Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zranić jej. Nie masz prawa nic jej zrobić.
Edna splunęła na niego.
- Wypowiedziała imię. Wypowiedziała imię.
- Jakie imię, Edno?
- Wypowiedziała imię, którego nie wolno jej wypowiadać.
- Może chciałaby cię przeprosić? Jestem prawie pewien, że nie powiedziała tego
umyślnie.
- Kiedy imię jest wypowiedziane, to jest wypowiedziane. Nie miała prawa. Nie wolno
tak sobie żartować.
- Edno, to wykwalifikowana pielęgniarka. Z pewnością nie chciała się z nikogo śmiać.
A teraz proszę... Pomyśl, co robisz. Puść ją.
Edna nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się, jakby w rozmarzeniu, jakby
myślała o przemijaniu cudownych dni. Larry nie wiedział już, co mówić. Błyszczący kawałek
szkła znajdował się wciąż o milimetry od szyi pielęgniarki. Nawet jeśli udałoby się
wycelować i zastrzelić Ednę, wciąż nie ma pewności, że była wróżka nie zdąży rozciąć
dziewczyny od ucha do ucha.
- Edna - Larry zaczął od nowa. Zastanawiał się, czy ryzykować podejście bliżej. Lecz
nagle jakiś ruch z prawej strony przyciągnął jego wzrok. Zatrzymał się i odwrócił z ciągle
uniesioną ręką. Houston Brough zauważył, że Larry odwraca głowę i obejrzał się, żeby
zobaczyć, co przyciągnęło uwagę porucznika.
W najniższej szybie okiennej wyraznie widział twarz. I choć był to tylko mglisty
zarys, bez omyłki mógł wskazać nos, oczy i lekko uśmiechnięte usta. Zaświeciło słońce i
twarz zaczęła znikać, ale co do jednej rzeczy Larry był przekonany: było to to samo oblicze,
które pojawiało mu się na dłoni i w którym Tara Gordon rozpoznała Sama Robertsa -
Kierownika, Psa Gończego.
Spojrzał na Houstona Brougha.
- Widziałeś to? - zapytał, ale Houston tylko wzruszył ramionami, jakby nie rozumiał,
o czym Larry mówi. Foggia odwrócił się do Edny-Mae oraz pielęgniarki, która niepewnie
patrzyła pod stopy, jakby się miała za chwilę przewrócić.
- Edna, daj tej dziewczynie spokój!
- Oczywiście - Edna odparła głosem niespodziewanie szorstkim. - Ale najpierw musi
mnie wyleczyć.
- Puść ją teraz, Edno!
Ale Edna nagle otworzyła usta i ryknęła na niego głosem tak strasznym, że cofnął się i
podniósł pistolet.
- Już prawie czas na pożywienie! - wrzasnęła. Jej ślepe oczy zaszły gniewem i złością.
Wtem z oczu i uszu błysnęło oślepiające światło. Jej głowa zaczęła przypominać
podświetloną od środka dynię z otworami. Wyszczerzyła zęby i z ust również błysnął
strumień światła. Dziewczyna krzyknęła i spróbowała się wyrwać. Kawałek szkła wypadł
Ednie z dłoni i rozbił się na podłodze.
Larry i Houston jednocześnie podnieśli pistolety, ale Edna, niczym nurek, odwróciła
się w powietrzu i zacisnęła kościste nogi na talii dziewczyny. Przywarła do niej tak mocno, że
żaden z nich nie zdecydował się na strzał.
- Zciągnij ją! - krzyknął Larry do Houstona, a ten wskoczył na łóżko i chciał ją złapać
za plecy. Jednak Edna przyłożyła kościste palce do powiek dziewczyny i wrzasnęła:
- Jeśli mnie tkniesz, rzucę w ciebie jej oczami!
- Pierdol się! - krzyknął Houston, ale Larry zawołał:
- Przestań, Houston. Stój!
Za chwilę Edna i pielęgniarka wyglądały jak w straszliwej parodii aktu miłosnego.
Dziewczyna stała sztywno wyprostowana i trzęsła się jak podłączona do prądu. Edna
przywarła do niej jak małpa do drzewa. Bijące jej z oczu światło stawało się coraz
intensywniejsze i rzucało na włosy dziewczyny poświatę przypominającą anielską aureolę.
Edna chwyciła dziewczynę za głowę i ile się dało pociągnęła do tyłu, aż niemal stykały się
nosami i mogły patrzeć na swoje twarze.
Larry znów podniósł pistolet i wycelował w głowę Edny. Jednak karlica odwróciła się
do niego, prawie oślepiła uśmiechem i powiedziała:
- Głupcze! Ja i ona to teraz jedno. Jeżeli zginę, ona razem ze mną.
Strzelaj, pomyślał Larry. Dziewczyna i tak zginie. Ale nikt z dowództwa by mu nie
uwierzył. Z niechęcią i przerażeniem opuścił broń.
- Poruczniku! - zawołał zakłopotany Houston.
- Trzymaj się z daleka - ostrzegł Larry.
- Co ona robi? - Fay Kuhn zapytała scenicznym szeptem.
Powoli, z chrzęstem pękania kości, Edna-Mae rozwarła usta pielęgniarki. Potem sama
rozdziawiła szczękę i nachyliła się kilka centymetrów nad twarzą dziewczyny.
Przez prawie pół minuty nic się nie działo. Lecz nagle dziewczyna zaczęła trząść się
jeszcze mocniej. Stanęła na palcach i naprężyła dłonie, jakby chciała siłą woli unieść się w
powietrze, jakby pragnęła dotknąć ustami zasuszonej wiedzmy.
Albo jakby próbowała nie dopuścić, żeby uleciała z niej cała młodość.
- Larry? - zapytał Houston. - Co robić, do diabła?
Ale już było za pózno. Na rozciągniętych wargach dziewczyny pojawił się
szaroróżowy śluz zmieszany z krwią. Początkowo Larry miał nadzieję, że to tylko język. Ale
widział, jak jego matka znalazła się twarzą w twarz z takim samym oślepiającym światłem i
wiedział, co stanie się dalej. I nie mógł tego powstrzymać, nie mógł zrobić nic.
To jej życie uchodziło przez usta.
Na początek - pierwszy dzień istnienia, po który Edna sięgnęła długim, zakręconym
językiem i przywitała go z radością. Moment urodzenia pielęgniarki unosił się błyszcząc w
świetle, a Edna pochłonęła go otworem gębowym.
Wszyscy obserwatorzy milczeli w bezruchu. Przyglądali się ze strachem i fascynacją,
a istnienie pielęgniarki coraz szybciej i szybciej wypływało z ust i trafiało do nienasyconego
żołądka Edny. Zwiatło, kolory, muzyka, plątanina ciał, twarzy, palców. Wszystko to
przypominało długą, błyszczącą pępowinę - sznur ludzkiego dorastania, doświadczenia i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org