Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

planecie w ich własnym regionie! Wydaje mi się, czworonogu, że straciłeś wszystkie atuty i
musisz blefować!
Omniarch wyglądał na ponuro rozbawionego. - A wiec próbujcie poszukać, jeśli wola.
Wiem, że przy pomocy sprowadzonych tu specjalistów możesz niemal rozpylić te planetę, co
i tak nic ci nie da! Ale nie zapominaj, że kiedy wy będziecie tu kopać bezskutecznie, Vul
również będą się starali dotrzeć do tego i samego celu. Ani oni, ani Bizh z pewnością nie
omieszkają wyciągnąć prawidłowych wniosków z zobaczenia ogromnego statku, na którego
pokładzie jesteśmy w tej chwili. Powiązali sobie z sytuacją także i Chelkich. Podejrzewają, że
wiemy więcej, niż im kiedykolwiek ujawniliśmy. Tak więc beze mnie i bez współpracy
moich ziomków znajdujących się o wiele bliżej chciwych łap Vulmoti bardzo prawdopo-
dobne jest, że będziecie trzeci w tym wyścigu.
- A do kogo - warknął Vez - w tej chwili należy statek, na którego pokładzie jesteśmy?
Omniarch odpowiedział z posępnym uśmiechem: - Do Komendanta Johna Braysena,
Hohdańczyku, który teraz tym statkiem dowodzi. Ale on ma ze mną umowę zagwarantowaną
czymś, co dla jego rasy jest najważniejsze. Jeżeli chodzi o jakiekolwiek prawa do tego statku,
których obiecał ci udzielić, to jego rzecz. Nie interesuje mnie to za wyjątkiem konieczności
użycia tego statku teraz. Vez obrócił się do Chelki plecami, zapytał Johna krótko:
- Czy mogę wysłać stąd kilka przekazów i dyspozycji? Po chwili milczenia w sterowni
Vez dorzucił wyjaśniająco:
- Jeżeli już mam zaangażować się w to szaleństwo, musze zebrać o wiele większe siły.
I musze swoich przełożonych zawiadomić o możliwości zdobycia dziel Klee.
John nie zawahał się. Chciał doprowadzić do zakończenia targu, który łatwo mógł
przerodzić się w otwarty spór.
- Oczywiście, towarzyszu broni - powiedział.
XX
Luna szybko sunęła nad powierzchnią jałowej planety. John nerwowo obserwował
detektor masy, Vez siedział w fotelu drugiego pilota w każdej, chwili gotowy do wysłania
informacji dla swojej, wzmocnionej posiłkami floty, ukrytej w null o kilka sekund stąd.
Omniarch przycisnął koło przyrządu zdalnej kontroli Klee.
Jak do tej pory żaden intruz nie pojawił się w pobliżu. Nagle Omniarch wykrzyknął: -
Mam coś, Vez. Nie zbliżajmy się bardziej, Johnie Braysen!
John zatrzymał statek nad powierzchnią, mniej więcej na wysokości mili. Omniarch
przeprowadził dokładniejszą lokalizacje i wcisnął jakiś klawisz. Przez długą chwile nic się nie
działo, potem klakson Luny zawył gwałtownie. John rzucił okiem na przyrządy - to był
niegrozny alarm. Jakaś spora, ale nie ogromna masa metalu pojawiła się w pobliżu. Nerwowo
wyłączył klakson. Potem na bocznym wizjerze dostrzegł kotłujący się kurz i podskakujące
kamienie. Wcisnął guziki, by powiększyć obraz. Coś pomału pojawiało się przed ich oczyma
tak samo jak wtedy, kiedy olbrzymi statek Klee wyłaniał się przed jakimś czasem. To było
jednak o wiele mniejsze. Miało co najwyżej dwieście stóp długości i około dziesięciu stóp
średnicy. Powierzchnie miało to jasnoszarą bez żadnych występów czy jakichś
charakterystycznych cech, miało kształt idealnego cylindra. John analizował szybko: aby
spowodować alarm, ten przedmiot nie mógł być pusty. Ale co będzie w środku? Obserwował,
jak zagadkowe  coś" unosiło się zwolna.
- Omniarchu! Czy to jest na tyle bezpieczne, aby można było zabrać to na pokład?
- Oczywiście, Komandorze. Ale najpierw pozwól mi coś zademonstrować - znowu
pochylił się nad przyrządem zdalnej kontroli. Na ekranie John zobaczył maleńki przedmiocik,
który pojawił się pod cylindrem i opadł na ziemie.
- Co to było? Pokrywa luku?
- Nie, Vez Do Hanie. Tamten drobiazg to po prostu niewielka paczuszka przewodów
elektrycznych. Kazałem pojemnikowi wysiać ten pakunek na zewnątrz przez null. Nie można
by go było w inny sposób wyjąć, nie niszcząc pojemnika. Bo to po prostu puszka, w której
znajduje się bardzo wiele podobnych pakunków. Ale własny mechanizm tej puszki, Vez Do
Hanie, będzie zagadką jeszcze dla kilku waszych generacji. Nawet po przekazaniu im
wszystkich posiadanych przeze mnie informacji.
- Mogę wprowadzić te rzecz do luku numer cztery i do ładowni. Gdybyśmy mieli tutaj
Bertę... -otworzył luk. Omniarch powoli przysunął puszkę do Luny, a następnie
wmanewrował w luk.
Minęło jedenaście godzin. Pod koniec tego czasu Berta już była z nimi w pobliżu
planety. Musieli ją przywołać, aby zabrała na swój pokład wszystkie wydobyte przedmioty.
Jałowa pustynia wyrzuciła z siebie jeszcze cztery podobne pojemniki, około dwudziestu
puszek przenośnych, zawierających (jak oświadczył Omniarch) chemikalia, zapasy płyt
metalu, narzędzia, instrumenty naukowe, a nawet pożywienie w małych, zaplombowanych
paczuszkach. Vez Do Han i John uparli się, że muszą chociaż obejrzeć żywność Klee. Było to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org