Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potrzebne. Muszę kupić trochę ubrań i jeszcze jakieś drobiazgi.
 Może z nich pani swobodnie korzystać  zapewnił ją adwokat.  To pani mąż
musi je skasować. Dopóki tego nie zrobi, może pani ich używać.
 Rozumiem  powiedziała Josey i wstała z krzesła. Odetchnęła głęboko,
próbując się odprężyć.  No, cóż, bardzo panu dziękuję, panie Riley.
 To ja pani dziękuję, pani Rutherford  odrzekł adwokat i również wstał. 
Dam pani znać, jak tylko skontaktuję się z adwokatem pani męża.
 Doskonale  kiwnęła głową Josey i uśmiechnęła się nieśmiało. Czuła się
szczęśliwa, że ta rozmowa już się skończyła. W poczekalni siedziała Helen.
 Skończyłaś?  spytała pogodnie.
 Na razie tak. Z przyjemnością napiję się kawy.
 Ja również. Pózniej ruszamy na podbój sklepów.
 Na szczęście mogę korzystać z kart kredytowych  zaśmiała się Josey.
 Doskonale  w oczach Helen pojawiły się figlarne błyski.  Wobec tego
możemy sobie poszaleć.
 No...
 Oczywiście że tak  przekonywała ją nowa przyjaciółka.  Po tym, co ci
zrobił, możesz go oskubać do gołej skóry.
Gdy wróciły do domu, Josey od razu zauważyła, że przed bramą nie stoi land
rover Toma. Znaczyło to, że nie ma go w domu. Ucieszyła się z tego. Chciała
ochłonąć przed zademonstrowaniem mu swej nowej fryzury. Obcięła włosy bardzo
krótko, na chłopaka, co zupełnie zmieniło proporcje jej twarzy. Dzięki zabiegom
fryzjera włosy wydawały się teraz gęściejsze niż przedtem; odzyskały również
swój naturalny rdzawy połysk.
 Ja muszę już jechać  powiedziała Helen, zatrzymując samochód przed
domem Toma.  Trzeba odebrać dzieci ze szkoły.
 Tak, oczywiście, nie chcę cię zatrzymywać  uśmiechnęła się Josey. Spędziły
razem cudowne przedpołudnie i Josey miała wrażenie, że się naprawdę
zaprzyjazniły.  Dzięki, że zabrałaś mnie do miasta.
 Nie ma za co! Do zobaczenia u Vanessy albo jeszcze wcześniej.
Josey zabrała z tylnego siedzenia torby z zakupami i wysiadła z samochodu.
Gdy tylko otworzyła drzwi, obskoczyły ją radośnie szczekające psy. Szybko
przemknęła na górę i schowała torby do szafy. Nie było to zbyt rozsądne, ale
chciała, aby nowa suknia była dla Toma niespodzianką.
Gdy zeszła na dół, Tom jeszcze się nie pokazał. Zrobiła sobie kubek kawy i
poszła do biura. Niewielki pokój zmienił się nie do poznania. Josey posegregowała
już dokumenty i pochowała je do oddzielnych teczek. Wytarła również kurze i
przyniosła z ogrodu bukiet róż. Nie była pewna, czy Tom docenia ogrom
wykonanej przez nią pracy, bo ani słowem nie skomentował zmian, jakie nastąpiły
w jego biurze.
Kończyła właśnie porządkować rachunki z poprzedniego tygodnia, gdy
usłyszała warkot land rovera. Rozpoznawała go równie niezawodnie, jak Jethro.
Słyszała, że Tom wchodzi do domu, ale nie przerwała pracy.
Po plecach Josey przebiegł nerwowy dreszcz. Słyszała odgłos zbliżających się
kroków. Tom stanął w drzwiach biura, ale nie odezwał się ani słowem. Po chwili
uniosła głowę i spojrzała na niego pytająco.
 Czy coś się stało?  spytała niespokojnie Josey.
 Och, nie...  wzruszył ramionami Tom.  Widzę, że zrobiłaś tu porządek.
 Jeszcze nie skończyłam. Wstawiłam wazon z różami, myślałam, że tak będzie
ładniej. Jeśli to ci nie odpowiada, mogę je zabrać.
 Nie, niech zostaną. Widzę, że obcięłaś włosy  dodał jakby po namyśle. 
Aadnie wyglądasz.
Tom wykrztusił ten komplement z takim trudem, że Josey nie miała
wątpliwości co do jego szczerości.
 Dziękuję  uśmiechnęła się.  Byłam u fryzjera.
 Tak, wiem. Pojechałaś z Helen, prawda? Podejrzewam, że razem
opróżniłyście wszystkie sklepy z ubraniami. Może się mylę?
 No, to pewna przesada  odpowiedziała Josey.
 Ale zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy.
 Jak sobie radzisz z tymi papierami?  Tom nagle zmienił temat. Spojrzał na
leżące na biurku rachunki.
 Już prawie skończyłam. To wcale nie jest takie trudne. Czemu nie korzystasz
z komputera?  spytała, wskazując stojące w rogu pudło. Tom nawet nie wyjął
komputera ze styropianowego opakowania.  Przyśpieszyłoby to wszystkie prace
biurowe.
 Och, nie mam ochoty zawracać sobie głowy komputerem  mruknął
niecierpliwie Tom, unikając jej spojrzenia.  Więcej zachodu niż to warte.
 Z pewnością się mylisz. Gdy raz przygotujesz wszystkie programy, masz już
robotę z głowy  nalegała Josey.
 Mam dość roboty bez tego.
 Ależ w ten sposób mógłbyś oszczędzić mnóstwo czasu. Odrobina wysiłku i...
 Czy przestaniesz wreszcie się wtrącać i pouczać mnie, jak mam prowadzić
swoje sprawy?  wybuchnął Tom.  Do tej pory jakoś sobie radziłem.
 Chciałam tylko ci pomóc  zaprotestowała Josey.
 Widzę, że nawet nie mogę nic ci doradzić...
Wstała z krzesła i chciała wyjść z biura, ale Tom chwycił ją za rękę i zmusił, by
odwróciła się twarzą w jego stronę. Przez chwilę mierzyli się gniewnymi
spojrzeniami, ale po kilku sekundach Tom parsknął śmiechem. Josey patrzyła na
niego zaskoczona.
 Nie potrafię obsługiwać tej cholernej maszyny  wyznał wreszcie.
 Czemu od razu tego nie powiedziałeś?  spytała łagodnym głosem.  Nie
masz się czego wstydzić, wielu ludzi nie potrafi posługiwać się komputerem.
 Próbowałem, ale to przechodzi moje możliwości  powiedział Tom i obdarzył
ją uśmiechem.
 Zawsze robię coś zle. Może ty mogłabyś mnie nauczyć?  zaproponował, a w
jego oczach pojawiły się błyski. Josey nie mogła odgadnąć, o co mu chodzi.
 Oczywiście.
Tom wciąż trzymał ją za rękę. Josey miała wrażenie, że jego palce parzą.
Spróbowała się cofnąć, ale Tom na to nie pozwolił.
Oboje czub" w powietrzu jakieś dziwne napięcie. Tom powoli, lecz stanowczo,
przyciągał ją do siebie. Czuła, jak jej serce bije coraz szybciej. Tom powoli
pochylił głowę i Josey poczuła na twarzy jego oddech. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org