[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uderzył boleśnie ramieniem o ścianę, ale odbił się i biegł dalej z dziką zaciętością. Za plecami
barbarzyńcy coraz bliższe było chrobotanie lotosu oraz okrutne krzyki Ethrama Fala.
Conan jak pocisk wypadł na zewnątrz Pałacu Cetrissa. Gdy trafił na stopnie, potknął się i
dał nura na dziedziniec. Jego ciało z impetem uderzyło w wypolerowane kamienie, poturlało
się do przodu i legło bez ruchu. Szmaragdowy Lotos pełzał dalej przez portal na dziedziniec.
Conan usłyszał stłumione wrzaski i krzyki. Przez chwilę stal zadzwięczała o stal, a potem
kobiecy głos zagłuszył to wszystko. Przestańcie, idioci! Demon pożarł waszego pana!
Conan rzucił spojrzenie przez ramię i ujrzał wijącą się masę Szmaragdowego Lotosu
ześlizgującą się po stopniach pałacowych schodów. Wyczerpany Cymmerianin powlókł się
naprzód, niepewnie ślizgając się po gładkim kamieniu.
Przez kwitnące gałęzie uwięziony Ethram Fal obserwował postać barbarzyńcy. Gdy
Stygijczyk próbował rzucić ostatnią klątwę na swego wroga, z ust czarodzieja wyrósł wielki
zielony kwiat urywając dzwięk i oddech na zawsze. Teraz z jego zwłok wyrastały kolejne
kwiaty.
Conan szarpnął się naprzód i ciężko opadł na pierś, zanurzając ręce w szary popiół
ogniska. Macał desperacko, gdy lotos wznosił się nad nim jak fala przypływu, ze swymi
śmiercionośnymi kolcami, zielonymi kwiatami i chłoszczącymi gałęziami. Pierwsze
rozgałęzienia opadły na jego nogi. Cymmerianin gołą dłonią pochwycił z ogniska kawałek
rozżarzonego węgla i z dzikim wyciem cisnął w cielsko Szmaragdowego Lotosu.
Efekt był natychmiastowy. Szkarłatne języki ognia wybuchły wokół ciśniętego węgielka.
To było tak, jakby podpalił martwy i wysuszony świerk. Szmaragdowy Lotos zwinął się w
konwulsyjnym skurczu, odsuwając się od barbarzyńcy i podciągając z powrotem na schody
pałacu. Szkarłatne zródło ognia przylgnęło do gałęzi i rozrastało się ogarniając i przenikając
całą zagmatwaną postać rośliny. Ogień płonął trzaskając i sycząc. Przez chwilę wnętrze
stwora zapłonęło mocniej i na tle jasnego, czerwonopomarańczowego światła zarysowały się
sylwetki ciał jego ofiar. Lotos wycofał się do pałacu, jak wąż uciekający w głąb swej nory.
Jego blask niknął w głębi.
Conan z Cymmerii leżał podpierając się jednym łokciem i obserwując agonię
Szmaragdowego Lotosu. Z wnętrza Pałacu Cetrissa dobiegały trzaski i huki, gdy demoniczna
roślina kończyła nienaturalny żywot wewnątrz jaskini swego twórcy.
Potem wszystko uciszyło się.
Burza piaskowa minęła pozostawiając za sobą wymiecione z chmur czyste nocne niebo.
Neesa uklękła przy barbarzyńcy, położyła delikatną dłoń na jego ramieniu, a on próbował się
podnieść. Heng Shih przykuśtykał bliżej, używając jatagana jako laski. W przyjacielskim
geście również położył rękę na ramieniu Conana.
Leż spokojnie wyszeptała Neesa. Musisz odpocząć.
Nie opierał się Cymmerianin. Chcę wstać.
Stanął na szeroko rozstawionych nogach. Nocny wiatr chłodził jego poparzoną dłoń i
odwiewał włosy z jego umazanej krwią twarzy. Spojrzał na dziedziniec, gdzie stało dwóch
stygijskich wartowników. Milcząc, ściskali w dłoniach swoje miecze. Za chwilę bez słowa
podeszli do Conana i złożyli swoją broń u jego stóp.
ZAKOCCZENIE
Conan odrzucił za siebie do połowy opróżnioną butelkę rozwodnionego wina, owinął się
płaszczem, oparł o ścianę wąwozu i natychmiast zasnął. Heng Shih poszedł w ślady
barbarzyńcy. Neesa i Zelandra rozmawiały ściszonymi głosami, rzucając podejrzliwe
spojrzenia na dwóch ocalałych najemników Ethrama Fala. Siedzieli wyraznie przygnębieni.
Po śmierci czarownika i swych towarzyszy, obaj nie widzieli większych powodów do waśni z
najezdzcami. Siedzieli po przeciwnej stronie jaru i czuwając czekali na ranek i swoje
przeznaczenie.
Po pewnym czasie wyczerpana Neesa zapadła w sen, a Lady Zelandra, nie okazywała
żadnych oznak znużenia. Patrzyła wprost przed siebie wcale nie na stygijskich żołnierzy, ale
jej wzrok sprawił, że najemnicy kulili się i czuli nieswojo. Patrzyła w swoją przyszłość i
niecierpliwie oczekiwała brzasku. Gdy tylko słońce spędziło z nieba gwiazdy, pierwsza
znalazła się w Pałacu Cetrissa.
Conan zbudził się, przeciągnął potężnie, potrząsnął Heng Shih i ruszył za Zelandrą. Przed
wejściem do pałacu rzucił spojrzenie na stygijskich jeńców. Słońce wznosiło się powolnie i
jego nie do powstrzymania złote promienie padły na dziedziniec.
Wnętrze Pałacu Cetrissa było zdemolowane przez agonalne drgawki płonącego
Szmaragdowego Lotosu. Większość ze świetlnych kul została wyrwana z wnęk i zmiażdżona.
Conan wziął jedną z niewielu ocalałych i użył do oświetlenia drogi. Szałasy w Wielkiej
Komorze były popalonymi drzazgami, pracownie i prywatne komnaty Ethrama Fala
wyglądały, jakby przeszedł przez nie ognisty podmuch prosto z piekieł, wszystko łamiąc i
zwęglając w czarne zgliszcza. Nigdzie nie natrafili na ludzkie zwłoki. Grobowa cisza
panowała w ciężkim, przesyconym dymem powietrzu.
Znalezli Szmaragdowy Lotos w jego komnacie, jakby celowo w chwili śmierci wrócił do
miejsca swych narodzin. Wypalił się aż do rdzenia. Zostały z niego jedynie poczerniałe,
cierniste gałęzie ściskające upiornie powykrzywiane szkielety. W jego śmiertelnym uścisku
spopielone zwłoki ofiar były ściśnięte razem, oplecione jego pokurczonymi odnogami, tak że
Conan i Zelandra uznali za niemożliwe oddzielenie jednego ciała od drugiego. Wszyscy,
ludzie i zwierzęta, pan i niewolnicy, byli połączeni śmiercią. Dym i silny żar osmaliły
komnatę, brudząc ściany tak daleko, jak okiem sięgnąć. Umieszczona wysoko wstęga
hieroglifów, która otaczała komnatę, była poczerniała od sadzy.
Conan wziął miecz, który onegdaj należał do Atha, i uderzył w poskręcane resztki lotosu.
Chociaż wyglądała na równie solidną, jak bazalt, spalona gałąz odłamała się bardzo łatwo,
rozsypując na miałki popiół i uwalniając czaszkę, która upadła i zagrzechotała na kamiennej
podłodze.
Oddarłszy strzęp koszuli, barbarzyńca z odrazą starł czarny popiół z miecza. Zauważył, że
Zelandra wpatruje się tępym wzrokiem w resztki Szmaragdowego Lotosu. Stała cicha i
milcząca, z ręką przyciśniętą do piersi, oddychała szybko, a oczy miała szeroko rozwarte.
Conan wziął ją za rękę i wyprowadził.
Niższe kondygnacje pałacu uniknęły szalonej furii zdychającego lotosu. W komnatach
wykutych poniżej poziomu pustyni znalezli stajnie, w których najemnicy trzymali wielbłądy i
kuce. Była tam też spiżarnia pełna zapasów: sakwy z żywnością, pasza dla zwierząt oraz zbiór
ceramicznych dzbanów z wodą. Wyprowadzili zwierzęta na światło dnia, gdzie Heng Shih i
Neesa z niecierpliwością czekali na ich powrót.
Stygijscy jeńcy byli zdumieni, gdy Conan darował im wodę, po jednym wielbłądzie i kazał
czym prędzej odjechać. Roślejszy z nich gapił się milcząco na Cymmerianina, natomiast
drugi nisko się skłonił, jakby stał przed królem. Nie zwlekając dłużej posłuchali barbarzyńcy i
odjechali pośpiesznie wąskim jarem.
Kiedy Conan, Heng Shih i Neesa zażywali kąpieli, nie musząc oszczędzać wody, i jedli do
syta z pozostawionych zapasów, Zelandra po cichu zniknęła w środku pałacu. Gdy już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl