec i Joey kończyli śniadanie składające się z angielskich grzanek
i soku pomarańczowego.
 Pózno dziś wstałaś  rzekł jej ojciec.  Lepiej się pospiesz i zjedz coś. Za pięć mi-
nut wyjeżdżamy.
 Jest taki piękny poranek  stwierdziła Amy.  Chyba pójdę do szkoły na pie-
chotę.
 Na pewno zdążysz?
 O tak. Mam sporo czasu.
 Ja też  rzekł Joey.  Chcę pójść z Amy.
 Do szkoły podstawowej jest trzy razy dalej niż do liceum  stwierdził Paul
Harper.  Zanim tam dotrzesz, zetrzesz sobie nogi do kolan.
 Nie  mruknął Joey.  Dam radę. Jestem twardy i dzielny.
 Prawdziwy zimny hombre  przyznał ojciec.  Ale mimo to pojedziesz ze mną.
 Au, dostałem!  rzucił Joey.
 Trafiony!  powiedziała Amy wskazując na niego palcem.
Joey uśmiechnął się.
 Chodz, hombre  mruknął jego ojciec.  Ruszamy.
79
Amy stała przy jednym z okien saloniku obserwując, jak odjeżdżają rodzinnym pon-
tiakiem.
Okłamała ojca. Nie pójdzie do szkoły na piechotę. Prawdę mówiąc w ogóle nie wy-
bierała się dziś do szkoły.
Wróciła do kuchni i zaparzyła kawę. Nalała sobie kubek gorącego napoju, następnie
usiadła przy kuchennym stole czekając na powrót mamy z kościoła.
Ubiegłej nocy, kiedy nie mogła zasnąć i przewracając się z boku na bok rozważała
najlepsze warianty czekającej ją  spowiedzi , uznała, że najpierw powinna powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org