[ Pobierz całość w formacie PDF ]
fantazję.
Cóż, bez względu na to, czy przyłożyła do tego ręki czy nie, trzeba ją ratować
powiedział z uśmiechem. Pani Douglass, mogła sobie myśleć, co jej się podobało, ale
lord Rayenscroft najwyrazniej uważał, że wie, czemu porwano Desdemonę. Potrafię
sobie wyobrazić jej zakłopotanie, gdybym zwrócił się do władz, a potem okazałoby
się, że to wyreżyserowana przez nią... scenka.
Obrzydliwy zarozumialec, pomyślała Marta.
Powinienem zaczekać na jakąś wiadomość. Ale z drugiej strony po co czekać?
Chodzmy, pani Dougłass, zapytajmy o tego przewodnika.
Bihyatak... zaczęła Desdemona. Powóz gwałtownie przechylił
się na bok, aż rzuciło ją na drzwiczki. Usiadła prosto, walcząc ze łzami
i przeklinając pod nosem. Tylko gniew sprawiał, że nie uległa panice.
W ciągu niespełna dwóch tygodni uprowadzono ją ju%7ł drugi raz. Zaczynała mieć tego
serdecznie dość!
Ale ten porywacz był bez porównania bardziej niebezpieczny od Rabiego. Przerażał
ją. Przełknęła ślinę i spróbowała znowu.
Bihyatak...
Mów po angielsku warknął Maurice. Nie rozumiem ani słowa z tej twojej...
Strona 104
Brockway Connie - Miłośc w Cieniu Piramid
arabszczyzny. Uśmiechnął się szyderczo. Gładka, bezwłosa skóra jego twarzy
zmarszczyła się niczym delikatna bibułka pęd ciemnymi oczami i w kącikach małych
ust.
Wyglądał bardzo młodo, a przecie%7ł Desdemona wiedziała, że pracował przy
wykopaliskach jeszcze, nim ona przyszła na świat. Dziewczęce rysy, ciemne włosy i
europejski akcent nie pozwaląły określić jego pochodzenia. Z tego, co opowiadał
Harry, wynikało, że Maurice specjalnie robił z tego tajemnicę.
Błagam, niech mnie pan zawiezie z powrotem do Kairu.
Błaga pani? Jak miło. W dzisiejszych czasach tak niewielu młodych ludzi ma dobre
maniery. Ale... Wzruszył ramionami. Obawiam się, że muszę panią rozczarować.
Jeszcze nie spełniła pani swojego zadania.
Dobrze pan wie, że porywając mnie wywoła pan zatarg międzynarodowy powiedziała,
siląc się na obojętność. Harry załatwiłby to znacznie zgrabniej.
Harry. Dobry Boże, niech ją odnajdzie..
I co z tego? Maurice roześmiał się. Gwiżdżę na to. Z całą pewnością nie
kocham Egiptu. Ani Francji. Ani Anglii. Ani żadnego kraju. Niech się dopatrują
intrygi politycznej w moim postępowaniu. Niech uznają, że jestem agentem któregoś z
mocarstw. Doskonale.
A czyim agentem pan jest?
Lekko skłonił głowę.
Swoim własnym.
- Ale...
Pochylił się i położył jej delikatnie palec na ustach. Odsunęła gwałtownie głowę i
wytarła wargi rękawem. Jego oczy stały się zimne jak u gada. Desdemona modliła się
w duchu, by nie dotknął jej znowu.
Gdyby zmusił ją do zrobienia tego, co robiła z Harrym... Chyba by umarła. Zbyt
niedawno poznała, co znacząpieszczoty ukochanego mężczyzny, by pozwoliła
zbezcześcić się komuś takiemu jak Maurice.
Boże, niech Harry jąodszuka, pomyślała znowu. I w tej samej chwili zrozumiała, że
nie wątpi, iż będzie jej szukał. Tylko czy odnajdzie?
Harry pojedzie za nią. Harry, przypomniała sobie słowa Magi, zawsze za nią
pospieszy. Wiedziała, że to prawda. Była go tak pewna, jak tego, że słońce
wschodzi, pustynia jest rozpalona, a morze słone. Harry pospieszy za nią, bo ją
kocha.
Zrozumiała teraz jego miłość. Kierował się nią we wszystkim, co robił. Nieważne,
kiedy wyznał, że kocha Dizzy. Zawsze ją kochał.
Gnali na złamanie karku opustoszałymi drogami, przez rudobrunat ną krainę. Tysiące
ważek otoczyło powóz. Ich przezroczyste skrzydełka połyskiwały w rozgrzanym
powietrzu. W miarę upływu dnia wewnątrz robiło się coraz bardziej gorąco. Kurz
drapał Desdemonę w gardle, piekły ją oczy. W końcu rozległ się czyjś donośny okrzyk
i zatrzymali się.
Maurice kopnięciem otworzył drzwiczki i wyciągnął dziewczynę z powozu. Potknęła
się, z trudem utrzymała równowagę. Nogi miała zdrętwiałe od długotrwałego
siedzenia. Nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że już raz coś podobnego przeżyła,
zmrużyła oczy porażone ostrym światłem. Teraz dostrzegła przed sobą kilku mężczyzn
z osłoniętymi twarzami.
Nieco dalej spalone słońcem, rozsypujące się budynki, dawały nieme świadectwo
%7łyciu, które tu kiedyś istniało. Maurice przywiózł ją do wymarłego miasteczka.
Tylko jeden czy dwa domy sprawiały wrażenie, że mogą jeszcze zapewnić jakie takie
schronienie. To małe skupisko zabudowań i od dawna pusta cysterna na wodę, bardziej
przypominały starożytne ruiny niż współczesną osadę. Kobieta, koło której plątała
się wychudzona koza, kucała w cieniu rzucanym przez na wpół rozwalony mur domu.
Spojrzała na Desdemonę i szybko odwróciła wzrok.
Strach, który nie doszedł do głosu podczas niekończącej się, otępiającej jazdy,
ujawnił się teraz z całą siłą. Desdemona nie miała pojęcia, gdzie jest. Nie
widziała tu nic znajomego, tylko pustynię, ogromne obszary piasku ciągnące się we
wszystkie strony aż po horyzont. Maurice chwycił swoją ofiarę za ramię i pchnął ją.
Mężczyzni wydali niepokojące pomruki.
Usskut! krzyknął.
Było to jedno z niewielu słów, które Desdemona znała. Kazał im być cicho. Mężczyzni
zamilkli.
Dumnie uniosła głowę. Najgorsze, co można zrobić w obecności takiej kreatury, to
okazać strach.
Co to ma znaczyć? spytała. Nazywam się Desdemona Carlisie. Jestem obywatelką
Strona 105
Brockway Connie - Miłośc w Cieniu Piramid
Wielkiej Brytanii i poddaną Jej Królewskiej Wysokości...
Kobieta z kozą aż się zachłysnęła. Maurice rzucił jej złe spojrzenie i wpił palce w
ramię Desdemony. Poczuła przenikliwy ból.
Zamknij się powiedział spokojnie. Zamknij się albo cię zabiję. Nie ma to dla
mnie znaczenia.
Jeszcze nikt nigdy nie zagroził jej śmiercią. Desdemona poczuła, jak szczypią ją
oczy.
Dlaczego mnie pan porwał? spytała, prawie nie słysząc drżenia w swym głosie.
Dlaczego.. Chcę... chcę wrócić do domu! Słowa te wyrwały się jej mimo
postanowienia, by zachowywać się dumnie i odważnie. Azy popłynęły po policzkach.
Przykro mi. Maurice wzruszył ramionami. Widocznie taka była wola Allacha.
Natomiast moją wolą jest, by nie wróciła pani do domu. A tutaj liczy się tylko moja
woła.
Czego pan chce?
Ach. Skinął głową. Kobieta, która domaga się konkretów. Czego chcę? Chcę
pani, panno Carlisle.
Dlaczego?
Jego oczy stały się ciemne i martwe, z twarzy zniknął wyraz fałszywej uprzejmości.
W charakterze przynęty.
Przynęty na kogo?
Na Harry ego Braxtona. Oby zgnił w piekle.
28
Zakrawało na ironię, że w każdej scenie, którą sobie wyobrażał, w każdej spowiedzi,
jaką sobie przygotowywał, Dizzy odtrącała go z uwagi na niedoskonałość jego umysłu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl