[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poznali się na plaży, wykonując rodzicielskie obowiązki, no i chcieli pobyć razem.
Szukali zacisznego miejsca i wybrali las. A dzieci słodko sobie śpią. Dziś też
powtórzyli ten numer.
- Mam nadzieję, że ich nie spłoszyłeś - odparł weselszym głosem Marcus.
- Skądże znowu. Marcus wyciągnął dłoń.
- Dziękuję ci, stary. Wyświadczyłeś mi przysługę.
- Nie ma sprawy. W razie czego dzwoń.
- Jeszcze raz wielkie dzięki.
Mężczyzna zniknął równie bezszmerowo, jak się pojawił. Jessika wyjrzała przez okno,
ale po nim nie było już śladu. Gdy się odwróciła, Marcus spoglądał na nią spode łba i nad
czymś dumał. Wyglądał obco i groznie. Postanowiła udawać, że nic sobie z tego nie robi.
- No i po kłopocie - powiedziała swobodnie.
- Tak... A jednak na coś się to wszystko przydało - mruknął.
- Mianowicie?
- Wiem już, jak się zachowujesz w podbramkowych sytuacjach.
- Wystarczyło zapytać.
- Musiałem się przekonać na własne oczy.
- No i co, zdałam egzamin? - zainteresowała się.
- Przecież wiesz. Postąpiłaś dokładnie tak, jak należało.
- To znaczy? Zeszłam ci z drogi? - zażartowała. Potrząsnął głową.
- Przede wszystkim nie wpadłaś w panikę. Wiedziałaś, co należy robić i nie zadawałaś
zbędnych pytań.
- Nie myśl tylko, że tak będzie zawsze - ostrzegła, uśmiechając się z trudem. Teraz,
gdy niebezpieczeństwo minęło, uszła z niej energia. - Lubię zadawać pytania.
- Zdążyłem zauważyć - odrzekł, zachowując nieprzenikniony wyraz twarzy. -Tym
bardziej doceniam twoje opanowanie.
- Po prostu doszłam do wniosku, że lepiej zdać się na eksperta.
- Przyznam, że zadziwiasz mnie co krok. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, co
powinienem z tobą zrobić, Jessiko.
- Nie powiem, żebyś tak zupełnie nie wiedział...
Wieczór przybierał wręcz surrealistyczny charakter. Jeszcze trzy dni temu do głowy
by jej nie przyszło, że będzie prowadzić podobną rozmowę z kochankiem. Jeszcze trzy dni
temu nawet nie śniła, że będzie miała kochanka. I oto teraz siedzi w tym domku sam na sam z
Marcusem i dyskutuje na temat wzajemnych oczekiwań.
Potrząsnął głową.
- Chodzi o coś innego. Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej przeraża mnie myśl,
że zamiast być teraz razem z moim kumplem, siedzę z tobą i nie jestem w stanie podjąć
decyzji.
Nie dała po sobie poznać, jak ciepło zrobiło się jej na sercu.
- Dla mnie ta sytuacja też jest zupełnie nieznana i nowa - powiedziała w miarę
naturalnym głosem. - Skąd mogłam przypuszczać, że tak się ułoży mój pobyt na wyspie
rodziców?
Uśmiechnął się.
- Jasne. Chciałaś prowadzić swoje badania, a oto gniezdzisz się w czterech ścianach z
prawie obcym facetem i czekasz na pojawienie się złych chłopców.
Wzruszyła ramionami. Najchętniej objęłaby Marcusa i przytuliła się do niego.
Wiedziała jednak, że jej na to nie pozwoli.
- W końcu nie jest nam aż tak zle. Nawet sobie popływaliśmy i w ogóle...
Wyraz jego oczu wskazywał, że myśli o niewiarygodnych doznaniach ostatniej nocy.
- Tak, to prawda - mruknął.
- A może byśmy jednak wskoczyli na trochę do oceanu? - zapytała, nie poznając
własnego głosu. Brzmiał chrapliwie i bardzo dwuznacznie.
- Nie dzisiaj - odparł po chwili.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę kochać się z tobą na plaży. A na pewno tak by się stało. Wystarczy
ujrzeć cię w świetle księżyca.
Wyciągnęła do niego rękę.
- Więc chodzmy do łóżka. - A gdy trwał niewzruszony, zapytała z tłumioną pretensją:
- Bo uważasz, że wiesz, co jest dla mnie najlepsze? A ja chcę się z tobą kochać.
Potrząsnął głową, lekko się przy tym uśmiechając.
- Mów sobie, co chcesz - powiedział półgłosem.
- Zawsze to robię.
- Zauważyłem. - Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. - Aż trudno uwierzyć, że masz
dopiero dwadzieścia jeden lat.
- Więc lepiej o tym nie myśl.
- Kiedy nie mogę - mruknął, odejmując rękę.
- Jestem dla ciebie o wiele za stary, Jessiko.
- A ja po prostu uważam, że jest nam ze sobą dobrze. - Z trudem hamowała
zniecierpliwienie.
- Nie jestem dzieckiem, Marcusie. Od kilku lat pracuję na uniwersytecie i prowadzę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl