Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tu go brat wyprzedził, choć on temu winien nie był. Po mszy świętej poszedł zaraz do stryja do
zakrystii i całując go w rękę przeprosił, że prędzej zdążyć nie mógł. Przywitali się z bratem
milcząco i z daleka, co Paczury oka nie uszło.
 Kawał bo drogi do mnie  rzekł Wicek  i choć, Bóg widzi, wstałem rano, ale póki się
wszystko wydało i zadysponowało, choć konie razno biegły, już na czas nie przybyłem. Na grobli
w %7łyznowie fura z sianem zagrzęzła i podle niej ledwie się było można przedrzeć, tak wąsko.
 Nic się tak złego nie stało  odparł proboszcz  jeszczeście w porę na przeżegnanie
przybyli.
Zatem na śniadanie szli oba za stryjem, przez znajomy ów cmentarz, przypominający swawole
dziecięce, przez dzwonnicę, w której głupi Bartoch podniesionymi rękami i śmiechem ich witał,
przez dziedziniec, na którym stała Magda w czepcu, na ten dzień żółtymi wstęgami
przystrojonym. Z gości, jak się spodziewał ksiądz Paczura, nie było nikogo, oprócz starego
Hołłowicza, który pozbawiony będąc nadziei oglądania księdza u siebie, sam się do niego
wprosił. Ten niewiele komu zawadzał. Ksiądz Paczura wesoły był dnia tego, przy mszy świętej
jakiś duch w niego wstąpił, który mu serce rozradowywał. Przypomniał sobie wszystkie życia
swojego przygody, wszystkie łaski Opatrzności, frasunki, w których został pocieszony, niedole, z
których go ręka Boża dzwignęła, i przejęty wdzięcznością, patrzał wesoło na synowców, bo i
tych dziwnym trafem, a raczej łaską niebieską, potrafił tak wychować i wyprowadzić na ludzi.
Spostrzegł jednak zaraz, że Wacek i Wicek tak się jakoś ustawili, że ich stół dzielił i jak
najdalej od siebie zajęli miejsca. To go nieco zachmurzyło.
 Co to z was za poważni ludzie dzisiaj!  rzekł przy śniadaniu.  Ho! Ho! Jak to
niedawno swawoliło się tam pod murem i siadało pod daszkiem& Hę? Dziś się już ani do ludzi,
ani do siebie tak ochoczo i razno nie śmiejecie.
 Co jegomość dobrodziej chce?  wtrącił Hołłowicz.  A to już każdy z nich ma troski
swe.
 Jakie troski?  rozśmiał się proboszcz.  Panu Bogu tylko dziękować, bo im się wiodło i
wiedzie, jak rzadko komu! Powinni by się śmiać od rana do wieczora.
%7ładen z braci się nie odezwał.
42 Wiązanie  podarunek imieninowy, prezent.
Dzień był dziwnie piękny jak na kwietniowy, słońce świeciło, powietrze było ciepłe, ptaszki
śpiewały, okna nawet już tego dnia pootwierano. Kończyło się śniadanie, gdy proboszcz
żartobliwie dodał:
 Na pamiątkę dawnych chwil tu spędzonych powinniście ichmość oba  ręka w rękę 
pójść razem na cmentarz i pod ten daszek, aby po bratersku, po staremu pogwarzyć z sobą.
Słyszę, że się teraz rzadko spotykacie, niechby się dawna poczciwa miłość odświeżyła.
Wacek i Wicek zarumienili się oba, nawykli byli tak słuchać stryja, że słysząc to powstali,
trwożliwie na siebie spojrzeli i zabierali się już do wyjścia&
 Rzeczywiście, ja tu jeszcze mam z panem Hołłowiczem coś do pomówienia. Pójdzcie się
przejść i pogawędzić z sobą.
Tym fortelem, niezbyt wyszukanym, ksiądz Paczura zmusił ich niemal, aby się do siebie
zbliżyli. Wzięli tedy czapki porzucone u drzwi i milcząc wyszli z izby. Przeszedłszy sień, stanęli
w progu, spojrzeli sobie w oczy i nic nie mówiąc jeszcze, wolnym krokiem pociągnęli ku
cmentarzowi. Szli obok siebie  Wacek patrzał na drzewa, na których pączki wzbierały, Wicek
pod nogi. Koło dzwonnicy spotkali Bartocha, któremu oba, jakby jedną tknięci myślą, dobyli z
kieszeni i dali po kilka groszy. Wesoły uśmiech im za to podziękował. Dalej drożyna cmentarna
była wąska; Wacek poszedł przodem, Wicek za nim. Nie odzywając się jeszcze do siebie, stanęli
naprzeciw drzwi kościelnych. Stąd już mur, kędy dawniej siadywali, widać było i ów kamień
upadły, na którym się oba mieścili. Krzewy, osłaniające go w lecie, nie miały jeszcze liści, stały
nagie, miejsce więc dobrze stąd wpadało w oczy.
 A co?  odezwał się cicho Wacek.  Czy siądziemy tam znowu?
 Dlaczego nie!  żwawo odparł młodszy.  I owszem, chodzmy&
 Tylko to pytanie  rzekł starszy  czy my się tam teraz pomieścim oba?
 Spróbujmy  zawołał Wicek i ruszył przodem ku kamieniowi. Wicek siadł pierwszy, ale
na samym rogu, Wacek na drugim, obu nie było bardzo wygodnie, lecz widocznie unikali
zbliżenia się i otarcia o siebie, bo środkiem dość miejsca zostawało.
 Mnie się widzi  odezwał się Wicek, zbierając na odwagę  że stryj nas tu umyślnie
posłał, bo mi kilka razy dawał do zrozumienia, że mu to nie w smak, iż my z sobą nie żyjemy.
Wacek spojrzał i zdał się zamyślać.
 To trudno  rzekł nieco zmieszany  kiedy z nas każdy gdzie indziej i ma co do roboty&
 Pewnie  pochwycił Wicek  mnie gospodarstwo zajmuje czasu dużo, a wam około
lasów objażdżki. Jam temu nie winien.
 Juścić i nie ja  powtórzył Wacek.  Co innego, gdyśmy dziećmi byli.
 A tak, co innego  począł Wicek.  Jak tu się koło tego muru w piłkę grywało&
pamiętasz?
Westchnął Wacek& Zamilkli.
 Prawdą a Bogiem  rzekł młodszy  mógłbyś do mnie, objeżdżając lasy, czasem wstąpić.
Wiele to razy tak było, żeś u leśniczego pod nosem moim popasał, a mnie minął.
 Ot, ja nie wiem, czy się to kiedy wydarzyło  zamruczał Wacek  może być, alem
pewnie spieszyć musiał.
 E, e!  zaczął Wicek.  Mówmy prawdę, nie chciało ci się.
 No, a uderz się w piersi  odezwał się starszy.  Bywasz często, o i bardzo często w
Zalesiu, a czy kiedyś się tak wybrał, żebyś mnie tam zastał!
 A jam temu co winien!  wykrzyknął Wicek.
 Gadaj zdrów, jakbyś to nie wiedział, kiedy mnie można znalezć  mówił Wacek  jać
przecie mam dni moje, w których objeżdżam lasy.
Wicek ramionami ruszył.
 Dosyć, że jakoś się nam spotykać co dzień trudniej  rzekł.  Ludzie to nawet uważają,
że my siebie unikamy, ale  jam nie winien.
 Ani ja, ani ja  przerwał starszy.
 A któż?  zagadnął Wicek.
 Albo ja wiem  mruknął drugi.
I siedzieli znowu jakiś czas w milczeniu, spoglądając w prawo i lewo. W prawo chmura
wróbli unosiła się z krzykiem nad zaroślami i starymi krzyżami, w lewo dwie sroki na mur
wlazłszy odpowiadały im wołaniem szyderskim.
 Wyście nawet gospodarstwa mojego nie widzieli prawie  odezwał się wreszcie Wicek 
a słowo daję, mógłbym się pochwalić. Starosta jak ostatnią rażą zajechał do mnie, nie mógł
dworku poznać i zabudowań. Tak go to zdziwiło, że na dzierżawce tyle sobie pracy zadaję, iż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org