[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeciwległym drzwiom.
Dick jeszcze chwilę spoglądał na nią. Gdy znikła za drzwiami, podniósł
odruchowo obie dłonie, przycisnął do silnie tętniących, rozpalonych skroni i
stał bez ruchu, pogrążając się w myślach. Nie spotkał jeszcze w życiu
podobnej kobiety. Olśniewała go swym czarem, opętała mu zmysły. Jak się
mógł odważyć, dlaczego to zrobił? Czyżby naprawdę działał tu sen nocy
letniej"? Nie żachnęła się jednak, okazała mu względy.
Spojrzał przez okno. Na zachodnim niebie rumieniła się łuna. Obrócił się
żywo i serce mu nagle zabiło radością. Miał dziwne uczucie, że całą swą
istotą zanurzył się w łunie. Czuł jej płomień, jak przenikał mu duszę. Z głębin
świadomości dobyła się na usta modlitwa do Boga.
Pomóż mi, Boże! wyjąkał półszeptem. Uczyń mnie lepszym,
godnym jej łaski!
Ocknął się wreszcie i skierował swe kroki na długi korytarz.
Nie był tu obcy. Znał ten dom od wieku dzieciństwa. Stosunki jednakże
zmieniły się teraz zasadniczo. Od chwili, gdy Fielding się ożenił, nie mógł tu
wchodzić, nie zgłosiwszy się przedtem. Zanim mu powierzono posadę w
szkole, spełniał tu funkcje sekretarza Fieldinga. Wydalono go potem, gdyż
żona Fieldinga od pierwszej chwili objawiała mu swą niechęć. Nie mogła go
znieść. Wiodła ze swym mężem spory o niego, a każda jego wizyta, złożona
Fieldingowi, wywoływała awantury. Dick przyjmował to z uśmiechem
pogardy. Nie zarzucił wprawdzie wizyt, aby uczynić jej zadość, ale zjawiał
się rzadziej, coraz bardziej formalnie i przeważnie nie widywał jej poddfeas
krótkich odwiedzin.
Korytarz był pusty. Minął go szybko, skierował się do hallu i przystanął po
chwili przed drzwiami Fieldinga. Zapukał krótko i otworzył je zaraz, nie
czekając wezwania.
O, to pan? powitał go Fielding. Jak się pan tu dostał? Ach, już
rozumiem. Złapała pana burza.
Zdołałem się schronić odrzekł Green i postąpił naprzód. Fielding
rozparł się w skórzanym fotelu i czytał gazetę. Spojrzał na
Dicka trochę niechętnie.
Iz czym pan przychodzi? ciągnął po chwili. Green przystanął.
Przede wszystkim przepraszam za przykry wypadek, który spowodował
mój brat.
Jak to? przerwał mu ostro Fielding. Siedział bez ruchu, spoglądając
na Greena z nie ukrywaną złością. Myśli pan może, że to mi wystarczy,
gdy pan mnie przeprosi?
Czy wolno mi usiąść? ozwał się Green. Chwycił za krzesło i
przysunął je bliżej.
Proszę, usiądz pan ozwał się Fielding. I wytaczaj pan dalej swe
marne argumenty. Pan zawsze jest gotów do bronienia tego draba. Ale za
dużo mi już tego, to musi się skończyć. Jeśli nie zrobi pan porządku i nie
odeśle go do diabła, to zapowiadam panu z góry, że dojdzie do zatargu. Nie
ścierpię tego dłużej, słyszy pan co mówię? I znajdę już wyjście, gdy pan
będzie się upierał. Pański brat jest niebezpieczny i musi stąd zniknąć.
Green się przechylił i spojrzał mu w oczy.
Czy pan słyszy, co mówię? wściekał się Fielding. Green przytknął.
Słyszę, sir.
I cóż? niecierpliwie nalegał Fielding.
Dick ponownie spojrzał mu w oczy. Miał minę twardą, niestropioną
zupełnie niemiłym przyjęciem.
Jeszcze raz przepraszam ozwał się krótko. Ale odpowiedz na
pytanie zostaje ta sama: nie mogę, sir.
Zobaczymy! zagrzmiał złowrogo Fielding. Ryczał jak zwierz,
pobudzony do złości.
Dick się nie ruszał.
On należy do mnie odezwał się w końcu. I biorę odpowiedzialność
za wszystko, co robi.
Idz pan do licha! żachnął się Fielding Jak pan to rozumie?
Czy odpowiadając za psa, który wścieka się i gryzie, potrafi pan zapobiec,
by kogoś nie ugryzł? Taki pies jest niebezpieczny, zagraża otoczeniu. I nie ma
pan prawa ukrywać go w domu.
Za pozwoleniem, sir przerwał mu Dick. To porównanie jest
kiepskie, nie może się utrzymać. Robin jest spokojny i zupełnie niegrozny,
gdy go nikt nie podrażni. A tymczasem dowiaduję się, i to z ust miarodajnych,
zasługujących na wiarę, że miał pewien powód, gdy popełniał ten wybryk.
Nie wchodzę w szczegóły, konstatuję tylko fakt. I daleko mi do tego, bym
pochwalał, co zrobił. Zapewniam jednak pana, że został przez kogoś złośliwie
sprowokowany.
Sprowokowany? zdumiał się nagle Fielding. A któż go
sprowokował? Nie Jack, przypadkiem?
Dick się zawahał.
Tak, to on odrzekł w końcu. Miał pewien powód, ale postąpił jak
głupiec. On znęca się nad nim, lubi go drażnić. Ale takich jest więcej,
wszyscy to robią.
Z wyjątkiem pana odezwał się Fielding. Iz wyjątkiem miss Moore,
która również go zawsze bierze w obronę.
Zupełnie słusznie odezwał się Dick.
Nie rozumiem, dlaczego obruszył się Fielding. Pochwycił w tej
chwili ramię Dicka. Ale rozprawmy się szczerze. Czy dąży pan do tego,
abym zerwał z nim przyjazń? A zanosi się na to, tym razem jeszcze bardziej,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl