[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym przykrości, przyjadę natychmiast.
Wprost przeciwnie zaśmiała się pani Szczerkowska nie sprawi pan Lusi przykrości.
Nie sądzę, by prosiła mnie o zatelefonowanie do pana w celu samoudręczenia.
Ach, proszę pani, w tej chwili będę!
Ale może odrywam pana od pracy?
Bynajmniej, broń Boże, skądże. Już jadę.
Zatem czekamy.
W ciągu pięciu minut Józef przebrał się, posławszy Piotra po taksówkę.
Kochana powtarzał pamięta o mnie! Nie mógł doczekać się Piotra i zbiegł na ulicę
właśnie w cnwili, gdy staruszek zajeżdżał rozklekotanym fordem. Domaszko nie zwrócił na
to uwagi.
Zawiozę jej czekoladki, chyba nie będzie to zle widziane?
Chciał zatrzymać samochód przed cukiernią, lecz przyszło mu na myśl, że tak zaraz po
kwiatach czekoladki to będzie nie comme il faut, trochę parweniuszostwa. Dał więc spokój.
Lusia leżała w łóżku. Nie można tego nazwać tak prozaicznie. Leżała w bieli i w błękitach, w
aureoli złotopopielatych włosów, a wielkie chabry jej oczu, jej nieziemskich oczu powitały go
słodyczą swego czarownego spojrzenia. (Napisze o tym wiersz).
Tak zapatrzył się na nią, że dopiero po chwili zorientował się, iż trzeba przywitać się z
panią Szczerkowska.
Moje uszanowanie pani pocałował ją w rękę.
Gdy Lusia podała mu swoją, a on ją podniósł do ust, obsunął się wiotki koronkowy
rękawek, odsłaniając rękę aż do ramienia. (Nie, tego widoku nie zapomni do śmierci!).
Czy pani bardzo cierpi, panno Lusiu? stał pochylony nad nią z miną na pół
zachwyconą i na pół boleściwą.
Bardzo potwierdziła z udawaną powagą bardzo, bo Pan aż dziewięć minut dał na
siebie czekać.
Dziewięć?! jęknął Józef. (Boże! Ona liczyła minuty!). Daję pani słowo, że spieszyłem,
jak mogłem.
O, to widać powiedziała figlarnie.
Jak to widać?
Po pańskim stroju roześmiała się.
Sięgnęła na stolik przy łóżku i podała mu lustro. Józef spojrzał i krew buchnęła mu do
twarzy. Jego piękna granatowa w białe kropki muszka żałośnie zwisała dwoma nie
związanymi końcami na kamizelkę.
Pozostawało tylko jedno: zapaść się pod ziemię.
Niestety, architekci budując domy, nie przewidują wszystkich sytuacji, w jakich mogą się
znalezć ich mieszkańcy. Dlatego nie robią w podłodze trapów, bez których zapadanie się jest
prawie zupełnie niemożliwe.
Józef czuł się zmiażdżony, skompromitowany i ośmieszony.
Na szczęście przyszła mu z pomocą pani Szczerkowska:
Przypomina mi to pewną historię. Mój ojciec był pedantem, a słynął w całej okolicy ze
staranności w ubiorze. Otóż na swoim srebrnym weselu zjawił się w salonie w ogóle bez
krawata. Gdy to spostrzeżono, natychmiast połapał się w sytuacji i powiedział z największą
powagą: W Paryżu już od miesiąca żaden gentelman nie nosi krawata. Zapanowała
konsternacja, a jeden z panów, lubiący uchodzić za wszystkowiedzącego, zapewnił, że i on o
tym słyszał, lecz jakoś nie może zdecydować się na przyjęcie nowego kaprysu mody.
Wyobrazcie sobie, moi państwo, że ojciec do końca wieczoru nie nałożył krawata. Natomiast
przed kolacją widziałam już trzech młodych ludzi, którzy zdjęli swoje i schowali je do
kieszeni. Oczywiście, nazajutrz było wiele śmiechu z tego powodu i jeszcze długo potem
87
wspominano o krawacie ojca w całej okolicy.
Józef stał bezradny z lustrem w ręku i uśmiechnąwszy się bez przekonania, powiedział:
Ale, jeżeli panie pozwolą, ja zawiążę swój krawat.
Nie, nie pozwolą! zawołała Lusia. Ja panu zawiążę. No! Niech pan się zbliży!
Doprawdy... obejrzał się, czekając na aprobatę pani
Szczerkowskiej.
Myślę, że Lusia zrobi to bez zarzutu powiedziała starsza pani.
Lusia usiadła na łóżku i wyciągnęła ręce (najpiękniejsze rączki na świecie!), a Józef
pochylił się ku niej.
Wąskie różowe palce chrzęściły cichutko jedwabiem krawata. Józef oddychał ciepłym,
pachnącym powietrzem jej ciała, ciała fantastycznie bliskiego, niewiarygodnie dosięgalnego,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl