Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podłogę, głową w przód. Susan wrzasnęła, odskakując od niego.
Do kabiny wpadli antyterroryści z bronią w rękach. W swoich
czarnych strojach, obwieszeni sprzętem, wyglądali jak upiorne
stwory, które wstały z dna Willamette. Susan zakryta twarz zwą-
zanymi dłońmi.
- Kurwa. Kurwa. Kurwa - powtarzała raz po raz.
- Sprawdzcie tam dalej - polecił Archie, wskazując drugie drzwi.
Sam jednak nie ruszył się z miejsca. Na stole zostały jeszcze dwie
tabletki. Zgarnął je i wrzucił do kieszeni.
49
Zrodki podziałały: Archie był na haju. Stał nad brzegiem rzeki z
rękami w kieszeniach, a mżący deszcz osiadał mu drobną mgiełką
na ramionach. Kupię sobie w końcu taką wodoodporną kurtkę,
pomyślał. Wszyscy bardzo je sobie chwalą.
Dochodziła druga w nocy, ale nie czuł się zmęczony. Po zażyciu
odpowiedniej ilości vicodinu wpadał w stan permanentnego zawie-
szenia: nie czuł się ani zmęczony, ani w pełni przytomny. W sumie
nie było to wcale najgorsze, kiedy już się człowiek przyzwyczaił.
Za jego plecami, mniej więcej piętnaście metrów od brzegu
rzeki, znajdowała się śródmiejska kwatera patrolu rzecznego, czyli
Zielonych Szerszeni. Był to prostokątny budynek pokryty brązowym
sidingiem. Sprawiał wrażenie, jakby przywieziono go na to miejsce
w skrzynce i złożono w ciągu jednego popołudnia. W środku
siedzieli w tej chwili Henry i Claire. Rozmawiali z Su-san; Archie był
drugi w kolejce do odpytania. Wymknął się na zewnątrz, bo chciał
odetchnąć świeżym powietrzem. Przyglądał się, jak technicy
kryminalni ustawiają reflektory, żeby oświetlić pokład łodzi
McCalluma, którą przyholowano tutaj. Każda z tych lamp miała moc
tysiąca ośmiuset watów; w ich świetle łódz wyglądała jak plan
filmowy.
Stan Addy Jackson po wstępnym badaniu okazał się stabilny.
Odesłano ją do Emanuela. Zamroczenie wywołane rohypnolem
powoli przechodziło, ale dziewczyna wciąż jeszcze była zdezo-
rientowana i nie potrafiła odpowiedzieć na żadne pytanie. Archie
życzył jej, żeby narkotyk przyniósł choćby częściową amnezję;
byłoby to prawdziwe błogosławieństwo.
Dziennikarze dotąd nie dotarli na miejsce, chociaż z całą pewnością
dowiedzieli się już o wezwaniu policji do kwatery patrolu rzecznego.
Portland było jednak wciąż na tyle małym rynkiem informacyjnym,
że stacje telewizyjne na nocnej zmianie pracowały z minimalną
obsadą. Archie wyobraził sobie, jak reporterzy wkładają błyszczące
plastikowe peleryny i jak pędzą na miejsce wydarzeń, gotowi
nadawać na żywo, dopóki tylko z tematu da się wycisnąć choć
odrobinę dramatyzmu. Wiedział, że teraz wszystko zacznie się na
nowo.
Faceta, który stanął za jego plecami, najpierw usłyszał, a dopiero
pózniej zobaczył. Dobiegł go odgłos kroków i po chwili w ciemności
zamajaczyła tęga sylwetka obciążona potężnym brzuchem. Archie
nie musiał nawet odwracać głowy; poznał go po nikłym zapachu
alkoholu i zastałego dymu z papierosów.
- Jefferson Parker - powiedział.
- Słyszałem, że złapałeś drugiego mordercę.
- Piszesz o tym?
- Przywiozłem sobie do tego jednego młodziaka - odparł Parker. -
Nazywa się Derek Rogers. No i jeszcze do kompletu Ian Harper tu
jedzie.
- Aha.
Parker parsknął krótko.
- Uważasz, że to cymbał? Poczekaj, aż go poznasz osobiście. Przez
długą chwilę stali w milczeniu obok siebie, patrząc na
łódz, reflektory, na czarną rzekę. Wreszcie odezwał się Archie:
- Kiedy leżałem w szpitalu, nie przyszedłeś, żeby ze mną po-
rozmawiać. Inni dziennikarze dobijali się do mojego pokoju, błagali
o wywiad, wysyłali kwiaty i przebierali się za lekarzy. Ty nie.
Potężny facet wzruszył ramionami.
- Jakoś nie mogłem się zebrać.
- Zostało to docenione - powiedział Archie.
Parker wydobył skądś papierosa, zapalił, zaciągnął się. W jego dłoni
był to cieniutki biały patyczek z rozżarzoną pomarańczową
końcówką, jarzącą się w ciemności.
- Znów będziesz sławny - zauważył.
Archie spojrzał w niebo, gdzie księżyc był plamą światła prze-
dzierającą się przez chmury.
- Rozważam przeprowadzkę do Australii - mruknął.
- Uważaj, Sheridan. Te artykuły, które napisała Susan, narobiły
sporo zamieszania. Bohater tragiczny to chwytliwy motyw, ale
niedługo czytelnicy zaczną domagać się więcej. Te twoje pigułki. Te
co niedzielne nasiadówki z Gretchen Lowell. Pożremy cię za to
żywcem. Burmistrz i Henry mogą próbować, ale cię nie obronią.
Kiedy czwarta władza zwietrzy krew, to rzez już wisi w powietrzu.
- Dzięki za radę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org