[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Napoleon nie chce udać się na spoczynek, aż nie zdobędzie pewności, że
Austriacy nie mają mostu przez Bormidę. O godzinie pierwszej po północy
wraca oficer wysłany dla zbadania sprawy, meldując, że mostu żadnego nie ma.
Wiadomość ta uspokaja pierwszego konsula. Wysłuchawszy jeszcze raportu o
rozłożeniu wojsk, układa się do snu, nie przypuszczając, że nazajutrz może dojść
do bitwy.
O godzinie 5 nad ranem budzi Napoleona odgłos kanonady. W tej samej
chwili, zaledwie zdążył się ubrać, nadbiega galopem adiutant generała Lannesa
z meldunkiem, że nieprzyjaciel, przeprawiwszy się przez Bormidę, rozwinął swe
szeregi na równinie, na której już rozgorzała bitwa.
Oficer sztabu, którego wysłano na wywiad, nie musiał daleko zajść, by
przekonać się, że przez rzekę prowadził most.
Bonaparte natychmiast dosiada konia, spiesząc na pole bitwy.
Zastaje tutaj nieprzyjaciela ustawionego w trzy szyki. Lewe skrzydło,
obejmujące całą konnicę i lekką piechotę, maszerowało na Castelceriolo, podczas
gdy środek i prawe skrzydło, wspierające się wzajemnie, złożone z korpusów
piechoty pod wodzą generałów Haddicka, Kaima, O'Reilly oraz z rezerwy
grenadierów pod rozkazami generała Otto, posuwały się ku rzece Bormidzie
drogą na Tortonę i Fragarolo.
Już przy pierwszych posunięciach dwie te armie zetknęły się z wojskami
generała Gardanne'a, które zajęły pozycję pod Pedra-Bona. Huk rozlicznych
dział, ciągnących przed armią i osłaniających rozwinięte bataliony, trzykroć
przewyższające siły napadniętych, obudziły Napoleona i zwabiły lwa na pole
bitwy.
Zjawił się w chwili, gdy rozbita dywizja Gardanne'a znów zaczynała się
skupiać, otrzymawszy posiłki od generała Victora. Pod osłoną tych posiłków
wojska Gardanne'a przeprowadziły odwrót w całkowitym porządku, wycofując
się do wioski Marengo.
Po chwili na nowo rozgorzała bitwa na całym froncie. O godzinie 3 po
południu spośród 19 000 ludzi, którzy o godzinie 5 nad ranem rozpoczęli bitwę,
zostało zaledwie 8 000 piechoty, 1 000 koni i 6 armat zdolnych do dalszej walki.
Czwarta część armii była niezdolna do walki, więcej zaś aniżeli dalsza część
czwarta zajęta była, wskutek braku wozów, transportem rannych, których rozkaz
Napoleona nie pozwalał zostawić na placu. Wszystkie oddziały cofnęły się z
wyjątkiem generała Carra Saint-Cyra, który, obsadziwszy wioskę Castelceriolo,
oddalił się już na milę od głównej armii. Jeszcze pół godziny, a wydawało się
wszystkim rzeczą nieuniknioną, że odwrót zamieni się w nieregularną ucieczkę.
Nagle wpada w pełnym galopie adiutant wysłany na przedzie dywizji generała
Desaixa, od której zależy w tej chwili nie tylko szczęście dnia, lecz także los
Francji, z wiadomością, że pierwsze kolumny dywizji ukazują się na wysokości
San Guliano. Bonaparte odwraca się i na widok kurzawy, zwiastującej ich
przybycie, rzuca ostatnie spojrzenie na całą linię frontu, po czym z ust jego pada
rozkaz:
- Stój!
Słowo to niby iskra elektryczna przebiega cały front bitwy. Wszystko
zatrzymuje się. W tej chwili zjawia się Desaix, ubiegając swą dywizję o pół
godziny. Bonaparte wskazuje mu zaścieloną trupami równinę i zapytuje, co
sądzi o bitwie. Desaix, ogarniając jednym spojrzeniem sytuację, oświadcza:
- Sądzę, że bitwa przegrana. - Po czym wyjmując zegarek dodaje - Ale
dopiero jest trzecia godzina; mamy jeszcze dość czasu, by wygrać drugą bitwę.
- Taki właśnie mam zamiar - odpowiada lakonicznie Napoleon - i w tym celu
wydałem już odpowiednie zarządzenia.
Teraz rzeczywiście zaczyna się druga część dnia, a raczej druga bitwa pod
Marengo, jak ją nazwał Desaix.
Bonaparte objeżdża na koniu pozycje rozciągające się teraz od San Guliano
do Castelceriolo.
- Towarzysze broni - woła do żołnierzy wśród gradu kul padających u stóp
jego konia - cofnęliśmy się za daleko. Teraz nadeszła chwila, by pójść naprzód.
Nie zapominajcie, że przywykłem sypiać na pobojowisku!
Zewsząd podnoszą się okrzyki: Niech żyje Bonaparte! Niech żyje pierwszy
konsul! - ginące po chwili wśród odgłosu bębnów bijących do ataku.
Austriacy, którzy nie zobaczyli przybyłych nam na pomoc posiłków, są
święcie przekonani, że bitwę wygrali. Maszerują tedy dalej w regularnym
ordynku bojowym. Teraz Napoleon wydaje komendę: Naprzód! , której echo
rozbrzmiewa przez godzinę wzdłuż całego frontu. Za jednym zamachem
rozpoczynają wojska nasze ofensywę. Na całej linii grzmi ogień karabinów,
huczą armaty. Słychać miarowy odgłos kroków idących do szturmu w takt
dzwięków Marsylianki . Odsłonięta przez Marmonta bateria zieje ogniem.
Kirasjerzy pod wodzą Kellermanna rzucają się naprzód, przełamując obie linie
nieprzyjacielskie. Pędzi na okopy Desaix, przeskakuje zasieki, zajmuje
niewielkie wzniesienie i pada w chwili, gdy odwrócił się, by zobaczyć, czy podąża
za nim jego dywizja. Pod wpływem śmierci dowódcy jego żołnierze zdwajają
ogień. Komendę obejmuje generał Boudet, rzucając się na kolumnę grenadierów
austriackich, która go przyjmuje najeżonymi bagnetami. W tej samej chwili
wraca Kellermann, który - jak już wyżej powiedziano - przełamał obie linie i
widząc, że dywizja Boudeta znajduje się w utarczce z tą niewzruszoną masą, nie
dającą się zmusić do ustąpienia, wpada na jej skrzydło, wdziera się w sam środek
oddziałów, które ćwiartuje i rozbija w puch. W niespełna godzinę 5 000
grenadierów zostało rzuconych w rozsypkę i doszczętnie rozbitych. Dowódca
ich generał Zach zostaje wzięty do niewoli wraz ze sztabem.
Teraz nieprzyjaciel chce wysłać do ataku swą niezliczoną konnicę, jednak
nieustanny ogień muszkieterów, siejące spustoszenie kartacze i złowrogie
bagnety nie dopuszczają jej zbyt blisko. Murat manewruje na flankach
nieprzyjacielskich swą lekką artylerią i haubicami, szerząc spustoszenie w
szeregach kawalerii wroga. W tej chwili w szeregach austriackich wylatuje w
powietrze wóz z amunicją, co jeszcze zwiększa nieład. Na to tylko czekał generał
Champeaux ze swoją jazdą. Rzuca się naprzód, zręcznym manewrem maskując
swe niezbyt liczne siły, i wpada w sam środek pozycji wroga. Dywizje
Gardanne'a i Chambarliaca, którym poprzedni odwrót ciąży jeszcze na sercu,
rzucają się z całą furią zemsty. Lannes staje na czele swoich dwóch korpusów,
biegnie przed nimi z okrzykiem: Montebello! Montebello ! Bonaparte jest
wszędzie.
W tej chwili wszystko zaczyna się chwiać, szeregi zaczynają się cofać i
rozluzniać. Nadaremnie generałowie austriaccy usiłują nadać odwrotowi jakiś
porządek - przechodził on w bezładną ucieczkę. W pół godziny dywizje
francuskie przeciągają przez całą równinę, której przez cztery godziny broniły
piędz za piędzią. Dopiero w Marengo zatrzymuje się nieprzyjaciel, jednak
dywizja Boudeta, dywizje Gardanne'a i Chambarliaca ścigają go z ulicy na ulicę,
od placu do placu, od domu do domu. Marengo wpada w nasze ręce, Austriacy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl