[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czeka ją długa dyskusja z córką, zanim uda sieją sprowadzić z powrotem do domu.
- Chyba nie jesteś zbyt zmęczona? - spytała z niepokojem.
- Nie, mamusiu, ale chcielibyśmy porozmawiać z tobą i tatusiem na osobności w
pewnej bardzo ważnej sprawie. Czy możemy wejść do gabinetu?
Stefcia, coraz bardziej zdziwiona, zadzwoniła na lokaja.
- Sprawdz czy pan jest zajęty, czy też możemy się teraz z nim zobaczyć - poleciła
krótko. W chwilę pózniej lokaj otwierał przed całą trójką ciężkie drzwi. Anna i Andrzej
zatrzymali się, aby sprawdzić czy starannie je za nimi zamknął.
Waldemar rzucił Stefci pytające spojrzenie, ale od razu się zorientował, że i ona nie
ma pojęcia o co chodzi. Chyba nie zamierzają prosić o pozwolenie na ślub, pomyślał
sarkastycznie. Tego jeszcze brakowało! Z pozornie obojętnym wyrazem twarzy podsunął
fotel żonie, wskazując jednocześnie dwa sąsiednie córce i Andrzejowi. Młodzi ludzie
popatrzyli na siebie, jakby chcieli uzgodnić, które z nich pierwsze się odezwie. Andrzej
nieznacznie skinął głową co, jak zauważył Waldemar, sprawiło Annie dużą satysfakcję. Nie,
to chyba nie chodzi o ślub, pomyślał z ulgą.
- To, co powiemy, nie jest żadnym sztubackim dowcipem - zaczęła niepewnie
dziewczyna. - Zaczęło się to mniej więcej jakieś dwa miesiące temu, może nawet dawniej,
tylko wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Którejś nocy nie mogłam spać, wyjrzałam przez
okno i nagle zobaczyłam światło w nie zamieszkałym skrzydle zamku. W pierwszej chwili
myślałam, że to przywidzenie, ale to światło poruszało się tak, jakby korytarzem szedł ktoś ze
świecą w ręku. Nie zastanawiałam się nad tym, ale kolejnej nocy znów je zobaczyłam, i
jeszcze raz. Postanowiłam powiedzieć o tym Andrzejowi. Uznaliśmy, że może to jakaś para
służących wyznacza tam sobie spotkania. Na wszelki wypadek jednak Andrzej postanowił to
sprawdzić. Po kolacji został w bibliotece, a ja miałam czuwać przy oknie swojego pokoju.
Wszystko jednak zepsułam - Anna zaczerwieniła się i na moment przerwała opowieść,
błagalnie patrząc na Andrzeja, który natychmiast zrozumiał tę prośbę o pomoc.
- Anna zeszła do biblioteki, bo bała się o mnie. Nie mogłem jej narażać, więc
odprowadziłem ją do jej pokoju i tej nocy nie udało mi się zbadać zródła tego tajemniczego
światła. Potem przez szereg dni przestało się pojawiać... Przyjechali goście, zamek był pełen
ludzi i to prawdopodobnie zniechęciło tego kogoś do nocnych wędrówek. Od mniej więcej
tygodnia wznowił jednak te spacery. Tym razem postanowiłem go przyłapać. W nocy
zaczaiłem się we wnęce, tuż przy drzwiach do tamtego skrzydła. On otworzył drzwi i wszedł,
ja za nim. Jak zwykle zatrzymał się w pokoju, który wcześniej podobno był buduarem Heleny
Michorowskiej...
Waldemar i Stefcia, którzy początkowo słuchali tej opowieści jak bajki, teraz nie
potrafili opanować ciekawości.
- Kto to był? - wykrzyknęli jednocześnie.
- Rafał Orczyk - cicho odpowiedział Andrzej.
W gabinecie zapanowała cisza, którą po długiej chwili przerwał Waldemar:
- Czy wiesz, po co tam chodzi? - spytał bezdzwięcznie, jakby bardzo zmęczony.
- Nie. Przypuszczam, że czegoś szuka. Dotąd nie znalazł i bez względu na to, co to
jest, niemożność odnalezienia tego wprawia go w rozpacz - Andrzej domyślał się, co dzieje
się teraz w duszy Waldemara i starał się być jak najbardziej rzeczowy. Z zaskoczeniem
poczuł, że najchętniej powiedziałby coś, co mogłoby przemówić na korzyść Rafała.
Uprzytomnił sobie, że właściwie nie wierzy, aby młody nauczyciel działał na szkodę rodziny
Michorowskich...
Waldemar jednak najwidoczniej nie życzył sobie, aby ktoś się nad nim litował. A
raczej nad jego karygodną łatwowiernością. Ten człowiek, którego przyjął pod swój dach i
traktował jak kogoś bliskiego, knuł coś za jego plecami. Należy szybko dowiedzieć się, co...
- Nie wspominajcie nikomu o tym, co mi dziś powiedzieliście - zwrócił się do Anny i
Andrzeja. - Pan Orczyk nie powinien się domyślić, że został zdemaskowany. Dziś w nocy
poczekamy na niego w pokoju Heleny. - Spojrzał pytająco na Andrzeja, który tylko skinął
głową. - Teraz chciałbym zostać sam...
- Tatusiu! - odważyła się odezwać Anna. - Przecież panu Rafałowi niczego jeszcze nie
udowodniono! Nie potępiaj go, zanim nie poznasz jego tajemnicy, bo jestem przekonana, że
kryje się w tym tajemnica, której nie mógł nam zdradzić...
- Prosiłem, żebyście zostawili mnie samego - zimno powtórzył Waldemar.
Wszyscy troje wstali i wyszli bez słowa. Nie umawiając się, zgodnie skierowali się do
pokoju Stefci. Było to jedyne miejsce, w którym mogli spokojnie omówić całe wydarzenie.
- Przykro mi ze względu na ojca - Anna miała łzy w oczach - ale wierzę, że uda się
znalezć przekonujące wyjaśnienie tego dziwnego zachowania Rafała.
- Od kiedy zobaczyłem jego twarz, tam w pokoju panny Heleny, nie wierzę, aby
zamierzał coś złego - poparł ją Andrzej.
- To dlaczego ta tajemnica? - zawołała Stefcia. - Czy Waldemar Michorowski jest
człowiekiem nie zasługującym na zaufanie? To właśnie najbardziej go zabolało! Nie
pamiętam, żeby mówił kiedyś takim tonem, jak dzisiaj! Szczęśliwie zgodził się, żebyś mu
towarzyszył w nocy - zwróciła się do Andrzeja. - W przeciwnym razie sama bym poszła,
nawet wbrew jego woli. Umierałabym ze strachu myśląc o tym, że on jest tam sam i może
grozić mu niebezpieczeństwo!
- Nie ma żadnego niebezpieczeństwa - wyrwało się Andrzejowi.
- Mamy jedynie taką nadzieję, ale nie możemy być tego pewni. - Stefcia zadzwoniła
na pokojówkę. - Nie wiem jak wam, ale mnie dobrze zrobi kieliszek czerwonego wina!
- Oboje z entuzjazmem pokiwali głowami, wymieniając jednak rozbawione tym razem
spojrzenia. Stefcia wypijała czasem przy obiedzie kieliszek wina, ale nigdy się chyba dotąd
nie zdarzyło, aby zażądała wina przed obiadem...
* * *
Gdyby Rafał nie był tak bardzo pochłonięty własnymi myślami, niewątpliwie
zauważyłby to, co natychmiast odnotowała służba: że atmosfera podczas obiadu była dziwna i
nienaturalna. Wszyscy starali się być rozmowni i ożywieni, omijając go spojrzeniami. Nikt
też nie zwrócił się do niego z żadnym bezpośrednim pytaniem, ani żadną uprzejmą uwagą na
temat pogody czy smaku potraw. Kunszt szefa kuchni nie został tym razem należycie
oceniony. Półmiski wracały niemal pełne. Jedynie wina wypito więcej niż zwykle. Podejrzany
był także pośpiech, z jakim Stefcia dała znak wstania od stołu i szybkość, z jaką zniknęli
współbiesiadnicy. Anna i Andrzej udali się na przerwaną przed obiadem przechadzkę, Stefcia
zniknęła w swoim buduarze, a Waldemar zamknął się w bibliotece. Służba stąpała na palcach,
jakimś dodatkowym zmysłem wyczuwając, że w zamku nastał sądny dzień i biada temu, kto
się niebacznie czymś narazi.
Andrzej, nie słuchając protestów, szybko odesłał Annę do jej pokoju, przypominając
jej, że wciąż jeszcze nie jest w pełni zdrowa. Dziewczyna protestowała jednak bez zapału.
Czuła się zmęczona przechadzką, a ponadto wyczerpana nadmiarem wrażeń. Uprzytomniła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl