[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z góry widok rozległy - dokoła zona w śniegu, bezludna, pochowali się
zeki, grzeją się, zaraz zawyje syrena - czarne wieżyczki, spiczasto
zaciosane słupy pod drut kolczasty. Jak patrzeć ze słońcem, to widać
drut kolczasty na słupach, pod słońce - nie widać. Słońce oślepia, oczu
nie można otworzyć.
Widać też opodal pociąg_elektrownię. Ależ dymi, kopci w niebo! Nagle
ciężko zasapał. Zawsze tak chrypi jak w chorobie, zanim zagwiżdże.
Zagwizdał. Ot, i niewiele zarwali z przerwy.
- Ej, stachanowiec! Nie guzdraj się z tym pionem - poganiał Kildigs.
- Lepiej sam popatrz, ile masz lodu na murze! %7łebyś go do wieczora
zdążył obrąbać! Niepotrzebnie kielnię przydzwigałeś na górę! - szydzi
Szuchow.
Chcieli stanąć przy swoich ścianach, tak jak było umówione przed
obiadem, ale brygadzista z dołu krzyczy:
- Ej, chłopcy! Musimy stanąć po dwu, żeby zaprawa w skrzyniach nie
zamarzła. Szuchow! Wez Klewszina na swoją ścianę, a ja będę robił z
Kildigsem. A tymczasem Hopczyk oczyści za mnie ścianę Kildigsa z
lodu.
Szuchow i Kildigs popatrzyli na siebie. Słusznie. Tak lepiej.
Chwycili za siekierki.
Szuchow nie widział już ani dalekiego stepu, na którym słońce rozjarzało
śnieg, ani ludzi, co wyszli na zonę z ogrzewanych pomieszczeń. Jedni szli
dłubać dołki, których nie wydłubali przed obiadem, inni mocować
zbrojenia, inni - stawiać krokwie nad warsztatami.
Widział tylko swoją ścianę - od
lewego winkla, gdzie mur wznosił
się aż do pasa, do prawego rogu
- tam gdzie jego ściana stykała się ze ścianą Kildigsa. Pokazał Sieńce,
skąd trzeba odkuć lód, sam rąbał zaciekle, to ostrzem, to obuchem,
odpryski lodu strzelały wokół, nawet w twarz, pracował szybko, ale nie
myślał o tym, co robi. Myślą i oczyma wydobywał spod lodu ścianę,
fasadę ciepłowni, kładzioną na dwa pustaki. Nie wiedział, kto tu murował
przed nim, nie wiedział, czy tamten nie umiał, czy robił byle zbyć. Teraz
Szuchow oswajał się z tą swoją ścianą. Tutaj poziom usiadł, za jednym
razem nie da rady wyrównać, trzeba będzie przez trzy rzędy nakładać
grubiej zaprawę. Tu mur wybrzuszył się na zewnątrz - to się naprawi przez
dwa rzędy. Szuchow przedzielił ścianę niewidzialną granicą - dotąd sam
będzie murował aż do lewego węgła, a Sieńka odtąd w prawo, do
Kildigsa. Szuchow liczył, że Kildigs nie wytrzyma, wymuruje za Sieńkę
nieco, Sieńce będzie łatwiej. A dopóki oni się będą grzebać z winklem,
Szuchow podgoni tutaj z pół ściany, żeby nasza para nie zostawała w
tyle. Przyuważył też sobie, gdzie mu powinni kłaść pustaki. Jak tylko
podręczni przynieśli je na górę, od razu przygadał sobie Aloszkę:
- Noś dla mnie. Tutaj kładz! I tu!
Sieńka kończył obrąbywać lód, Szuchow chwycił miotełkę ze stalowych
drutów, chwycił oburącz i raz_raz, raz_raz zaczął omiatać ścianę, górną
warstwę żużlowych pustaków, nie do czysta wprawdzie, ale do lekkiej
lodowej mgiełki, szczególnie starannie wymiatał na spojeniach.
Brygadzista wszedł na górę i póki Szuchow marudził z miotłą, przybił na
winklu listwę. U Szuchowa i u Kildigsa listwy już od dawna sterczą na
rogach.
- Hej! - Pawło krzyczy z dołu
- Czi tam je żiwa ludyna nawersi? Trymajte rastwor!
Szuchowa aż zatkało - przecież sznur jeszcze nie naciągnięty! Rzucił się
na listwy.
Postanowił, że będzie naciągał sznur nie na jeden rządek i nie na dwa,
ale na trzy od razu. %7łeby Sieńce było łatwiej, Szuchow zdecydował, że
przejmie od niego kawałek zewnętrznej warstwy muru, a podrzuci Sieńce
za to trochę wewnętrznego.
Przeciągając sznur od górnego nacięcia listwy objaśniał Sieńce i na
głos, i gestami, gdzie ma murować. Głuchy zrozumiał. Przygryzł wargę,
zezuje, pokazuje głową ścianę brygadzisty - no co, damy im popalić? Nie
będziemy gorsi! Zmieje się.
Już po sztagach wnoszą zaprawę. Zaprawę będzie nosiło ośmiu.
Brygadzista zdecydował, że nie będą stawiali murarzom żadnych tam
skrzynek na zaprawę, bo zaprawa szybciej zamarznie, jeśli ją przelewać.
Więc mają po prostu stawiać nosiłki, jedne na dwóch murarzy, nabierać
się będzie kielnią, wprost z nosiłek. A podręczni, żeby nie stali po
próżnicy na mrozie, mają układać pustaki na murze. Jak murarze wyrobią
całe nosiłki, to od razu podstawiają drugie z dołu, tamte zabierają. Na
dole przy piecyku skrzynie nosiłek trochę odmarzną, ci co noszą też, ile
tam zdążą.
Przynieśli dwie nosiłki naraz, na ścianę Szuchowa i dla Kildigsa.
Zaprawa paruje na mrozie, dymi, a ciepła z niej ledwie_ledwie.
Chlapniesz kielnię zaprawy na mur, zagapisz się odrobinę, a już ją
ścięło. Wtedy trzeba odkuwać młotkiem, kielnią nie da rady. Położysz
pustak nie tak jak należy, trochę krzywo - już nie poprawisz, przymarza.
Trzeba odbijać pustak obuchem siekierki, odkuwać zaprawę.
Ale Szuchow się nie myli. Nie wszystkie pustaki są jednakowe. Ten ma
odpęknięty róg, z tamtego żużel sterczy albo żeberko nierówne. Szuchow
wszystko to widzi od razu, widzi, którą stroną ten pustak chciałby leżeć,
widzi też miejsce na murze, które czeka na ten właśnie pustak.
Nabiera na kielnię dymiącej zaprawy, zrzuca na to miejsce, zapamiętuje,
gdzie było spojenie - bo pustak trzeba kłaść tak, żeby to spojenie
wypadło mu pośrodku. Zaprawy narzuca tyle tylko, ile pod jeden pustak.
Ostrożnie, żeby nie rozerwać rękawicy, bo pustaki z żelbetonu kaleczą
boleśnie ręce, chwyta z kupki upatrzony pustak. Wyrówna jeszcze
zaprawę kielnią i chlup na to pustak. Od razu go podrówna, podbija
kantem kielni, jeśli trzeba, tak żeby zewnętrzna warstwa ściany szła do
pionu, żeby cegła wzdłuż trzymała poziom i w poprzek. A pustak już
przymarzł, już trzyma.
Jeśli spod pustaka wylewa się nieco zaprawy, trzeba ją co rychlej odbić
kantem kielni, zrzucić na ziemię - latem zbiera się ją pod następną cegłę,
ale teraz ani o tym marzyć - trzeba jeszcze raz sprawdzić spojenie pod
pustakiem, bo zdarza się, że leży tam nie cała cegła, ale złożona z
połówek, dorzucić jeszcze zaprawy, z lewej strony trochę więcej, tak żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl