Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pod dom Wągrowskiego i dzień i noc wypatrywaliśmy, co się u niego dzieje. A tymcza-
sem Wągrowski chodził codziennie po wino, potem śpiewano chóralnie i pojedynczo
 Szła dzieweczka do laseczka i  Gdy mi ciebie zabraknie . Co noc Wągrowski wypro-
wadzał z domu bandę grubasa i szedł z nią w coraz inne miejsce do lasu, gdzie kazał
kopać. Potem stwierdzał, że być może jutro przypomni sobie właściwe miejsce. Cier-
pliwość grubasa i jego ludzi zdawała się być niewyczerpalna. Ja także powściągnąłem
swoje zniecierpliwienie, mając świadomość, że pośpiech jest złym doradcą.  Kto chce
424
upolować grubego zwierza, musi umieć cierpliwie czekać w zasadzce  powtarzał
Winnetou. Monika zaczynała mieć wątpliwości.
 Na co właściwie czekamy? Czego się pan spodziewa?
 Nie wiem  odparłem szczerze.  Sądzę, że czekamy na  rozwój sytuacji .
 A jeśli sytuacja wcale się nie rozwinie? Nie jesteśmy wprawdzie z cukru, ale
chodzimy zakatarzeni i przemoknięci.
Bo warto wiedzieć, że skończyła się piękna pogoda i zaczęły padać deszcze. Lało
przez całe dnie, padało w nocy. Mieliśmy katar, a Wielki Bóbr zaczął nawet kaszleć.
Poiliśmy się gorącą herbatą z sokiem malinowym, łykaliśmy asprocole i antygrypiny.
 Po jakie licho tu siedzimy?  coraz częściej pomrukiwała niezadowolona Mo-
nika.
A ja odpowiadałem:
 Może się wybierze pani do grubasa i zapyta go, dlaczego daje się wodzić za nos?
 A czy nie przyszło panu na myśl, że oni wodzą za nos właśnie pana i nas, szefie?
Uśmiechnąłem się i nic nie powiedziałem. Ale dostrzegając rosnące zniecierpliwie-
nie Moniki pewnego dnia zabrałem ją na wycieczkę.
425
Mieliśmy akurat kolejny dyżur w pobliżu domu Wągrowskiego. Zajechaliśmy we-
hikułem na półwysep i pieszo, pod niebem pochmurnym i kapiącym rzadkim deszczem,
pomaszerowaliśmy w stronę wioski. Banda grubasa smacznie spała po nocnej libacji,
tylko Wągrowski poruszał się ospale na podwórzu. Narąbał drewna, a potem z komina
domu popłynęła smuga dymu  zapewne rozpoczął przygotowywanie śniadania dla
siebie i swych gości.
Monika głośno ziewnęła.
 Okropna nuda  stwierdziła.  Nigdy nie przypuszczałam, że praca detektywa
jest tak monotonna. Szefie, ma pan dla mnie jakieś zajęcie w Warszawie? Już wolę
siedzieć w biurze i odbierać telefony.
W milczeniu ująłem ją za rękę i poprowadziłem z powrotem w las. Nie wróciliśmy
jednak do wehikułu, tylko omijając jezioro Bądze leśną drogą maszerowaliśmy do wsi
Dolina i dalej, również leśnymi drogami  aż nad jezioro Gaudy. Deszcz przestał sią-
pić, od czasu do czasu w szarej powłoce chmur powstawały szczeliny i przebłyskiwało
słońce. Monika nie pytała, dokąd i po co idziemy  zdaje się gotowa była pójść nawet
426
do piekła, byle tylko nie tkwić przez cały dzień w krzakach i obserwować Wągrowskie-
go.
Zrobiliśmy chyba z siedem kilometrów, zanim ścieżka wzdłuż północnego brzegu
jeziora Gaudy doprowadziła nas do asfaltowej szosy i zabudowań dużego pegeeru. Za-
trzymałem się w pobliżu wypalonego podczas wojny pałacu, po którym zostały tylko
mury i wspaniały fronton, świadczący o dawnej świetności.
 Co to za pałac?  zainteresowała się Monika.  Gdzie jesteśmy?
 Pamięta pani mały dworek w Gardzieniu, gdzie mieszkała Jenny von Gustedt?
Ten pałac leży o trzydzieści kilometrów od tamtego dworku i także upamiętnił się poby-
tem niezwykle interesującej kobiety. Nazwisko jej brzmiało Maria Walewska. Jak pani
wie, była ona przyjaciółką cesarza Francuzów, Napoleona. Przebywał on w tym pałacu
przez wiele tygodni, gdy prowadził walki na terenie Prus, zdobywał Malbork i Gdańsk.
W tym to okresie zaprosił do tego pałacu Marię Walewską i spędził z nią tutaj, jak to
sam określał, wiele szczęśliwych chwil. Ta miejscowość i pałac nazywały się wtedy
Finckenstein i były rezydencją pruskich junkrów von Finckensteinów. Patrzy pani tu na
wypalone okna, na mury bez dachu i gruzy porosłe trawą. Zapewniam panią, że może
427
już za kilka lat pałacowi temu zostanie przywrócony dawny wygląd. Proszę jednak tro-
chę ruszyć swoją wyobraznią i na chwilę zapomnieć o wypalonych oknach, o murach
bez dachu, o gruzach porosłych trawą. Niech pani sobie przedstawi, że jest wiosna 1807
roku, do rezydencji Finckensteinów przybywa Napoleon, imperator i cesarz Francji. Jak
pisze Marian Brandys w swej biograficznej książce o Marii Walewskiej rezydencja pru-
skich junkrów stała się na dziesięć tygodni ośrodkiem dyspozycyjnym władzy dla połowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org