[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uważyła, jak uważnie się jej przygląda, z jaką troską. - Po
porodzie zrobiono autopsję i okazało się, że Jade umarła
z powodu wady wrodzonej. Powiedzieli mi jednak, że to
nie jest coś, co może powtórzyć się przy następnej ciąży,
więc ryzyko, że urodzę kolejne martwe dziecko, jest niskie.
Uniósł ich złączone dłonie do ust i pocałował jej palce.
- Któregoś dnia będziesz miała dzieci.
- Tak, któregoś dnia.
Tamra zdecydowała, że powie jednak Walkerowi, że go
kocha. Dziś wieczorem, jutro rano... Nie była jeszcze pew
na kiedy, ale zbierze odwagę, żeby powiedzieć te dwa sło
wa głośno. %7łeby wiedział, co ona czuje. %7łeby usłyszeć jego
odpowiedz. %7łeby zobaczyć wyraz jego oczu.
ROZDZIAA DZIESITY
O zmroku Walker i Tamra siedzieli na jego biurku, je
dząc przyniesione chińskie dania. Wiał lekki wiatr, unosząc
aromat kurczaka po seczuańsku, wieprzowiny w sosie słod-
ko-kwaśnym, sajgonek i smażonego ryżu.
Używali papierowych talerzyków i sztućców. Walker
często tak robił - rzadko gotował, więc rzadko korzystał
z wyposażenia swojej kuchni.
- Myliłam się - powiedziała Tamra.
- Dlaczego? - Nabił kawałek kurczaka na widelec.
- Myślałam, że zerwiemy z siebie ubrania i będziemy ko
chać się, zanim słońce zajdzie.
Spojrzał w niebo i dostrzegł słońce zachodzące za chmu
rami.
- Wciąż mamy jeszcze czas. - Przyglądał się chwilę bled
nącemu światłu, po czym rzucił jej psotny uśmiech. - Ale
musimy się pospieszyć.
Roześmiała się. Ucieszyło go to, ponieważ martwił się
o nią przez cały dzień.
Wiedział, że bliskość domu Edwarda wyzwoliła w niej
dawne emocje. To miasto było dla Tamry pełne smutnych
przeżyć. Walker jednak chciał to zmienić, chciał dać jej tro-
chę ciepłych i czułych wspomnień.
Doszedł do wniosku, że taka zwyczajna kolacja to do-
bry początek. Jedzenie na jego biurku, ze świecami po-
rozstawianymi dookoła, tworzyło romantyczną atmosferę.
Na zewnątrz wanna z jaccuzi była już gotowa, a nad wodą
unosiła się para. Dookoła niej posadzone były kwiaty, a po
ścianie pięło się wino.
Tamra wzięła do ust kolejny mały kawałek słodko-kwaś-
nej wieprzowiny. Walker przyglądał się jej, podziwiając
bezpretensjonalne piękno, dżinsową spódnicę i ulubione
kowbojki.
Po chwili spojrzał na wannę, myśląc o rozmowie, którą
wcześniej odbyli.
- W tym jaccuzi nigdy nie uprawiałem seksu.
Podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Nie?
- Nie. To stało się zupełnie gdzie indziej.
- Dzięki Bogu. - Sięgnęła po butelkę wody. - Nie muszę
wyobrażać sobie ciebie z inną kobietą tutaj, na tym tarasie.
Jej zazdrość sprawiła mu przyjemność.
Uśmiechnął się i ukradł z jej talerza największy kawa-
łek ananasa, włożywszy go do ust, zanim zdążyła go po-
wstrzymać.
- Moje jaccuzi jest bezpieczne.
Potrząsnęła głową, ale wiedział, że cieszy się jego towa-
rzystwem, leniwym popołudniem, które dla niej zorgani-
zował.
Czy powinien się przyznać do tego, gdzie odbyło się to
spotkanie w jaccuzi? Złamać swoją zasadę i opowiedzieć
jej o przeszłości?
A co mi tam, pomyślał.-
- To było na studenckim przyjęciu.
Tamra zrobiła zdziwioną minę.
- Zrobiłeś to na przyjęciu? W obecności innych ludzi?
Walker zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że nie po
winien był jednak nic mówić. Myślała pewnie, że uczestni
czył w jakiejś orgii.
- To nie było tak. Przyjęcie się skończyło. Ja siedziałem
w jaccuzi z blondynką, która tam mieszkała. Mój przyjaciel,
Matt, był w sypialni z jej współlokatorką.
- Zamieniliście się partnerkami?
- Nigdy bym tego nie zrobił. - Zamilkł na chwilę, wspo
minając swobodny tryb życia Matta. - Chociaż mój przy
jaciel nie miałby nic przeciwko temu.
- Zwietny facet.
Walker zignorował sarkazm w jej głosie.
- On jest świetnym facetem. Naprawdę. Jest dobrym
człowiekiem. Tyle że nie pozwoliłbym żadnej kobiecie
z mojej rodziny spotykać się z nim. - Spojrzał na ciast
ka z wróżbą, których jeszcze nie ruszyli. - Naprawdę nie
wiem, dlaczego się ożenił. Wiedział przecież, że to skończy
siÄ™ rozwodem.
- Jest bogaty? Pochodzi z tego samego środowiska co
Ashtonowie?
- Jest bogaty, ale każdego centa zarobił sam. Matt Cam-
berlane nie miał nic, kiedy był dorastającym dzieciakiem.
%7łył w warunkach podobnych do tych w Pine Ridge.
Tamra przechyliła głowę.
- A ty się z nim przyjazniłeś?
Wzruszył ramionami, widząc jej zaskoczenie.
- Ja też kiedyś byłem biedny, pamiętasz? Zanim Spencer
zabrał Charlotte i mnie do siebie. Rozumiałem wstyd Mar
ta i jego determinację, żeby osiągnąć sukces. - Nabrał ryżu
na widelec. - Wciąż się przyjaznimy.
- Więc spróbuję go nie oceniać. - Spojrzała mu prosto
w oczy. - Ale zgadzam się, że powinieneś trzymać go z dala
od kobiet w twojej rodzinie.
- Nie boję się o to. Jestem pewien, że Matt ma wystarcza
jąco dużo własnych kochanek do zabawy.
- A ty masz mnie.
Wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Nie jesteÅ› mojÄ… zabawkÄ…, Tamro. Z nami jest inaczej.
- Wiem. - Odsunęła talerz. - Wiem bardzo dobrze.
Zauważył, że jej ręce drżą, że znowu opanował ją niepo
kój. Nie wiedział, co ma zrobić i jak odpowiedzieć. Bał się,
że ich związek wymyka się spod kontroli i obydwoje mogą
z tego powodu cierpieć.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Bawiła się bransoletką. -
Nie wiedziałam, kiedy będzie odpowiedni czas, ale...
Zamarł. Gdzieś w głębi duszy wiedział, o co chodzi.
- Kocham ciÄ™, Walker.
Tych słów się właśnie spodziewał.
- Nikt mnie nigdy nie kochał. Nikt.
- Ja ciÄ™ kocham.
Poszukała jego spojrzenia, patrząc na niego z bolesną
szczerością. Wiedział, że nie powinien się bać. Był samot
nym, z nikim niezwiązanym mężczyzną i nie miał nic do
stracenia.
Tylko swoje serce.
Czy on też ją kochał? Czy to szaleństwo, ta despera
cka potrzeba chronienia jej to była miłość? Strach przed
utratÄ…?
Walker wziął butelkę z wodą do ręki i pociągnął długi
łyk. Jednak lodowaty płyn nie otrzezwił go.
- Ze mnÄ… dzieje siÄ™ to samo.
- Naprawdę? - Była zdenerwowana. - Co zrobimy?
- Nie wiem. Czy nie możemy o tym po prostu zapo
mnieć? - Posłał jej niepewny uśmiech. - Może po prostu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl