[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ziemię. Przygryzła sobie język, ze strachu ściskało ją w
żołądku. Nagle jednak uświadomiła sobie, że mimo
przerażenia, świetnie się bawi!
Dex zwolnił, zahamował i zatrzymał się. Był z siebie
wyraznie zadowolony. Rozejrzał się dokoła. Otaczała ich
jedynie dzika przyroda.
- Całkiem niezle - powiedział i wyszedł z samochodu.
- Jesteśmy na ziemi? - zapytała Beth otwierając drzwi.
Potwornie bolała ją głowa. - Proszę o pozwolenie na
penetrację terenu, kapitanie.
- Nie mamy czasu, kochanie. On będzie tu lada chwila.
- Jaki on? - Nie potrafiła się skoncentrować.
- Zaraz zobaczysz. Elizabeth czuła się okropnie.
Pamiętała, że kiedyś ojciec zabrał ją na taką przejażdżkę dla
hartu ducha i jeszcze w tydzień pózniej nie mogła dojść do
siebie.
- Muszę usiąść - powiedziała stanowczo, osuwając się na
ziemię.
- Uśmiechnij się, kochanie. - Dexter podniósł ją i posadził
na bagażniku. Sam stanął obok i przyglądał się drodze, jaką
pokonali.
- Dex, uśmiechnij się - poprosiła i również spojrzała na
stromy stok. Gdy dostrzegła czarne auto, wstrzymała oddech.
Odruchowo złapała Dexa za rękę. Kiedy uświadomiła to
sobie, chciała wyrwać mu się, lecz on pieszczotliwie ścisnął
jej dłoń.
W napięciu obserwowała, jak samochód pokonuje
wysokość i wolno zbliża się w ich stronę. Gdy wreszcie
zatrzymał się obok, zauważyła charakterystyczne wygięcie w
zderzaku. Przerażona wytarła o spodnie mokrą dłoń. Pewna
myśl nie dawała jej spokoju.
- Dex! Przecież to porucznik Shaw!
Jej przypuszczenie sprawdziło się. Mężczyzna wyszedł z
samochodu i włożył do ust kawałek miętowej gumy.
Elizabeth zadrżała; serce waliło jej ze strachu jak oszalałe.
- On mnie aresztuje!
- Tutaj nie może tego zrobić - wymamrotał Dex.
- Co w takim razie... - Spojrzała na niego. - Wiedziałeś, że
to on!
- Tak, i pomyślałem, że nadeszła właściwa pora na
konfrontację. Czas też na inne rzeczy...
Zrobiło jej się słabo. Cały świat wirował jej przed oczami,
ale w końcu opanowała się i z udanym spokojem przywitała
policjanta.
- Cóż za dziwne spotkanie, poruczniku.
- Mów do mnie Harry. To tylko przyjacielska wizyta.
Dopiero teraz dostrzegła, że Shaw nie ma ponurej miny, a
jedynie uśmiecha się chytrze.
- Co masz na myśli? Wzruszył ramionami.
- Po prostu przejeżdżałem tędy...
- Miałeś przecież zająć się czymś zupełnie innym -
powiedział Dex.
Elizabeth podejrzliwie spojrzała na obu mężczyzn.
- O co tu chodzi? - zapytała.
- Harry jedzie za nami już od paru dni - wyjaśnił Dex. -
Zaczął właściwie... od mieszkania Jane. Widział nas tam i
czekał za zakrętem.
- Musiałem jednak popełnić jakiś błąd - odezwał się
porucznik. - Powinienem był się domyślić, że mnie
zauważyłeś, kiedy wałęsałem się za wami po tym parku.
Gdybym wtedy was nie zobaczył, nigdy bym was już nie
znalazł. Wiecie, ile hoteli jest w Phoenix?
- Przeszukał też nasz pokój - dodał Dex. - Pamiętasz
znalezioną gumę do żucia?
- Ale dlaczego? - Beth zastanawiała się. - Skoro nie szuka
pan mnie... No jasne! Szuka pan Jane! - Gdy kiwnął głową,
przymknęła oczy. - Czy zdaje pan sobie sprawę, ile kłopotów
by mi pan zaoszczędził, mówiąc mi, że chce pan mi pomóc?!
- Sam o tym nie wiedziałem. Władze federalne były
przekonane o pani winie.
Beth spojrzała na Dexa.
- Od jak dawna wiedziałeś? - zapytała groznie, nie
zważając na ostry ból żołądka.
- Już na autostradzie zauważyłem samochód Harry'ego,
ale nie miałem pewności. Takich aut jest przecież tysiące. -
Uśmiechnął się. - Niezły ze mnie detektyw, co?
Jego spojrzenie było tak przekonywające, że Beth mu
uwierzyła. Nigdy zresztą jej nie okłamał...
- Więc, co my tutaj robimy? - zapytała. - Przecież nie
przyjechaliśmy w to urocze miejsce tylko po to, byś mógł
odegrać rolę świetnego detektywa, prawda?
- Ja też się nad tym zastanawiam - rzucił Harry, gdy Dex
nie odpowiadał.
- Nie wystarczało ci to, że zabierasz mnie do San
Francisco, prawda? - odezwała się ponownie.
- Beth, czasami naprawdę nie myślisz - powiedział Dex,
nie odrywając od niej wzroku. - Nienawiść do mnie
przesłoniła ci oczy tak, że nie spostrzegłaś nawet, że skręciłem
na wschód, a nie na zachód.
- Co?! - Zdumiona uniosła brwi. - Więc...
- Obiecałem ci pomóc i nie mogłem cofnąć danego słowa.
Skoro już wiemy, że John Stein jest defraudantem,
odnalezienie skradzionych pieniędzy nie potrwa długo. Jane
na pewno ma jakieś dowody, nie pójdziesz więc do
więzienia...
- Ale? - Beth spojrzała groznie.
Dex chciał coś powiedzieć, lecz wzruszył jedynie
ramionami i oparł się o maskę samochodu. Odezwał się
dopiero po chwili.
- Ale kiedy zobaczyłem Harry'ego, pomyślałem, że to nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl