Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogrzewania, bez elektryczności... Muszę do niej zajrzeć. I nie zamierzam czekać, aż
skończy mi się następny dwudziestoczterogodzinny dyżur.
Wstał i wyciągnął rękę.
Wzruszywszy ramionami, Tom rzucił mu kluczyki. Matt złapał je w powietrzu.
- Dzięki, przyjacielu - rzekł, po czym zniknął w lodowatym mroku.
Drzwi pogrążonego w ciemności domu otworzyła Jackie; miała na sobie ciepły
dres, barwne pasiaste getry, gruby męski bezrękawnik, czerwone wełniane rękawiczki,
a na głowie starą niebieską czapkę z wypisanym z przodu logo uniwersytetu w Tulsie.
- 183 -
S
R
- Aż tak u was zimno? - spytał i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka.
Jackie czym prędzej zamknęła drzwi, żeby dom się jeszcze bardziej nie
wychłodził.
- Od samego rana - odparła. - Wyobrażasz sobie? Bez prądu nic nie działa. Ani
kuchenka, ani żelazko, ani ogrzewanie. Lodówka też nie, ale przynajmniej nie ma
obawy, że w tym zimnie cokolwiek się zepsuje.
Matt rozejrzał się dookoła. Wszędzie paliły się świece, a w kominku huczał
potężny ogień. Jednakże z uwagi na dużą liczbę okien oraz wysoki sufit wewnątrz
było zimno jak w psiarni.
- W tym stanie Danni absolutnie nie powinna tu przebywać! - oznajmił
gniewnie. - Masz ją natychmiast zawiezć do specjalnie przygotowanego schroniska! -
Skierował się biegiem do kuchni, potem do sypialni. - Albo do domu jej matki! -
zawołał, skręcając do kolejnego pokoju. - W tamtej części miasta linie wysokiego
napięcia są nie pozrywane. Danni! - krzyknął. - Danni!
Gdzież ona się podziewa?
- Nie ma jej w domu! - odparła Jackie. Wrócił do salonu.
- A gdzie, u diabła, jest?
- W szpitalu. Wszyscy, którzy tam byli po południu, kiedy rozpętała się
śnieżyca, zostali na miejscu. Pewnie o tej porze śpi sobie smacznie na kozetce w
pokoju lekarskim. - Jackie skrzyżowała ręce na piersi. - Nawet nie wie, że w domu
panują egipskie ciemności. Uznałam, że nie ma sensu jej informować. I bez tego ma
dostatecznie dużo problemów na głowie. A awarię ktoś wkrótce usunie.
- Chyba tak. Zajrzę do niej do szpitala. - Ruszył do drzwi; po paru krokach
stanął i odwrócił się. - Słuchaj, Jackie, pogaś to wszystko - wskazał na świeczki oraz
ogień w kominku - a sama jedz gdzieś, gdzie jest ciepło. Pootwierano mnóstwo
schronisk. Jedno jest tu niedaleko, w kościele metodystów.
Jackie machnęła lekceważąco ręką, ale nie widział tego, bo był już za drzwiami,
w połowie drogi do stojącego przed domem dżipa.
Po odjezdzie Matta dziewczyna pomyślała sobie, że może jednak powinna
zadzwonić do Danni i powiadomić ją o tym, że cała dzielnica pozbawiona jest prądu.
Podniosła słuchawkę, ale okazało się, że w telefonie panowała głucha cisza. No
- 184 -
S
R
pięknie. A potem przyszło jej do głowy, że chyba Matt ma rację; należało go
posłuchać i wybrać się do metodystów, przynajmniej na jedną noc. Nie było bowiem
szansy, by małą toyotą mogła przejechać na drugi koniec miasta do domu swojej
matki.
Udała się do pomieszczenia gospodarczego, żeby sprawdzić, czy psom niczego
nie trzeba; pomieszczenie było puste - Perła i Dym zniknęły. Wędrując z latarką po
domu, znalazła je w sypialni Danni, na jej łóżku. Psy popatrzyły na nią spode łba, lecz
się nie podniosły.
Uśmiechnęła się.
- Przykro mi - powiedziała - ale nie sądzę, żeby u metodystów przyjmowano
również zwierzęta.
Ponieważ czuła wyrzuty sumienia, że zostawia je same w ciemnym, zimnym
domu, wzięła leżącą na fotelu wełnianą kapę od Ralpha Laurena wartą trzysta dolarów
i przykryła nią psy. Potem wróciła do salonu, gdzie przy kominku stały miseczki z
wodą, i przeniosła je do sypialni; miała nadzieję, że zanim woda zamarznie, włączy się
ogrzewanie.
Następnie udała się do kuchni; zamierzała nabrać do wiadra wody, żeby zalać
ogień w kominku, ale kiedy odkręciła kran, okazało się, że wody też nie ma.
- Boże - westchnęła - pewnie rury pozamarzały.
Poszła z powrotem do salonu i zaczęła zasypywać ogień popiołem; gdy
wreszcie płomienie wygasły, przysunęła do kominka mosiężną kratę.
- No dobra, chyba wystarczy - powiedziała lekko zdenerwowana, bo zawsze
dotychczas, ilekroć wychodziła z domu, dokładnie polewała ogień wodą.
A z drugiej strony, pomyślała, jakież może stać się nieszczęście? Tym bardziej
że między kominkiem a dywanem znajduje się metrowej szerokości kamienna
posadzka.
Przez moment wahała się, czy zamknąć przewód kominowy; byłoby wtedy
cieplej, ale bała się, że od żarzących się węgielków salon może wypełnić się dymem.
Danni z pewnością by to nie ucieszyło.
Zostawiła przewód otwarty.
- 185 -
S
R
Dom od razu wydał się chłodniejszy. Drżąc z zimna, Jackie przyniosła z góry
palto, poduszkę i kluczyki do toyoty. Następnie obeszła pośpiesznie wszystkie pokoje,
gasząc zapalone świece.
Zapewne winny był przeciąg, w każdym razie gdy tylko zamknęła za sobą
drzwi wejściowe, z kominka wystrzeliła na dywan iskra.
Rozdział 19
Idąc do pokoju lekarskiego, Danni potarła szyję, chcąc rozmasować obolałe
mięśnie. Pomieszczenie dla lekarzy składało się z dwóch pokoi - pierwszego, w
którym stał wygodny fotel i kozetka, oraz znacznie rzadziej używanego drugiego
pokoiku w głębi, z którego korzystano tylko w wyjątkowych sytuacjach. Był czysty,
niemal sterylny. Znajdowały się w nim dwa wąskie pościelone łóżka, stolik nocny, na
którym leżała paczka chusteczek do nosa, stała kuchenka mikrofalowa, z której nikt
nigdy nie korzystał oraz nieduża lodówka, która była równie pusta jak stojące wzdłuż
jednej ściany szafki.
Danni zamknęła za sobą drzwi, izolując się od hałasu i światła jarzeniówek. W
pokoju były trzy okna, wszystkie nie zasłonięte. Podeszła do najbliższego i przez
chwilę patrzyła na nocny krajobraz zamarznięty w bieli.
Generatory wytwarzały elektryczność w szpitalu, ale parking przed szpitalem
był pogrążony w ciemnościach, podobnie jak i cała okolica. Wiatr rozpędził właśnie
chmury i na niebie pojawił się księżyc. W jego mlecznym blasku pokryte śniegiem
dachy i uginające się pod białą pierzyną konary drzew wyglądały jak na kartkach
bożonarodzeniowych.
Powłócząc nogami, Danni podeszła do pierwszego z brzegu łóżka i padła,
wyczerpana. Nawet nie miała siły, żeby opuścić żaluzje w oknach ani odwinąć sobie
koc. Przemknęło jej przez myśl, że gdyby jakakolwiek pacjentka w pierwszym
trymestrze ciąży pracowała tak ciężko, ona, Danni, na pewno zmyłaby jej głowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org