[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyczułam pod miękkim zamszem biceps, równie twardy i na-
brzmiały, jak u Przyćmionego.
-No, wiesz... Cudowny widok. Noc jest taka piękna...
Michael nie tracił czasu. Zaczął wyjeżdżać z parkingu, za-
nim zdążyłam zdjąć rękę z jego ramienia.
- Zwietnie - powiedział. Jego głos brzmiał może odrobinę
piskliwie, więc odchrząknął i dodał z wickszą pewnością siebie:
- To znaczy, bardzo chętnie.
Parę chwil pózniej pędziliśmy autostradą nad brzegiem Pa-
cyfiku. Była dopiero dziesiąta, ale na szosie nie roiło się od
samochodów. Jak to wieczorem w zwykły dzień tygodnia. Za-
stanawiałam się, czy mama Michaela, zanim wyszedł z domu,
poleciła mu wrócić o określonej porze. Zastanawiałam się, czy
będzie się martwiła, kiedy długo go nie będzie. Ile godzin po-
czeka, zanim zdecyduje się zadzwonić na policję? Albo do szpi-
tala?
. - Nikt więc - odezwał się Michael - nikt nie został ranny,
tak?
- Nie - odparłam. - Nikt nie został ranny.
- To dobrze.
- Naprawdę? - Udawałam, że wyglądam przez okno, ale tak
naprawdę obserwowałam odbicie Michaela.
- Co masz na myśłi? - zapytał szybko.
173
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Tylko że... no, wiesz. Brad.
- Och. - Zachichotał krótko. Nie było w tym śmiechu roz-
bawienia. - Tak, Brad.
- Wiesz, usiłuję dojść z nim do ładu - powiedziałam. - Ale
to trudne. Czasami straszny z niego cham.
- Mogę sobie wyobrazić - mruknął Michael. Dość obojętnie.
Obróciłam się w jego stronę.
- Wiesz, co dzisiaj powiedział? - zapytałam. Nie czekając na
odpowiedz, ciągnęłam: - Powiedział, że był na tej imprezie.
Tej, na której twoja siostra wpadła do basenu.
Nie wydaje mi się, żeby Michael tylko w mojej wyobrazni
zacisnął silniej ręce na kierownicy.
- Poważnie?
- Owszem. Szkoda, że nie słyszałeś, co jeszcze mówił.
Twarz Michaela, zwrócona profilem do mnie, stała się bar-
dzo ponura.
- Co powiedzial?
Bawiłam się pasem bezpieczeństwa.
- Nie, nie powinnam ci o tym mówić.
- Chciałbym wiedzieć. Poważnie.
- Ale to takie wstrętne.
- Powiedz. - Głos Michaela brzmiał bardzo spokojnie.
- W porządku. Powiedział mniej więcej, że twoja siostra
dostała to co chciała, bo, po pierwsze, w ogóle nie powinna być
na tej imprezie, bo nikt jej nie zapraszał. Miała być tylko śmie-
tanka towarzyska, sami popularni. Możesz w to uwierzyć?
Michael bardzo uważnie wyminął ciężarówkę.
- Tak - powiedział cicho. - Otóż mogę.
- Smietanka towarzyska. Coś takiego powiedział. Popularni
ludzie. - Pokręciłam głową. - Co to znaczy popularni"? Bar-
dzo jestem ciekawa. Czy twoja siostra była niepopularna? Dla-
174
czego? Bo nie grała w szkolnej drużynie? Nie była cheerlider-
ką? Nie ubierała się właściwie? O co chodzi?
- O wszystkie te rzeczy - powiedział Michael równie cicho.
-Jakby coś z tego miało znaczenie. Jakby inteligencja i zro-
zumienie dla innych ludzi w ogóle się nie liczyły. Nie, liczy się
tylko to, czy przyjaznisz się z właściwymi łudzmi.
- Niestety bardzo często tak bywa.
- Cóż, myślę, że to wszystko bzdura. Powiedziałam mu to.
Bradowi. Powiedziałam coś takiego: Więc wy wszyscy stali-
ście tak po prostu, podczas gdy ta dziewczyna o mało nie zgi-
nęła, bo nikt jej nie zaprosił?" Zaprzeczył, oczywiście. Ale ty
wiesz, że tak było.
- Tak. - Jechaliśmy wzdłuż Big Sur. Droga zwężała się i ro-
biło się coraz mroczniej. - Owszem, tak. Gdyby moją siostrą
była, no... Kelly Prescott, na przykład, od razu ktoś by ją wy-
ciągnąi, zamiast się śmiać.
W bezksiężycową noc trudno było dostrzec jego minę. Jedy-
ne światło sączyło się z deski rozdzielczej, nadając twarzy Mi-
chaela chorobliwy zielonkawy odcień.
- Czy tak właśnie było? - zapytałam. - Ludzie tak się zacho-
wali? Zmiali się, podczas gdy ona się topiła?
Skinął głową.
- Tak powiedział policji jeden z sanitariuszy. Wszyscy myśle-
li, że ona udaje. - Zaśmiał się gorzko. - Moja siostra... ona
tylko tego chciała, wiesz? Być popułarna. Być jak oni. A oni po
prostu stali. Po prostu stali, podczas gdy ona się topiła.
- Tak. Słyszałam, że wszyscy byli niezle pijani. - Włącznie
z twoją siostrą, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego głośno.
- To ich nie usprawiedliwia. Ale oczywiście żadnych konse-
kwencji nie było. Rodzice tej dziewczyny, która zorganizowała
imprezę, zapłacili grzywnę. I tyle. Moja siostra może nigdy się
nie ocknie, a oni tylko zapłacili grzywnę.
175
Dotarliśmy już do zakrętu przed punktem obserwacyjnym.
Michael zatrąbił. Z drugiej strony nikt nie nadjeżdżal. Wjechał
sprawnie na miejsce do parkowania, ale nie wyłączył silnika. Sie-
dział tylko, wpatrując się w atramentową ciemność morza i nieba.
To ja wyciągnęłam rękę i przekręciłam kluczyk w stacyjce.
Zwiatełka na desce rozdzielczej zgasły, pogrążając nas w nie-
przeniknionym mroku.
W samochodzie panowała ogłuszająca cisza. Na drodze nie
było ruchu. Wiedziałam, że gdybym otworzyła okno, do środ-
ka wdarłby się szum wiatru i fal. Nie poruszyłam się jednak.
Powoli ciemność za oknami stała się bardziej przejrzysta.
Byłam nawet w stanie zobaczyć linię horyzontu, gdzie czarne
niebo stykało się z jeszcze ciemniejszym oceanem.
Michael odwrócił głowc.
- To była Carrie Whitman - powiedział. - Dziewczyna, któ-
ra wydała to przyjęcie.
Skinęłam głową.
- Wiem.
- Carrie Whitman - powtórzył. - Carrie Whitman była
w tym samochodzie. Tym, który spadł z klifu w zeszłą sobotę
wieczór.
- Chcesz powiedzieć - odezwałam się cicho - tym, który
zepchnąłeś z klifu w zeszłą sobotę wieczór.
Michael siedział nieruchomo. Spojrzałam na niego, ale nie
potrafiłam odczytać wyrazu jego twarzy.
Usłyszałam jednak w jego głosie ton rezygnacji.
- Ty wiesz. - To było raczej stwierdzenie niż pytanie. - My-
śłałem, że tak może być.
- Po tym, co się stało dzisiaj, to masz na myśli? - Odpięłam
pas. - Kiedy o mało mnie nie zabiłeś?
- Tak mi przykro. - Schylił głowę i w końcu mogłam zoba-
czyć jego oczy. Były pełne łez. - Suze, nie wiem, jak zdołam.. "
176
- Nie było żadnego seminarium o życiu pozaziemskim
w tamtym instytucie, co? - Spojrzałam na niego gniewnie. -
To znaczy, w zeszłą sobotę. Przyjechałeś tutaj i obluzowałeś
śruby w barierce. Potem na nich zaczekałeś. Wiedziałeś, że po
tańcach będą tędy przejeżdżali. Wiedziałeś, że przyjadą i cze-
kałeś na nich. Usłyszałeś ten głupi klakson i wpadłeś na nich.
Zepchnąłeś ich z klifu. Zrobiłeś to z zimną krwią.
Michael zachował się zaskakująco. Wyciągnął rękę i dotknął
moich włosów wmiejscu, gdzie wystawały spod miękkiej czapki.
- Wiedziałem, że zrozumiesz. Od pierwszej chwili, kiedy
cię zobaczyłem, wiedziałam, że ty, spośród nich wszystkich,
będziesz tą, która zrozumie.
Chciało mi się wymiotować. On niczego nie chwytał. Abso-
lutnie niczego. Czy on w ogóle nie myślał o własnej matce? Bied-
nej matce, która tak się ucieszyła, kiedy zadzwoniła do niego
dziewczyna? Matce, która miała już jedno dziecko w szpitalu?
Czy nie pomyślał o tym, jak ona się poczuje, kiedy dowie się, że
jej jedyny syn jest mordercą? Czy on w ogóle o tym pomyślał?
Może i pomyślał. Może uznał, że będzie zadowolona. Po-
nieważ pomścił siostrę. No, prawie, w każdym razie. Nadal
pozostawały pewne niedoróbki w postaci Brada... i wszyst-
kich innych osób, które uczestniczyły w przyjęciu. W końcu,
dlaczego miałby poprzestać na Bradzie? Zastanawiałam się, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl