[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czo to było gdaniszko? - blondynek nie ustawał w pytaniach.
- Średniowieczna toaleta, a przy okazji ostatni punkt obronny, wieża wysunięta za
obręb murów i skutecznie blokująca napastników - próbował wytłumaczyć Rysio.
- Aha - mruknął blondynek, chyba nie do końca rozumiejąc w czym rzecz.
Ostrożnie zeszliśmy do asfaltu i obeszliśmy domki jednorodzinne dochodząc do tego,
w którego ogródku widzieliśmy resztki murów.
- Dzień dobry! - skłoniłem się siwiutkiej babuni z motyczką, porządkującej tulipany.
- Dobry - odpowiedziała staruszka.
Wyprostowała się kładąc jednocześnie dłoń na kręgosłupie zmęczonym wygięciem.
- Jestem z Ministerstwa Kultury i Sztuki - przedstawiłem się. - Przyjechałem w
sprawie murów.
Babcia podeszła do płotu.
- Znowu będziecie robić jakąś inwentaryzację? - zapytała. - Kiedyś byli tu tacy
studenci, cały ogródek przekopali.
- Czego szukali?
- Mówili, że jakiejś osady, pamiątek. Wykopali jakieś monety, groty strzał i włóczni.
Potem zapłacili odszkodowanie i poszli. Ot i cały zamek - zamachnęła się ręką pokazując na
kamienie.
- Ci studenci nie znaleźli żadnych komnat, przejść podziemnych?
- Nie. Taki profesor, który z nimi przyjechał, mówił, że zamek miał takie tajne
przejście, prawdopodobnie do kościoła i nad jezioro. Opowiadał, że gdzieś czytał, jak w
czasie potopu szwedzkiego grupa żołnierzy przepadła bez wieści.
Jeszcze parę minut staruszka opowiadała nam o wykopaliskach pod dawnym
zamkiem. Dzieci słuchały tego z otwartymi buziami.
- Ala fajne historie - jęknął blondynek.
Zaraz też powiedział „do widzenia” i zaprowadził swoich towarzyszy na górkę, gdzie
z patykami w dłoniach zaczęli się bić jak rycerze.
Podziękowałem miłej gospodyni za pomoc i wróciłem z harcerzami na rynek.
Wsiedliśmy do wehikułu.
- Mamy jeszcze dużo czasu do kolacji - powiedział Rysio. - Może pojedziemy gdzieś
jeszcze?
Zerknąłem do atlasu samochodowego i przeliczyłem liczbę kilometrów do
przejechania.
- Zgadzam się, pojedziemy jeszcze do Brodnicy i Kurzętnika. Nie sądzę, żebyśmy
znaleźli tam interesujące nas ślady, ale przynajmniej wy będziecie mieli jakąś korzyść.
Ruszyliśmy na północny wschód, drogą na Ostródę.
- Niech pan powie, czego właściwie powinniśmy szukać? - prosił Rysio. - Jedziemy
oglądać zamki, ale nie wiemy, co tam jest najważniejsze.
- Przyznam się wam szczerze, że sam nie wiem. Jedyną wskazówką ma być żywot
świętego Jodoka. Czego mamy szukać? Nie wiem. Czegokolwiek. Boję się, że Ćma ma od
swojego mocodawcy jakieś wskazówki. Jakim cudem w Bierzgłowie od razu wszedł do
podziemnego przejścia i znalazł ukrytą komnatę?
W Brodnicy zaparkowałem przy uliczce równoległej do Drwęcy. Przeszliśmy przez
most. Po lewej stronie widzieliśmy relikty miejskich murów i pałac Anny Wazówny, po
prawej sterczała w niebo wysoka, ośmioboczna wieża zamkowa. Dawne mury zamku były
widoczne tylko w zarysie. Przeszliśmy przez kolejny most nad fosą.
- Zamek wybudowano w pierwszej połowie XIV wieku, a zburzono w 1787 roku -
Rysio przeczytał z tablicy informacyjnej. - Zachowała się tylko wieża wysokości 55 metrów.
Skoro tak, to nie mamy tu czego szukać.
Chłopak gotów był odwrócić się na pięcie i odejść, tym bardziej że głośna muzyka z
ogródków piwnych nie nastrajała do zwiedzania.
- Poczekaj, nie wolno lekceważyć żadnego śladu - zatrzymałem go.
Weszliśmy po kilku schodkach pod podest przed drzwiami do wieży. Wrota były
zamknięte, a my z tego miejsca mieliśmy lepszy wgląd w charakter nieistniejącej budowli.
Rozglądałem się na wszystkie strony, po wieży, studni, odsłoniętych piwnicach. Jakaś
iskierka zrozumienia zaczęła tlić się w mej głowie, ale nie potrafiłem schwytać jej jeszcze i
rozdmuchać, żeby zajaśniała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl