Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjazń? Coś nieokreślonego, jakiś delikatny ton, który się zawsze pojawia między kobietą i
mężczyzną, kiedy oni...
Mój Boże, ale na świecie jest jeszcze Ron! Podniecenie, pragnienie i lęk przed
nieznanym, a także to prawie nieznośne porozumienie między nią i Ronem.
Kiedy znalezli się w zatoce, nad którą położona była wieś, Annika miała w głowie
kompletny zamęt.
ROZDZIAA XX
Przed budynkiem, w którym odbywały się tańce, siedzieli w samochodach młodzi
mężczyzni, rozmawiali ze sobą, popijali, słuchali radia i starali się podrywać przechodzące
dziewczyny. Nigdy do środka nie wchodzili, siedzenie w samochodach stanowiło główną
formÄ™ ich sobotniej rozrywki.
Sala taneczna była taka sama jak wszystkie tego rodzaju lokale na norweskich wsiach.
Stary dom z początku wieku, piękne drewniane ściany pomalowane na brudnożółty kolor,
ostre, a mimo to kiepskie oświetlenie - nagie żarówki pod sufitem. Smutek wnętrza
próbowano pokryć kolorowymi łańcuchami z krepiny, ale nie na wiele się to zdało, bo papier
szybko się podarł.
Annika wmawiała sobie, że czuje się znakomicie w tym tłoku i duchocie. Nie trwało
jednak dÅ‚ugo, gdy stwierdziÅ‚a, że dzieje siÄ™ coÅ› dziwnego. Jørgen i Tone szeptali z sobÄ… o
czymś gorączkowo, z gniewnymi minami, po czym zniknęli. Parkinsona w ogóle nie było
widać, zobowiązał się, że przeniesie pożyczone podnośniki do łodzi.
Natomiast Martin i Lisbeth tańczyli. Tańczyli ze sobą. Jeden taniec po drugim. Annika
tymczasem siedziała sama w kącie koło dużego kominka. Martin nawet nie spojrzał w jej
stronę. Oczywiście podchodzili różni młodzi ludzie i prosili ją do tańca, ale wtedy ze
smutnym uśmiechem pokazywała swoją obandażowaną nogę i chłopcy znikali. Nie miała
ochoty zawierać bliższej znajomości z zapachem bimbru, jaki się nad nimi unosił.
Powrócił niepokój. Troskliwość i czułość Martina w łodzi zdumiały ją, ale przecież
wiedziała, że on, jeśli tylko chce, potrafi być niebywale sympatyczny. Teraz zdumiewał ją po
raz drugi i, chociaż nie chciała się do tego przyznać, głęboko ranił. A może tam, w łodzi,
chodziło mu tylko o to, by wzbudzić zazdrość Lisbeth?
Annika tęskniła za Ronem, tęskniła za nim przez całą drogę, chociaż ją to przerażało i
chociaż on się wcale nie przejął tym, że Annika wyjeżdża, tęskniła, żeby znowu spojrzeć mu
w oczy. Było to niebezpieczne i podniecające uczucie, ale nie potrafiła mu się przeciwstawić.
Wstała i wyszła na dwór.
Wołano za nią niemal ze wszystkich samochodów, zaczepiali ją też  pojedynczy
chłopcy na drodze, ale ona szła po prostu przed siebie, mała i drobna, zraniona i bardzo
samotna.
Była już ciemna noc, gdy znalazła się na szczycie wzgórza i rozpoczęła wędrówkę w
dół, ku morzu. Znalazła sobie kostur, żeby odciążyć trochę chorą nogę. Bardzo tego wsparcia
potrzebowała, bo stopa bolała coraz bardziej.
Nie czuła się najlepiej wędrując w ciemnościach po tym ponurym pustkowiu. Prawdę
powiedziawszy bardzo się bała ciemności. Wszystko wokół niej trwało w przygnębiającej ci-
szy, góry, na których to tu, to tam bielały połacie śniegu, drzewa w bezruchu, uboga natura, a
przede wszystkim niebo, wszystko ją przerażało. Ta złowroga cisza kładła się na ziemi jak
ołów. Od czasu do czasu na horyzoncie rozpalał się pomarańczowy płomień i zaraz gasł z
pomrukiem grzmotu. Trudno było oddychać, powietrze zrobiło się ciężkie i lepkie.
Niewielki deszcz bardzo by odświeżył atmosferę, pomyślała. Ale deszcz wciąż nie
zaczynał padać.
Schodzenie po stromym zboczu dawało się we znaki, Annika krzywiła się z bólu przy
każdym kroku. Postanowiła, że nie będzie się oglądać za siebie. Nagle drgnęła, bo zupełnie
nieoczekiwanie wyłoniła się tuż przed nią z mroku ogromna kamienna głowa. Znalazła się oto
niemal w domu. Nie potrzebowała już kostura.
Odrzuciła go jeszcze w lesie.
Na wrzosowisku ktoś na nią czekał. Wiedziała, że on tam będzie, ale na widok jego
wyprostowanej postaci, ubranej na czarno, z płomiennie rudymi włosami połyskującymi w
bladym świetle nocy fala gorącego szczęścia zalała jej serce.
Wyszedł jej na spotkanie!
- Wiedziałem, że przyjdziesz - powiedział niskim, ostrym głosem.
Ona skinęła tylko głową, nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Serce biło jej jak
młotem.
- Boli cię noga? - zapytał.
- TrochÄ™. Ale to nic.
Jakby się umówili, ruszyli oboje w stronę cypla. Niebo ciągle zasnuwały burzowe
chmury. Wrzosowisko trwało w ciszy, jakby czekało.
Na co?
Minęli wysoki kamień, na którym kiedyś, bardzo dawno temu, pewien król polecił
wypisać wiadomość dla swego syna. Annika pogłaskała chropowatą powierzchnię.
Ron uśmiechnął się.
- Czy wciąż jeszcze myślisz o tym Feorninie?
- Myślę, oczywiście - roześmiała się zakłopotana. - Przepraszam! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • NaprawdÄ™ poczuÅ‚am, że znalazÅ‚am swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org