[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tutaj są, a nie mają prawa niczego zobaczyć.
Patrzył te\ w górę, rozglądał się we wszystkich kierunkach, ale zewsząd dochodził
tylko ten ryczący wicher, a poza tym nic. śadnych krzyków, skarg, niczego. Bardziej
wymarłego miejsca nie mo\na sobie wyobrazić, myślał.
Skulił się.
Tak. Trzeba się przespać powiedział z uczuciem, \e jest najmniejszą i najbardziej
bezradną istotą na świecie.
Musieli połykać tabletki bez odrobiny płynu do popicia, zajęło im to więc sporo czasu.
Tsi pogryzł swoje lekarstwo na kawałki i krzywił się, bo było gorzkie. W końcu jednak ka\dy
okruch znalazł się tam, gdzie powinien.
Dla zachowania chocia\ odrobiny ciepła przytulili się mocno do siebie, le\eli z
otwartymi szeroko oczyma i wsłuchiwali się w ryk złych sztormów szalejących ponad ich
obolałymi głowami.
Jori stwierdził, \e Tsi-Tsungga robi coś za jego plecami.
O co chodzi?
Przywiązuję swój pas do twojego. Zdarza mi się wstawać we śnie. Bardzo bym nie
chciał znalezć się po tamtej stronie krawędzi. Schody są troszkę za wysokie, mo\na
powiedzieć.
Postanowiłeś więc zabrać mnie na te swoje nocne wędrówki? uśmiechnął się Jori.
Serdeczne dzięki! Ale dobrze zrobiłeś, w ten sposób będziemy bardziej bezpieczni,
związani na dobre i na złe.
Mhm.
Tsi-Tsungga le\ał i rozmyślał o tym, co utracił. O ukochanym Cziku, który zniknął i
któremu nikt nie pomo\e. Azy płynęły mu z oczu. Myślał o dziewczynach z ich grupy. O
Elenie, z którą kiedyś mógłby się kochać, poniewa\ oboje byli bardzo podnieceni. Uwa\ał
jednak, \e byłoby to w stosunku do niej nie w porządku, \e zrobiłby jej krzywdę. Teraz
\ałował. Będzie musiał umrzeć, nie zaznawszy rozkoszy miłości
Miranda... Odczuwał dla Mirandy wielką słabość, ale ona myślała teraz wyłącznie o
Gondagilu. Tsi-Tsungga powinien był się pośpieszyć, zdobyć ją, zanim znalazła w Królestwie
Ciemności tego dzikusa. Teraz z pewnością tamten będzie się kochał z Mirandą. Tsi-Tsungga
rozmawiał z nią o tym. Powiedziała mu, \e Gondagil bardzo ją pociąga, \e jest pod jego
urokiem do tego stopnia, i\ odczuwa mrowienie w całym ciele, kiedy Gondagil jej dotyka.
Jakby Tsi-Tsungga nie wiedział, co się w takich momentach czuje. Miranda nie
domyślała się nawet, \e wielokrotnie miał ochotę wziąć ją gwałtem, poniewa\ jej obecność
działała na niego tak strasznie podniecająco. Nigdy jednak tego nie zrobił. Miranda to
wspaniała dziewczyna, za nic nie wyrządziłby jej krzywdy. A widocznie dla dziewcząt z rodu
ludzkiego to wa\ne, by zachować czystość dla tego, za którego wyjdą za mą\.
Elfy nie myślą w ten sposób. Do nich jednak nie miał przystępu, poniewa\ pochodził z
innej rasy.
Niech to licho, teraz le\y tu okropnie podniecony! śeby tylko Jori niczego nie
zauwa\ył!
Nie, Jori najwyrazniej śpi, niech losowi będą dzięki. Nie mógł nic zrobić z tym swoim
podnieceniem, bo towarzysz le\ał zbyt blisko niego. Nie było te\ wody, by ugasić po\ar.
Pomyśl o czymś smutnym, Tsi, zapomnij o Mirandzie, zapomnij o jej nagich udach,
zapomnij, co czułeś w jeziorku, kiedy podpłynęła do ciebie i oplotła cię ramionami.
Nie, nie powinien o niej myśleć! Najlepszym sposobem ugaszenia namiętności było,
rzecz jasna, rozwa\anie sytuacji, w której się znalezli. Chłód przenikał go do szpiku kości.
Wiatr szarpał cienkim ubraniem, ze wszystkich stron czaił się strach.
Był pewien, \e nigdy więcej nie zobaczy Królestwa Zwiatła.
Czika te\ nie.
Czika, którego zawiódł. Choć przecie\ tego nie chciał.
Na szczęście, kiedy wylewał łzy nad swoim losem, wzburzone zmysły się uspokoiły.
Tsi-Tsungga starał się odprę\yć.
Udało mu się. W końcu powieki zaczęły opadać. Ale...
Istniało jedno wielkie ale, które ujawniło się teraz, podczas snu. Dobrze, \e tak się
stało, poniewa\ potrzebowali wypoczynku.
Nabrała znaczenia ró\nica czasu. Jori nastawił swój zegarek tak, by maleńki budzik
zadzwonił po siedmiu godzinach.
Tak się te\ stało.
Ale zegarek to mechanizm. Ró\ne rytmy dobowe nie mają na niego wpływu. Zegarek
chodził według reguł obowiązujących w Królestwie Zwiatła. Zadzwonił po siedmiu
godzinach w tamtym królestwie.
W chwili kiedy Jori próbował wyłączyć piszczący automat, poniewa\ sygnał działał
mu na nerwy, a nie mógł tego zrobić, bo Tsi-Tsungga przyciskał jego rękę, w Królestwie
Ciemności mijało właśnie nie siedem, lecz osiemdziesiąt cztery godziny.
Chłopcy spali trzy i pół doby!
8
Ocknęli się prawie równocześnie.
Jori usiadł, dzwoniąc zębami. Ciało zesztywniało mu z zimna i niewygody. Usta
popękały z pragnienia.
Tsi-Tsungga czuł się niewiele lepiej. Dygotał i otrząsał się niczym koń, Jori bał się,
\eby nie wypadł poza krawędz półki.
My nnnig... dy... sssię... nnnie rozgrzejemy jąkał Tsi.
Oczywiście, \e się rozgrzejemy. Wiesz, teraz widzę lepiej.
Ja te\. Ciemność nie jest ju\ taka czarna.
Nie, jest jasnoczarna chichotał Jori. Nasze oczy przywykły do ciemności. Widzę
teraz mnóstwo okropnych szczytów. Stoją bardzo blisko siebie, a my znalezliśmy się w
wąskim przejściu. W naprawdę okropnym przejściu!
Aagodnie mówiąc! Ruszamy do domu. Nie, przecie\ nie mamy gondoli! O rany, co
teraz zrobimy?
Jori spojrzał na datę na swoim zegarku. Nie mógł sobie jeszcze uświadomić, \e
zgodnie z miarą czasu w Królestwie Ciemności upłynęło trzy i pół doby. Stwierdzał tylko, \e
zaczął się nowy dzień.
Noc Johanna rzekł i w rozmarzeniu spoglądał przed siebie, a na jego wargach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl