Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drzwi do ich pokoju.
- Alfredzie, chyba nie sądzisz...?
- Muszę dostać ten list w swoje ręce. Sara uczepiła się jego ramienia.
- Przecież on na pewno zabrał go ze sobą!
- Niekoniecznie. Zauważyłaś przecież, że się przebrał.
- Ale teraz jest pora sprzątania pokoi.
- Mamy jeszcze nieco czasu. Sama widzisz, że nie kręci się tu zbyt wielu gości.
- Czy takie są metody działania policji? - zapytała ostro.
- Nie, ale pamiętaj, że ten człowiek prawdopodobnie jest mordercą, zaś list nie należy
do niego. Poza tym jesteśmy tak daleko od kraju, że...
- Wspaniale, tylko tak dalej - odparła i odwróciła się do niego plecami. Byli na
miejscu.
- Zostaniesz na straży, dobrze? - zapytał łagodniej po chwili milczenia.
Pokiwała twierdząco głową.
Ustalili znaki między sobą, tak żeby mogli się porozumieć przez drzwi, po czym
Elden wyciągnął z kieszeni wytrych i wśliznął się do pokoju numer siedem.
Ogromny bąk zabrzęczał pomiędzy roślinami na wielkiej ogrodzonej plantacji niczym
helikopter. Jakaś para minęła Sarę. Dziewczyna, jak zwykle niepewna siebie, przyglądała się
strojom innych kobiet, porównując je ze swoim. Może była niestosownie ubrana? Miała na
sobie lekką bawełnianą sukienkę i sandałki, więc raczej się nie wyróżniała. Odetchnęła z ulgą.
Drgnęła, gdy dwie pokojowe z wiadrami i szczotkami na długich kijach pojawiły się
na korytarzu. Krótkimi spojrzeniami obrzuciły Sarę, która tymczasem pilnie studiowała
tutejszą roślinność.
Wreszcie usłyszała mocne stukanie, dochodzące z pokoju numer siedem. W tym
momencie z innego pokoju wyłoniła się dwójka dzieci wraz z rodzicami, więc Sara nie mogła
odpowiedzieć.
Zaraz po rodzinie zjawił się jakiś robotnik, być może hydraulik. Przeszedł obok,
uśmiechając się przyjaznie do Sary, i podążył schodami w górę. Sara coraz bardziej się
denerwowała, wydawało jej się, że na korytarzu pojawia się zbyt wiele ludzi.
Wreszcie zapanował spokój. Sara ostrożnie zapukała do siódemki.
Alfred opuścił pokój w okamgnieniu, zamykając za sobą drzwi. Sara odetchnęła z
wielką ulgą i skierowali się do siebie. Po drodze Sara nie szczędziła swemu towarzyszowi
wymówek za to, że przez długie minuty narażał ją na nieopisane zdenerwowanie.
Jakaś starsza pani szła w stronę sali jadalnej. Na szczęście nie zdążyła zauważyć nic
podejrzanego.
- Znalazłeś? - wyszeptała zaciekawiona dziewczyna. Skinął głową.
- Zostawił go w kieszeni kurtki, którą miał wcześniej na sobie.
- Ale chyba nie zabrałeś tego listu?
- Nie, skąd. Cicho, nie gadaj teraz.
Kiedy znalezli się w pokoju, Sara pytała dalej:
- Jak ci się udało...?
- Najzwyczajniej w świecie sfotografowałem go i odłożyłem na miejsce. List składał
się z dwóch kartek, no i do tego koperta.
Wyjął swój aparat fotograficzny, który do złudzenia przypominał zapalniczkę.
- James Bond we własnej osobie! - krzyknęła zdumiona Sara.
Roześmiał się i wprawnymi ruchami w krótkim czasie wywołał cztery zdjęcia
przedstawiające list. Oprócz nich wypadły też dwa inne.
- Proszę, proszę! O tych zupełnie zapomniałem - przyznał mocno zaskoczony.
Sara zdążyła je podnieść.
- Przecież to moja fotografia! - wykrzyknęła kompletnie zbita z tropu. - Czyżbym i ja
była podejrzana?
- Skądże znowu! - odparł.
Jedno zdjęcie Alfred zrobił na plaży. Przedstawiało Sarę w stroju kąpielowym,
obserwującą wciągane na piasek katamarany.
- A to drugie? - Dłużej nie mogła już powstrzymać śmiechu. - Jaszczurka?! Chyba jej
nie podejrzewasz o przestępstwo? A może służy ci do przenoszenia meldunków z pokoju do
pokoju?
- Daj mi je z powrotem! - Czerwony jak burak szybko wyrwał oba zdjęcia z ręki Sary.
- Muszę od czasu do czasu sprawdzić możliwości tego aparatu. Może rzucimy okiem na
zdjęcia listu?
Sara wpatrywała się teraz w jego oczy połyskujące spod grzywki. Nic jednak nie
rzekła.
- Zobacz - powiedział, przyciągając stół i dwa krzesła bliżej światła. - To jest strona
adresowa koperty, pisana maszynowo. Znaczki pochodzą niewątpliwie z Anglii.
- Wszystko jest takie malutkie - narzekała.
Alfred wyciągnął ze swojej torby szkło powiększające.
- A tu masz drugą stronę. Nadawca: Sir Arthur Constable i adres z Sussex.
Sara odłożyła kopertę na bok i wzięła do ręki kartkę z listem. Siedzieli tuż obok siebie,
oparci łokciami o stół.
Alfred przesuwał lupę nad zdjęciem w tę i z powrotem, a Sara kolejny już raz
pomyślała, że komisarz istotnie jest ciekawym mężczyzną.
Co za głupstwa, skarciła samą siebie. Cóż wart jest seks wobec opiekuńczości i
wyrozumiałości, jaką znajduje u Erika? Absolutnie nic. Erik daje jej poczucie bez-
pieczeństwa, a Alfred to surowy policjant pozbawiony uczuć i wyobrazni.
Nie, jest niesprawiedliwa. W każdym razie Alfred jej nie interesuje. Nie ma co do tego
wątpliwości.
A jednak zrobił jej zdjęcie, dlaczego? Z pewnością dlatego, żeby, jak sam twierdzi,
skontrolować aparat. To całkiem naturalne.
Zupełnie niespodziewanie odkryła, że przy Eriku trzyma ją właściwie tylko
świadomość, jak bardzo jest osamotniony w swym nieudanym małżeństwie. Czy tak jednak
powinno być?
- Saro, ty mnie w ogóle nie słuchasz - rzucił z pretensją Elden.
- Ależ nie, słucham... Zaczęli czytać list:
Nasz wspólny przyjaciel, uprzednio minister, pan C. Wells polecił mi osobę Pana,
zapewniając o Jego solidności, odwadze i sprycie. Mam głęboką nadzieję, że podejmie się
Pan tego zadania. Z pewnością orientuje się Pan, o co chodzi. Zależy mi bardzo na
odszukaniu tego obywatela Sri Lanki. Proszę jednak zachować dyskrecję i postępować
dyplomatycznie, bo to bardzo dumny naród. Niech się Pan nie przejmuje makabrycznymi
legendami, gdyż są to wyłącznie zabobony, nie znajdujące %7ładnego pokrycia w
rzeczywistości.
Jak Pan wie, jestem skłonny zapłacić znaczną sumę. Jak tylko on wyrazi Zgodę,
skontaktuje nas Pan ze sobą, bym mógł przesłać pieniądze na jego konto. Nie sądzę, ażeby nie
dał się skusić kwocie, jaką zamierzam mu zaproponować. Jeśli natomiast będzie się opierał,
sam zadecyduje Pan, jakich środków użyć, by go przekonać. Nie ma oczywiście mowy o
naruszaniu prawa! Honorarium zostanie Panu przekazane po dokonaniu transakcji. Na razie
przesyłam pieniądze na bilet samolotowy i bieżące wydatki.
- To dlatego list był taki gruby - zamruczał pod nosem Alfred. - Nasz poszukiwany
zaspokoił pewnie swoje potrzeby dzięki pieniądzom przeznaczonym dla twojego wuja.
Zerknęli na zdjęcie drugiej kartki listu.
Zapewne zorientował się Pan z wysokości honorarium, jakie Panu zaproponowałem,
że ogromnie mi zależy na załatwieniu tej sprawy ku obopólnej satysfakcji. Co do mężczyzny,
zamieszkuje on prawdopodobnie jedną z wiosek rybackich na północy.
- Na północ od Kolombo? To właśnie gdzieś tutaj! - wtrąciła Sara. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org