Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poczuła, że jednak tego chce.
Pocałunek był długi, kojący... Z przyjemnością go od-
wzajemniła.
Gdy skończyli, spojrzała na niego z wyrzutem.
- Zrobiłeś to tylko po to, żebym przestała myśleć o ro-
dzicach.
- Ależ skąd! Marzyłem o tym od tygodnia.
- Musimy się z tym wstrzymać: najpierw wizyta.
- Dobrze. Pod warunkiem, że jak tylko stamtąd wyj-
dziesz, to zaczniemy od nowa.
Po tym małym urozmaiceniu Jane poczuła się lepiej. Ga-
wędzili o pracy, znajomych, planowanym występie chóru.
Ale gdy byli już blisko celu, znów wpadła w panikę".
S
R
Z początku uzgodnili, że David podrzuci ją przed dom
i wróci po nią po dwóch godzinach. Teraz jednak zmieniła
zdanie.
- Chcę, żebyś podszedł ze mną do drzwi. Sama nie dam
rady.
- Dałabyś radę, ale zrobię, jak sobie życzysz. Jak mnie
przedstawisz?
- Jako przyjaciela i kolegę z pracy.
- Na początek dobre i to - zauważył pogodnie. - Nasza
znajomość może się przecież rozwinąć, nieprawda?
Wreszcie dotarli do miasteczka i znalezli właściwą ulicę.
Zatrzymali się przed ocienionym drzewami domkiem z ogro-
dem. Jane spojrzała na zegarek: była za pięć pierwsza.
David wysiadł z samochodu i jak zwykle otworzył jej
drzwi. Ale ona jakby przyrosła do siedzenia.
- No już, wysiądz i uśmiechnij się. Wiem, że cię na to
stać. - Wyciągnął do niej rękę.
Niezdarnie wygramoliła się z auta i mimo że serce waliło
jej jak młotem, zdobyła się na uśmiech. Otworzyli bramę
ogródka i przeszli obok szarego mondeo. Drzwi frontowe
uchyliły się, zanim zdążyli do nich podejść.
Nie wykrztuszę z siebie słowa, pomyślała. Miała ochotę
się odwrócić i uciec.
W drzwiach pojawiła się szczupła, elegancka kobieta
o lekko posiwiałych włosach. Na jej twarzy malował się
pełen wyczekiwania niepokój. Choć Jane nie widziała tej
twarzy od dwudziestu dziewięciu lat, natychmiast ją rozpo-
znała.
- Jesteś moją córką, prawda? - domyśliła się Marion
Stott, rozpościerając ramiona.
S
R
W drogę powrotną wyruszyli o dziewiątej wieczorem:
z dwóch godzin zrobiło się osiem. .
- No i jak się czujesz? - spytał David, gdy byli już na
autostradzie. - Chyba się cieszysz, że przyjechałaś?
- Tak, można tak powiedzieć, na pewno. I myślę, że do-
gadam się też z bratem i siostrą, kiedy już ich poznam. Tyle
że dla nich to może być trudne, skoro są tak zżyci.
- Nie martw się, matka ich na to przygotuje.
Gdy przyjechali, w domu była tylko pani Stott. Podczas
serdecznego powitania w przedpokoju David wymknął się do
kuchni i zrobił herbatę dla nich trojga. W salonie czekały już
na nich kanapki - wszystko było przygotowane na przyjazd
Jane. Potem David poszedł do ogrodu, zabierając z sobą ga-
zetę. Gdyby był im potrzebny, miały go zawołać.
- Gdzie reszta rodziny? - spytała Jane, gdy została sama
z Marion.
- Pomyślałam, że na początek będzie lepiej, jeśli spotka-
my się tylko my dwie. Nie chciałam, żebyś czuła się... przy-
tłoczona. Dlatego Maria i Mark poszli w odwiedziny do
przyjaciół. Woleliby zostać, ale chciałam ci to wszystko uła-
twić ... Wiedzą o tobie od dnia osiemnastych urodzin Marka.
Uznałam, że mają do tego prawo. Bardzo na nas naciskali,
żebyśmy cię odnalezli.
- A... pan Stott? - Poczuła, że ma tego dość. - Jak zwra-
cają się do was Mark i Maria?
Marion spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Mamo i tato. Czy i ty...? Naprawdę mogłabyś...?
- Oczywiście. Przecież tym właśnie dla mnie jesteś, pra-
wda? Fakt, że miałam też inną mamę, którą kochałam, w ni-
czym nie przeszkadza. A więc, gdzie tata?
S
R
Oczy pani Stott zaszły łzami.
- Jest w szpitalu. Bardzo chciał być w domu, ale to nie-
stety niemożliwe... Kilka miesięcy temu zaczął mieć straszne
bóle głowy. Potem zaczął tracić równowagę, znienacka upa-
dać. Próbował się tym nie przejmować, ale lekarz ogólny
wysłał go do szpitala na badania. Okazało się, że to guz
mózgu. Dano nam jednak nadzieję, że niezłośliwy. W przy-
szłym tygodniu będzie miał operację.
- Rozumiem... Słuchaj, mamo, byłam przy wielu uda-
nych operacjach mózgu, więc nie trać nadziei. Wiem, że to
poważna sprawa, ale niekoniecznie wyrok śmierci. Czy mo-
żemy go kiedyś odwiedzić?
Teraz, wracając do domu, Jane rozmyślała o tym wszy-
stkim. Ponownie doszła do wniosku, że postąpiła słusznie,
decydując się na spotkanie.
Przed wyjazdem umówiła się z matką, że znów przyjedzie
w następny weekend, już bez Davida, i zostanie na noc. Wte-
dy pozna też swoje rodzeństwo.
- Obawiała się, że nie będę chciała jej znać - zwróciła się
teraz do Davida. - Kiedy usłyszałam, przez co przeszła, aż
się rozpłakałam. W ciąży po pierwszym zbliżeniu, zagubiona
i bezradna, zakochana w moim ojcu, z którym nie miała się
jak skontaktować. Naciskano na nią, żeby zgodziła się na
aborcję. Nawet wtedy dałoby się to załatwić... Ale ona nie
ustąpiła. Na starą ciotkę, która ją wychowywała, nie mogła
liczyć. Musiała się czuć okropnie osamotniona. - David zdjął
rękę z kierownicy i pogłaskał ją po ramieniu. - Wciąż pytała,
czy jej przebaczam. Zapewniłam ją, że tak, oczywiście. Nie
wiem, jak ja sama bym się zachowała w podobnej sytuacji...
- Ty umiesz przebaczać, Jane, wiem coś o tym.
S
R
- Mówisz serio czy kpisz?
- Mówię jak najbardziej serio. Choć przyznaję, że mam
w tym swój interes... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org