[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Widocznie dzwonił z pracy, mimo że to była sobota. - Mamy tu mały kryzys. Będę
zajęty co najmniej do siódmej wieczorem. Może przyjadę po ciebie, jak skończę, i
pójdziemy razem coś zjeść?
Istniało co najmniej tysiąc powodów, by odmówić.
- Chętnie.
- No to do zobaczenia. - Brzęknęła odłożona słuchawka.
Blossom co najmniej przez pięć minut wpatrywała się w telefon.
Wytłumaczyła sobie, że jest zmęczona po nieprzespanej nocy i że to, co się z nią
teraz dzieje, nie ma nic wspólnego z przyjaznym ciepłym głosem, który dopiero co
słyszała w słuchawce.
Postanowiła położyć się na chwilę.
Nie przypuszczała, że zaśnie, tymczasem ledwie się położyła, już zadzwonił
budzik nastawiony na szóstą.
63
S
R
Blossom wzięła prysznic, ubrała się w swoją ulubioną sukienkę bez rękawów i
sandałki, rozpuściła włosy. Jeszcze tylko wzięła rozpinany sweter, żeby wieczorem
nie zmarznąć, i już była gotowa do wyjścia.
Zak zjawił się tuż po siódmej.
- Pięknie wyglądasz - pochwalił, uśmiechając się do niej.
Blossom była ciekawa, czy zauważył, że przypięła do sukienki broszkę w
kształcie pszczółki, którą od niego dostała.
Melissa była przekonana, że kryształ, z którego zrobiono broszkę, nie jest
żadnym kryształem, tylko prawdziwym diamentem. Pozwoliła sobie nawet zanieść
broszkę do jubilera, żeby się przekonać, czy ma rację. Miała. To był prawdziwy dia-
ment, w dodatku bardzo piękny. Tak powiedział jubiler. A srebro wcale nie było
srebrem, tylko platyną. Tak więc prezent okazał się bardzo kosztowny, nawet jak na
tak bogatego człowieka jak Zak Hamilton.
Zak był bez krawata, koszulę rozpiął pod szyją, na podbródku czernił się
popołudniowy zarost. Wyglądał na zmęczonego, przez co wydał się Blossom
jeszcze bardziej pociągający, choć nie miała pojęcia dlaczego. Może dzięki temu
wyglądał bardziej jak zwykły człowiek, niż jak fotografia z magazynu dla
eleganckich panów?
- Miałeś ciężki dzień? - spytała Blossom, kiedy już siedzieli w samochodzie.
- Powiedzmy, że bywały lepsze. - Zak się do niej uśmiechnął, pocałował ją
delikatnie. - Ale teraz już jest po wszystkim, a wieczór zapowiada się wspaniale.
Blossom poczuła się szczęśliwa. To nic, że pewnie nieraz już tak mówił i że
nie ona jedna to usłyszała i że to zupełnie, ale to zupełnie nic nie znaczy. Zrobiło jej
się przyjemnie i już. Niestety, lista wad Zaka od tego się nie wydłużyła.
- Uporałeś się z firmowym kryzysem? - spytała, gdy wyjechali na szosę.
- Tak. - Zak skinął głową. - Bardzo nieprzyjemna sytuacja. Dowiedziałem się,
że jeden z moich pracowników fałszuje księgi rachunkowe.
- Księgowość wirtualna?
64
S
R
- Coś w tym rodzaju - odparł. - Zapytałem tego człowieka wprost. Potwierdził,
ale miał na to wytłumaczenie: długi karciane, chora matka, zajęcie domu...
Wszystkiego próbował.
- Mówił prawdę?
- To nie jest istotne. - Zak się skrzywił. - Alex znał mnie na tyle dobrze, że
mógł przyjść i powiedzieć o swoich problemach. Studiowaliśmy razem i to ja
osobiście go sprowadziłem do firmy, jak tylko przejąłem interesy po ojcu. Może
właśnie dlatego stał się taki bezczelny? Myślał, że mu nic nie zrobię?
- Zawiadomiłeś policję? - spytała, choć nie powinno jej to obchodzić.
- Nie, skąd. Zwolniłem go i zapowiedziałem, że dopilnuję, by już nigdy w
życiu nie dostał posady księgowego. Będzie się musiał niezle nagimnastykować,
żeby mi zwrócić to, co ukradł, a on nie przepada za ciężką pracą. Zresztą nie tylko
mnie jest winien pieniądze.
- Przecież może się wyprowadzić z Londynu albo wyjechać zagranicę -
zauważyła.
- Nie może. - Zak pokręcił głową. - Kilku z tych, których naciągnął na
pożyczki, ma bardzo długie ręce i Alex doskonale o tym wie. Do końca życia będzie
te długi spłacał ze świadomością, że sam zmarnował sobie życie.
- Lepiej by było dla niego, gdybyś zawiadomił policję - stwierdziła Blossom.
- Nie chcę, żeby jego matka, która jest naprawdę miłą kobietą, miała cierpieć
przez to, że jej nazwisko jest ciągle w sądach.
- To ty znasz jego matkę? - zdziwiła się Blossom. - Naprawdę zachorowała?
- Tak, ale dopiero niedawno. Dla Alexa to była tylko wymówka.
- Skąd wiesz? - Nie wiedzieć czemu poczuła współczucie dla człowieka,
którego nigdy nie poznała, i dla jego chorej matki.
- Bo mi powiedziała.
65
S
R
- Poszedłeś do jego matki, żeby ją uświadomić, że ma syna złodzieja? -
Blossom nie posiadała się ze zdziwienia. Coraz bardziej współczuła biednej
bezbronnej staruszce.
- Niezupełnie. - Zak był bardzo oszczędny w słowach.
A więc załatwił sprawę przez telefon. Jeszcze gorzej!
- Czy to ważne? Przecież nawet nie znasz tych ludzi.
Ludzi, o których nieszczęściach donosiły wiadomości telewizyjne, też nie
znała, ale nie przeszkadzało jej to odczuwać wobec nich współczucie. Skoro Zak
tego nie rozumiał, to rzeczywiście było z nim coś nie w porządku.
- Już znam, bo mi o nich powiedziałeś - stwierdziła z wyższością. - Dowiem
się, w jaki sposób powiadomiłeś jego matkę czy nie?
- Nie powiadomiłem jej.
- Ale przecież sam powiedziałeś...
- Nie ja to powiedziałem, tylko ty - wpadł jej w słowo. - To jego matka
przyszła do mnie, żeby mi opowiedzieć, jak synek przegrał rodzinny dom i jak
wyprowadza pieniądze z mojej firmy. Zaczęliśmy rozmawiać i wtedy się okazało, że
kilka dni wcześniej stwierdzono u niej białaczkę.
- Matka Alexa sama ci powiedziała o jego oszustwach? - Blossom wpatrywała
się w niego oniemiała.
- Mówiłem, że to bardzo miła starsza pani. Jest przerażona tym, co zrobił syn.
Kazała mu przyjść do mnie i do wszystkiego się przyznać, bo inaczej sama to zrobi.
Alex widocznie uznał, że matka blefuje, więc w końcu rzeczywiście musiała sama
załatwić sprawę.
Blossom nie wierzyła własnym uszom. %7łeby matka oskarżała swojego syna?
- Jakiś czas temu - opowiadał Zak - Alex namówił ją, żeby przepisała na niego
dom. Zrobiła to, bo nie wiedziała, że synalek gra w karty. Opowiedziała mi o
wszystkim, bo chce, żeby Alex poniósł konsekwencje. A o białaczce powiedziała
przypadkiem. Miała umówioną wizytę u lekarza, musiała wyjść o określonej
66
S
R
godzinie i tylko dlatego się dowiedziałem. To nie jest kobieta, która się użala nad
sobą.
- Biedna... - Blossom zrobiło się bardzo przykro. Także dlatego, że bardzo zle
myślała o Zaku i okropnie się tego wstydziła. - Czy ona wyzdrowieje?
- Mam nadzieję. - Zak znów stał się oszczędny w słowach.
- Ale gdzie będzie mieszkać, jeśli trzeba sprzedać dom, żeby spłacić długi?
- Ja mam dom.
- Ale czy ta pani będzie miała z czego zapłacić czynsz? - dopytywała się
Blossom.
- Nie będzie płaciła żadnego czynszu. - Zak poprawił się na fotelu. Był chyba
zniecierpliwiony tą rozmową. Nie chciał, żeby wiedziano, że ma dobre serce?
Blossom była szczęśliwa, że on nie umie czytać w jej myślach. Spaliłaby się
teraz ze wstydu, gdyby się dowiedział, co jeszcze przed chwilą sobie o nim myślała.
Trzeba było natychmiast zmienić temat rozmowy.
- Dokąd właściwie jedziemy? - zapytała.
- Znam takie miłe miejsce w Harrow. Na pewno ci się spodoba.
- W Harrow? Jak się nazywa? - spytała, choć zupełnie nie znała tej dzielnicy.
- Dom Hamiltona.
- To przypadkowa zbieżność czy... - zamilkła, a potem spytała z
niedowierzaniem: - Jedziemy do twojego domu?
- A masz coś przeciwko temu? Od rana mam na sobie tę koszulę. Chciałbym
wziąć prysznic i przebrać się przed kolacją.
- Nie, oczywiście, że nie mam. - Jak mogła mieć, jeśli w ten sposób stawiał
sprawę? - Dokąd pójdziemy na kolację?
- Najchętniej zostawiłbym to w rękach mojej gospodyni. - Zak westchnął i
zerknął na Blossom. - Naprawdę miałem ciężki dzień. Nie chce mi się nigdzie
wychodzić, tym bardziej że Geraldine wspaniale gotuje. No i mógłbym wreszcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl