Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chelsea wyciągnęła obie rączki i złapała Liz za włosy.
- Da-da-da - gaworzyła, pociągając za każdym ra-
zem coraz mocniej. - Da-da-da!
- Byłaś chora, to dlatego - zapewnił Doug i rozpiął
zatrzaski bawełnianych śpioszków Charliego. - Zjadłaś
S
R
coś w samolocie, nie pamiętasz? A jak się dziś czujesz?
Pomyślałem, że jak tylko ubierzemy i nakarmimy te małe
potworki, moglibyśmy zjeść jajka na bekonie. Oczywi-
ście, jeśli masz ochotę.
Liz otarła oczy rąbkiem koszulki Chelsea, mając na-
dzieję, że Doug uzna łzy za efekt bezceremonialnego
ciągnięcia za włosy.
- Jeśli mam ochotę? - powtórzyła, patrząc na niego
uważnie. - Co chciałeś przez to powiedzieć?
Doug wstał i kierując się do drzwi sypialni, rzucił
przez ramię:
- Nic szczególnego, tylko tyle, że dokuczał ci żołądek.
- A, tak, masz rację - powiedziała pospiesznie, pod-
nosząc się, żeby pójść za Dougiem. - O! Cokolwiek to
było, już mi przeszło. Bliznięta naprawdę dziś długo spa-
ły. Już prawie wpół do ósmej. Muszę się ruszyć, jeśli
chcę zdążyć ubrać się i wziąć prysznic przed wyjściem.
- Jasne - zgodził się Doug i rzucił w jej kierunku
paczkę pieluch. - Nie chcemy, żebyś przegapiła wizytę
u doktora Filberta.
Przyjrzała się z uznaniem, jak z wprawą zakłada
Charliemu świeżą pieluszkę. Zrobił postępy, nie ma co,
pomyślała. Niezle daje sobie radę.
- Wilbert - poprawiła go. Zastanowiła się, czemu na-
gle Doug stał się taki nieuważny. Do tej pory miał zna-
komitą pamięć do nazwisk.
- Wszystko jedno - zgodził się Doug, jakby nie ro-
biło mu to żadnej różnicy. Wziął na ręce Charliego. -
Chodz tu, łobuzie. Czas karmienia.
Liz zrobiła minę do Chelsea i połaskotała jej stopki.
S
R
- Ach, ci mężczyzni! Nie można żyć z nimi, ale bez
nich byłoby jeszcze gorzej. Ale ty masz jeszcze na to
czas, prawda, kochanie?
Różowy pasek był po prostu piękny. A niebieski je-
szcze ładniejszy. Liz zdała sobie z tego sprawę jakieś pół
godziny temu. Nie było też nic milszego niż zapewnienie
doktora Wilberta:  Tak, nie ulega wątpliwości, Liz, bę-
dziesz miała dziecko. Moje gratulacje!" Siedziała teraz
za kierownicą, a sąsiedni fotel pasażera zarzucony był
tuzinem różnych broszurek i podręczników, pełnych za-
leceń i wskazówek co do witamin i odżywiania się
w czasie ciąży.
Uśmiechała się tak szeroko i radośnie, że - była tego
pewna na sto procent - inni kierowcy musieli myśleć,
iż jest pijana. Zresztą naprawdę czuła się tak, jakby szam-
pan uderzył jej do głowy. Zwiat wokół wydał jej się nagle
piękny i wspaniały, a życie cudowne.
Będzie miała dziecko! Dziecko Douga,
Zmarszczyła brwi, wracając do rzeczywistości. Doktor
Wilbert zapowiedział, że za cztery tygodnie chciałby zro-
bić badanie USG. Nie ma się czym niepokoić, zapewnił,
tyle że macica jest nieco zbyt powiększona jak na ten
etap ciąży.
- To czasami się zdarza - powiedział uspokajającym
tonem. - Możemy mylić się co do momentu zajścia
w ciążę lub...
- Lub...? - Liz ze zdenerwowania aż podniosła głos
i obronnym gestem osłoniła brzuch. - Czy coś jest nie
tak?
S
R
- Nie, Liz, z pewnością wszystko jest w porządku.
Wolałbym jednak przeprowadzić to badanie. Niewyklu-
czone, że zle zapamiętałaś datę ostatniej miesiączki. Bez
USG nie mogę wyrokować o twoim stanie zdrowia ani
o tym, czy mamy do czynienia z ciążą mnogą.
- Ciążą mnogą?
- Nie myśl na razie o tym, Liz. Wracaj do domu
i uczcij szczęśliwą wiadomość. Sądzę po prostu, że ciąża
jest bardziej zaawansowana, niż przypuszczasz. Do zo-
baczenia za cztery tygodnie.
Ciąża mnoga. Z zadumy wyrwał Liz odgłos klaksonu.
To jakiś niezadowolony kierowca zatrąbił, że przegapiła
zielone światło. Postanowiła skupić się na prowadzeniu
samochodu, ale nie było to łatwe w tych nadzwyczajnych
okolicznościach. Uświadomiła sobie, że jej własna matka
była jednym z blizniąt, a i wujek Douga także. Sko-
ro więc w obu rodzinach przyszły na świat bliznięta, by-
ło bardzo prawdopodobne, że i ona urodzi dwoje dzieci
naraz.
Czy to nie byłoby wspaniale? Blizniaki! Chip pewnie
będzie żartował, że to dlatego, iż ona i Doug pozazdro-
ścili im potomstwa. A Doug z pewnością będzie musiał
rozstać się ze swoim ślicznym, czerwonym, sportowym
samochodem. Parsknęła śmiechem. Blizniaki! Niech tyl-
ko Doug się dowie! Będzie cieszył się jak wariat!
Może nawet tak bardzo, że wybaczy jej ukrywanie
faktu, iż jest w ciąży, a także ów podstępny plan, któ-
rego, co prawda, nie zdążyła zrealizować, ale który prze-
cież zrodził się w jej głowie. Bo ona na pewno mu prze-
baczy, że chciał się przekonać, jak jego ukochana zacho-
S
R
wa się, gdy przyjdzie jej matkować siedmiomiesięcznym
maluchom.
Och! %7łeby tylko każde z nich wiedziało, o czym prze-
myśliwa drugie, i żeby tylko któreś z nich miało odwagę
przełamać się i wyznać wszystko jak na spowiedzi, zanim
na dobre utkną w zamęcie sekretów, konspiracji i pół-
prawd.
Cóż, wstrzyma się do powrotu Chipa i Candie. Od-
dadzą im dzieci, a wtedy usiądą z Dougiem i odbędą po-
ważną rozmowę, po czym wyznają sobie prawdę i wiel-
kodusznie wybaczą sobie nawzajem.
I nie piśnie nawet słówka na temat  mnogiej ciąży", do-
póki za cztery tygodnie nie pójdzie na badanie i nie dowie
się więcej od doktora Wilberta. Doug mógł szczerze chcieć
dziecka, lepiej go jednak zawczasu nie straszyć.
***
Doug odczekał, aż Liz pojedzie do lekarza. Pózniej
zmitrężył jeszcze godzinę, ponieważ Chelsea wyciągnęła
smoczek ze swojej butelki i oblała się świeżym sokiem
jabłkowym od stóp do głów. Pociągało to za sobą ko-
nieczność natychmiastowej kąpieli, przy czym Doug zde-
cydował, że wsadzi do wanny oboje, by pozostawiony
sobie Charlie nie wpadł na jakiś szatański pomysł.
Następnie włożył bliznięta do kojca, a sam w tym
czasie wysprzątał łóżeczko Chelsea.
Kiedy już ze wszystkim się uporał - a poszło mu to
całkiem sprawnie - wziął butelkę zimnego piwa z lodówr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org