Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Widzisz, nie miałaś dość - zbeształ ją żartobliwie. - To był ten zakazany owoc, o którym
88
SUSANNE JAMES
w rajskim ogrodzie wiedziała Ewa. To nie były owoce dla ciebie, Candido! - Obejmował ją mocno i
kiedy spojrzał na jej zwróconą ku niemu twarz, w jego oczach pojawiła się nagle troska. - Hej, ty się
naprawdę pokaleczyłaś.
- Tak, a na dodatek nie udało mi się zerwać tych jeżyn, po które sięgałam - rzekła z żalem.
Odłożywszy na ziemię woreczki z owocami, Max przyjrzał się uważnie zadrapaniom Candidy.
Cienkie strużki krwi znaczyły miejsca, gdzie bezlitosne kolce pokaleczyły jej dłonie, nadgarstki i
przedramiona. Gorsza była jednak paskudna czerwona kreska, biegnąca przez prawy policzek.
Max przyciągnął ją bliżej siebie i delikatnie pocałował skaleczony policzek. Następnie ujął jej obie
dłonie i zaczął muskać ustami miejsca, które z każdą sekundą stawały się coraz bardziej czerwone.
- Biedactwo - mruknął. - Nie zasłużyłaś na to. I patrząc jej głęboko w oczy, przykrył usta
Candidy swoimi. Nieco bezradnie pozwoliła mu na to, pozwoliła, by ją pocieszał... ale głównie po-
zwoliła, by gasił jej własne pragnienie -pragnienie tego, by ktoś się nią opiekował, dbał o nią i, tak,
pragnął jej! A wydawało jej się, że zdążyła się już na coś takiego uodpornić. Jakże się myliła... Za-
mknęła oczy i poczuła, jak po jej policzkach zaczynają spływać łzy. Max odsunął się nieco.
ROMANS Z PISARZEM
89
- Candido? - Jego głos był łagodny i pełen troski. - Aż tak bardzo cię boli?
Pokręciła głową.
- Nie, oczywiście, że nie. Wszystko w porządkują tylko... - Jej usta drżały od powstrzymywanych
emocji.
- Co się stało? - zapytał niecierpliwie, nadal trzymając ją w ramionach.
Candida wzięła głęboki oddech i odsunęła się od Maxa.
- To... to się nie uda - rzekła, starając się, by zabrzmiało to stanowczo. - Nie mogę... nie wolno mi...
Dawno temu podjęłam decyzję, że nie wolno mi już więcej wpaść w tę pułapkę, a ty mi tego nie
ułatwiasz!
Westchnął z rozdrażnieniem.
- Dlaczego nie możesz? O co chodzi? - zapytał, po czym dodał, niemal obrażonym tonem: - Dlaczego
trzymasz mnie na dystans?
Nie chcąc się nad tym rozwodzić, odparła:
- Bo tak, Max. Jest coś... są rzeczy, których o mnie nie wiesz... rzeczy, których nie umiem wyjaśnić...
- Cóż, to są rzeczy, o których się dowiem, mam nadzieję... - oświadczył szorstko. - Jeśli tylko otrzy-
mam taką szansę! Oczywiście, że są rzeczy, których nie wiem o tobie, tak samo, jak są rzeczy, o
których o mnie nie wiesz ty! - dodał. - Ale pierwszy krok to wzajemne zaufanie i nasz naturalny
instynkt.
90
SUSANNE JAMES
Candida schyliła się, by podnieść woreczki z owocami, i otarła policzek wierzchem dłoni - co jeszcze
bardziej pogorszyło sprawę.
- Nie wzięłam ze sobą nawet chusteczki - rzekła drżącym głosem.
- Ja też nie mam - odparł beznamiętnie.
- Chodz, zaniesiemy te cholerne jeżyny do auta. A potem zatrzymamy się na najbliższej stacji ben-
zynowej i doprowadzimy ciÄ™ do porzÄ…dku.
Ujął stanowczo jej dłoń i ruszyli w drogę powrotną.
Myśli Maksa były mocno niewesołe. Dlaczego ta kobieta tak na niego działała? Dlaczego nie mógł się
z nią po prostu trochę zabawić, tak jak to normalnie czynił z nowymi kobietami? O co w tym
wszystkim chodziło? Czyż nie obiecał sobie życia wolnego od poważnych związków?
Ale właśnie tego pragnął w przypadku Candidy i nie mógł temu zaprzeczyć. Ponieważ ją lubił. Lubił
na tyle, by chcieć naprawdę ją poznać. Nie potrafił tego rozgryzć, ale czuł z nią dziwną więz
- jakby spotkał bratnią duszę, co do tej pory nie przytrafiło mu się z żadną inną kobietą. Max czuł
suchość w ustach, a na czoło wystąpiły mu małe kropelki potu.
W końcu dotarli do samochodu. Candida wsiadła do niego i natychmiast wyjęła z torby lusterko, by
obejrzeć szkody. Wciągnęła gwałtownie powietrze. Wyglądała okropnie, potargane pasma jej
ROMANS Z PISARZEM
91
włosów przyklejone były do ziemi i zaschniętej krwi na jej twarzy. Sięgnęła natychmiast po chus-
teczkę, pragnąc choć trochę się ogarnąć.
Max nalał do miski wodę dla psa, a teraz zajrzał przez opuszczoną szybę do Candidy.
- Jasny gwint, Candido, mam nadzieję, że te skaleczenia nie bolą aż tak bardzo, bo wyglądają
naprawdę paskudnie. Dobrze się czujesz? - W jego głosie słychać było troskę.
- Najbardziej boli mnie duma - odparła. - Gdybym nie była tak zachłanna i nie ruszałabym tego
ostatniego krzaka, nic by się nie stało.
Chwilę pózniej wyruszyli w drogę powrotną i Candida wolała jechać prosto do swego mieszkania, bez
zatrzymywania się na żadnej stacji.
- Nie leci mi już krew - rzekła - nie ma więc sensu przedłużać podróży. Poza tym nie mam ochoty, by
ktokolwiek oglądał mnie w takim stanie.
- Jak sobie życzysz.
W jakiś sposób musiała ochłodzić tę relację, nim sprawy zdążą zajść jeszcze dalej, a przebywanie w
towarzystwie tego mężczyzny z całą pewnością nie ułatwiało jej zadania. Im dłużej ze sobą
przebywali, tym bardziej stawało się to niemożliwe... Musiała ograniczyć się do kontaktów służ-
bowych, szybko załatwić sprawę jego mieszkania - a potem wynieść się z jego życia, szybko!
Max zdawał się czytać w jej myślach, ponieważ rzekł:
92
SUSANNE JAMES
- Kiedy się mogę spodziewać, że przyniesiesz mi te zamówione próbki? Im szybciej się z tym
uwiniemy, tym lepiej. Przez sześć następnych tygodni mam mocno napięty harmonogram i myślenie o
czymkolwiek innym niż sprzedaż książki może okazać się trudna.
- Odbieram je w przyszłym tygodniu -odparła Candida. - Powiedz mi, kiedy będziesz wolny.
- W środę - rzekł, nie patrząc na nią. - Po lunchu. Nie przed.
Candida zerknęła na niego, na jego surowy profil, zdecydowane usta i podbródek. Westchnęła w
duchu. %7łałowała, że poszli zbierać jeżyny, ponieważ jej mały wypadek wszystko zmienił... zmienił
bieg tego idealnego dnia. I wyglądało na to, że zmienił także nastrój Maxa. Z beztroskiego i
wyluzowanego stał się poważny i zamknięty w sobie.
W końcu zatrzymał się pod jej mieszkaniem, wyłączył silnik i odwrócił, by na nią spojrzeć.
- Cóż, dziękuję za udany dzień - powiedział raczej oficjalnie. - To znaczy udany do czasu, gdy
postanowiłaś, że powinniśmy się wybrać na jeżyny. Co nie znaczy, bym nie miał ochoty na te tarty,
które mi obiecałaś - dodał.
- Ja tobie też dziękuję za wspaniały dzień. Zupełnie się tego nie spodziewałam, a okazuje się, że coś
takiego jest zawsze najlepsze.
Max wysiadł z samochodu i przeszedł na jej
ROMANS Z PISARZEM 93
stronę, by otworzyć drzwi. Candida odwróciła się, by pogłaskać psa, po czym podniosła z podłogi
torbę i wysiadła.
- Ella nie otworzyła nawet oczu, by się ze mną pożegnać - powiedziała, uśmiechając się do Maxa.
- Och, cóż, to był długi dzień. Jest teraz wykończona - odparł. - Jak po kolacji zaśnie, to będzie spać do
rana. - Po tych słowach przeszedł na swoją stronę i otworzył drzwi. - W takim razie do środy, tak? -
zapytał.
- Do środy.
Max patrzył, jak Candida otwiera drzwi do budynku i znika w jego wnętrzu, po czym odjechał szybko,
nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ za siebie.
ROZDZIAA ÓSMY [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • NaprawdÄ™ poczuÅ‚am, że znalazÅ‚am swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org