Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A wkrótce twoja kolej - powiedziała, klepiąc Mali po brzuchu. - Mam nadzieję, że
wszystko pójdzie dobrze.
- I ja mam taką nadzieję - odparła Mali i odwróciła się pospiesznie. - Ale teraz zejdę na
dół, by sprowadzić Bengta, bo pewnie palce sobie obgryza ze zdenerwowania.
Kiedy wyszła na korytarz, przystanęła na chwilę i oparła się ciężko o ścianę. Było jej
niedobrze, wszystko ją bolało, zwłaszcza krzyż. Nagle wybuchnęła płaczem. Z całej siły
zagryzała wierzch dłoni, a szloch raz po raz wstrząsał jej ciałem. Widok szczęśliwej siostry z
dzieckiem w ramionach jeszcze pogłębił jej strach. Próbowała go tłumić najlepiej jak umiała,
ale on wciąż w niej był, ukryty gdzieś na samym dnie duszy.
Może to ten strach sprawia, że czuje się tak okropnie i wszystko ją boli? Tak musi się czuć
człowiek skazany na śmierć, przemknęło jej przez myśl i zaczęła ocierać rozpaloną, mokrą od
łez twarz. Taki człowiek nic nie może już zrobić, tylko po prostu czeka na ostatni dzień, na
ostatnią godzinę.
Czytała kiedyś o takich, którzy w ostatnim momencie zostają ułaskawieni.
Gdyby Bóg Ojciec słyszał jej nieustanne błagania o łaskę, jakie posyłała mu w bezsenne
noce, i gdyby postanowił mimo wszystko ją ułaskawić? Mali nie miała dużego doświadczenia
w przyjmowaniu łaski, ani od Boga, ani od ludzi.
Powoli, cała sztywna, podniosła się w końcu i stanęła na nogi. Raz jeszcze otarła twarz i
poprawiła włosy. Po czym zeszła na dół, by przekazać rodzinie Innstadów szczęśliwą nowinę.
Tej nocy Mali czuła się bardzo zle. Obudził ją tępy ból w krzyżu i z trudem dobiegła do
umywalki, by zwymiotować. Mokra od potu, dygocząca z zimna i strachu oparła głowę o
ścianę.
- Co się dzieje? - spytał Havard z łóżka. Usiadł zaspany i patrzył na nią. - Coś ci dolega?
- Ja... ja myślę, że... - Kiedy znowu poczuła przeszywający ból w krzyżu, osunęła się na
podłogę i skuliła pod ścianą. Dławiły ją mdłości, czuła, że coś ciepłego spływa jej po nogach.
Boże drogi, myślała w panice, poród się zaczyna!
- Mali, co się z tobą dzieje? - Havard jednym skokiem znalazł się przy niej, ujął ją pod
pachy i podniósł. Jego ciepła ręka głaskała jej bladą, spoconą twarz.
- Jesteś biała jak ściana! - zawołał przerażony. - Co się z tobą dzieje?
- To dziecko zamierza przyjść na świat - wyszeptała Mali i skuliła się, bo nadszedł kolejny
skurcz.
- Dziecko? - wykrztusił Havard ochryple i patrzył na nią ciemnymi, pełnymi przerażenia
oczyma. - Ale to przecież dużo za wcześnie, prawda?
Tak, jest dużo za wcześnie, myślała Mali. Zwłaszcza takie małe dziecko powinno
pozostać, tam gdzie jest, aż nadejdzie właściwa pora. Nie miała jednak wątpliwości, poród już
się zaczął. Nic nie mogła zrobić, poddała się. Położyła się na łóżku, przywarła mocno do
Havarda i rozpaczliwie się rozpłakała.
- Ja tego nie przeżyję, Havard - szlochała. - Ja nie przeżyję!
Havard obejmował ją czule i głaskał po włosach.
- To takie do ciebie niepodobne - rzekł. - Ty nie należysz do osób, które się poddają.
Poradzisz sobie ze wszystkim, moja kochana Mali. Poradzimy sobie oboje, ty i ja.
Havard próbował wstać, ale ona nie chciała go wypuścić. Oto właśnie nadszedł dzień sądu,
myślała w panice. W ciągu tej nocy, a może rano, wszystko się wyjaśni. Być może będzie
leżała ze swoim cygańskim bękartem w objęciach i patrzyła, jak miłość umiera w oczach
Havarda. Jęknęła i przywarła do niego desperacko. Ile czasu mogłaby potrzebować na
spakowanie rzeczy? Jak szybko musiałaby zabrać swoje bękarty i opuścić Stornes?
- Powinnaś mi pozwolić, Mali - powiedział Havard cicho, próbując rozewrzeć mocno
splecione na swoim karku dłonie Mali. - Muszę posłać po akuszerkę i obudzić ludzi. Będziesz
potrzebować pomocy.
- Nie odchodz ode mnie, Havardzie - szeptała Mali udręczona. - Nie odchodz ode mnie!
- Ale ja wcale od ciebie nie odchodzę - mówił szeptem, gładząc jej twarz. - Ja muszę tylko
sprowadzić pomoc. Nigdy od ciebie nie odejdę, przecież wiesz. Czy zapomniałaś, że ciebie
właśnie najbardziej kocham na całym świecie? Ja nigdy od ciebie nie odejdę.
- Nigdy? Nawet gdyby...
- Nigdy - powtórzył Havard z wielką pewnością i wstał. - Co to się z tobą dzieje tym
razem? Po prostu cię nie poznaję. Zobaczysz, że wszystko pójdzie dobrze. Nikt nie jest
silniejszy od ciebie, Mali.
- Kocham cię, Havard - szepnęła Mali ledwo dosłyszalnie.
- Niezależnie od tego, co się stanie, powinieneś wiedzieć, że cię kocham. Nie zasługuję na
ciebie - dodała, a łzy spływały jej po twarzy gorącym strumieniem. - Ja na ciebie nie
zasługuję...
- A teraz musimy sprowadzić pomoc - powtórzył Havard i patrzył zaniepokojony na swoją
żonę. - Teraz to już wygadujesz głupstwa, Mali. Ty na mnie nie zasługujesz? Co to znowu za
bzdury?
Włożył spodnie i koszulę, wylał jej wymiociny i umył miednicę. Potem nalał zimnej wody
i przyszedł do Mali z mokrym ręcznikiem, który położył jej na czole.
- Ja zaraz wrócę - szepnął, pochylił się nad nią i pocałował w policzek. - Zobaczysz, że
wszystko pójdzie dobrze. Nie jesteś z tych, które się poddają. Nie ty, Mali, ty sobie poradzisz.
Musisz sobie poradzić - dodał z naciskiem. - Bo przecież wiesz, że ja bym bez ciebie nie mógł
żyć.
Poczekaj no, aż zobaczysz, co ja urodzę, pomyślała Mali i zamknęła piekące oczy.
Słyszała, jak Havard cicho zamyka za sobą drzwi.
ROZDZIAA 8.
Czas przestał dla Mali istnieć. Między kolejnymi skurczami, które wstrząsały jej ciałem i
doprowadzały niemal do utraty przytomności, powracała czasami do rzeczywistego świata, bo
albo ktoś nią potrząsał, albo ocierał jej spoconą twarz chłodną, wilgotną szmatką.
- Mali, słyszysz mnie? Odpowiedz mi, dziewczyno!
Głos akuszerki docierał do niej jak przez gęstą mgłę, Mali z wysiłkiem starała się otworzyć
oczy. Chciała odpowiedzieć, ale z jej gardła wydobył się tylko ochrypły jęk, bezgłośnie
poruszała suchymi, spękanymi wargami. Z wolna ukazywała się nad nią twarz akuszerki.
Zapłakana i niewyrazna. Mali złapała tamtą za rękę.
- Toczysz ciężką walkę tym razem - powiedziała zażywna siwowłosa kobieta, odgarniając
Mali z czoła potargane włosy. - Ale też jest to coś innego. Mam wrażenie, jakbyś chciała się
poddać. Powiedziałaś podczas szczególnie silnego skurczu, że mam sobie iść do domu, bo ty
chcesz po prostu umrzeć. Co to są za głupstwa, Mali Stornes? Ja nie pozwolę na coś takiego,
dobrze o tym wiesz. A już zwłaszcza tobie - dodała.
- Ja... ja nie chcę już dłużej - wyszeptała Mali tak cicho, że akuszerka musiała pochylić się
bardzo nisko, by słyszeć jej słowa. - Ja się tak strasznie boję! Ja nie dam rady, by... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org