Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powściągnął złość, sięgnął po notes, wybrał numer Keitha.
Może on coś wie?
- Stary, co z tobą? Najpierw Rennie ma znalezć ci żonę,
potem przychodzisz z nią na przyjęcie, a jeszcze przedtem na
grill do moich rodziców. Słyszałem też, że byliście razem na
lunchu - dodał znaczącym tonem Keith. - A teraz nie możesz
jej znalezć. Może poszła na randkę. Zadzwoń jutro - poradził.
- Nie, muszę dzisiaj - upierał się Marc.
Keith milczał przez chwilę.
- Słuchaj, jeśli to chodzi o jakiś interes, w którym moja
siostra jest na straconej pozycji, to...
- Keith, przestań - przerwał mu. - Nic z tych rzeczy. Za
warliśmy umowę... zresztą nieważne. Po prostu muszę z nią jak
najszybciej porozmawiać.
- Może jest na randce.
- Wątpię. Wyszła wcześniej z pracy i, z tego co wiem, nie
139
dotarła do domu. Dzwonię do niej od kilku godzin, za każdym
razem włącza się sekretarka.
- To dziwne. Od kiedy ją ma? Zawsze się zarzekała, że nigdy
jej nie założy. Lubi, jak do niej dzwonią, może sobie pogadać.
Zresztą pewnie sam wiesz. - Zaśmiał się, słysząc mruknięcie
Marka. - Czasem może przesadza. Ale i tak jest cudowna.
- To racja. Keith, spróbuj się czegoś dowiedzieć, proszę.
- No dobrze. Zadzwonię, jak będę coś wiedział.
- Jestem w biurze, wychodzę za kilka minut.
- Więc miała rację, gdy narzekała, że wysiadujesz tam bez
umiaru.
- Chyba tak. To czekam na telefon.
Prosto z biura pojechał pod dom Rennie. Jej okna były ciem
ne. Mogła nie odbierać telefonu, ale z pewnością nie siedzi po
ciemku. Musiała wyjść.
W domu pierwsze kroki skierował do telefonu. Nikt się nie
nagrał. Rzucił płaszcz, poszedł do kuchni zrobić sobie kanapkę.
Kiedy ten Keith zadzwoni?
O północy wykręcił jego numer.
- Keith, dowiedziałeś się czegoś?
- Marc? Przecież powiedziałem, że zadzwonię, jak będę coś
wiedzieć. Podzwoniłem po znajomych, ale nikt jej nie widział.
Było za pózno, by dzwonić do jej czy mojej mamy, tylko by się
zdenerwowały. Zrobię to z samego rana.
Na stole leżała kartka z telefonem Ellen. Zmiął ją z furią. Co
mu przyszło do głowy umawiać się z nią, skoro może widywać
się z Rennie? Dlaczego wmawia sobie, że szuka wyrafinowanej
elegantki? Kogo próbuje oszukać? Przecież chcę Rennie, uświa
domił sobie z przerażającą jasnością.
Może tamten plan nie był całkiem zły, ale gdy poznał Rennie,
zapragnął czegoś więcej. Marzył mu się dom, w którym czeka
kochająca żona, kolacja, wspólne wieczory i rozmowy o minio-
140
nym dniu, plany na przyszłość. Radosna Rennie nadająca sens
życiu, rozjaśniająca swym uśmiechem każdy dzień. Oboje będą
się wspierać, razem staną się silni. Przecież kocha Rennie!
Rzucił do kosza zmiętą kartkę, ruszył do kuchni. Musi zrobić
sobie mocnego drinka. Dlaczego dopiero teraz to do niego do
tarło? Kiedy się w niej zakochał? Przez całe życie nie wierzył
w miłość, a teraz wpadł w jej sidła. I już nie wyobraża sobie
życia z inną. Tylko z Rennie.
Zawsze chlubił się szybkim i sprawnym działaniem. Teraz
też. Odszuka Rennie i powie, że ją kocha.
Nalał sobie whisky. A jeśli ona nie podziela tego uczucia?
Jasno wyłożyła swoje zastrzeżenia. Okazuje się teraz, że miała
rację, jego plan był bez sensu. Zresztą nie tylko to. Nie pochwa
lała też jego stosunku do pracy, wyznaczania kolejnych celów.
No cóż, nie jest doskonały. Im dłużej się nad tym zastanawiał,
tym więcej miał wątpliwości. Chyba go jednak nie kocha. Tyle
razy naśmiewała się z jego poszukiwania doskonałej żony.
Rennie też nie jest bez skazy. Z pewnością nieraz doprowa
dzi go do białej gorączki. Ale gdy będzie przy nim, życie na
bierze barw, zalśni nowym blaskiem.
Musi cierpliwie czekać, aż zacznie go darzyć cieplejszym
uczuciem. Zna się na strategii. Odgadnie jej pragnienia, postara
się je spełnić. Przekona, że nie chce już żadnej innej. %7łe on się
mylił, a ona miała rację.
Ale czy Rennie go pokocha? Nie jest Josephem Thurmondem
Sangerem Czwartym. Nie pochodzi z szacownej rodziny. Ma
wprawdzie trochę pieniędzy, ale bogactwo nie robi na niej wra
żenia.
Upił łyk, zaczął krążyć po pokoju. Przypominał sobie
spędzone z nią chwile. Dlaczego wcześniej o tym nie pomy
ślał? Tyle razy spotykał się z kobietami, ale nigdy nie odwiedzał
ich w mieszkaniach, ubrany na sportowo, tylko po to, by roz-
141
mawiać o ich zawodowych problemach. Ani nie towarzyszył
im w rodzinnych przyjęciach. Nie włóczył się z nimi po mie
ście, nie jadał w turystycznych knajpkach, nie podróżował tram
wajami. I nigdy nie dał się tak zauroczyć czyimś błękitnym
oczom.
- Rennie, do diabła, gdzie jesteś? - głośno zapytał.
Był jeszcze w domu, gdy zadzwonił telefon. Postanowił nie
iść dzisiaj do pracy. Musi odnalezć Rennie i porozmawiać z nią.
- Ty draniu, co jej zrobiłeś? - Rozpoznał głos Keitha.
- Nic nie zrobiłem - obruszył się. - Tak ci powiedziała?
- Nie, przecież mówiłem ci, że nie wiem, gdzie jest. Ale
dowiedziałem się paru rzeczy i chciałbym usłyszeć, dlaczego
tak ją ścigasz.
Marc zacisnął palce na słuchawce, zmusił się do zachowania
spokoju.
- Keith, ostatni raz widziałem ją przedwczoraj wieczorem.
Wczoraj przysłała mi czek na sumę, jaką jest nam winna, wraz
z oświadczeniem, że rezygnuje ze znalezienia mi żony.
- To wszystko? - Keith wstrzymywał gniew.
- To wszystko.
- Marc, nie dam się na to nabrać. Rennie nigdy wcześniej
tak się nie zachowywała. Wyjechała.
- Wyjechała?
- Pożyczyła pieniądze od Theo. Nie potrafię sobie wyobra
zić, co ją do tego skłoniło, bo zawsze się zarzekała, że nigdy
tego nie zrobi, choć on wielokrotnie proponował jej pomoc.
- Theo, no tak. Powinienem się domyślić.
- Słyszałeś, co powiedziałem? %7łądam od ciebie odpowiedzi!
- Keith, opanuj się. Nie mam pojęcia, co się stało. Gdzie
ona jest?
Keith zawahał się.
142
- Stary, proszę cię, powiedz. Nie chcę jej skrzywdzić. Tylko
porozmawiać.
- Niby dlaczego miałbym ci wierzyć? Przecież to przez
ciebie wyjechała. Marc, zostaw ją w spokoju.
Marc zamknął oczy.
- Keith, nie mogę.
- Oczywiście, że możesz. Jeszcze raz ci powtarzam, zostaw
ją w spokoju! Sam sobie znajdz żonę, jej do tego nie mieszaj.
Boże, po co ja to wymyśliłem! Co mnie napadło!
- A już podejrzewałem, że zrobiłeś to celowo, by mnie wy
swatać - powoli powiedział Marc, otwierając oczy.
Stanęła mu przed oczami roześmiana twarz Rennie, kiedy ją
pierwszy raz zobaczył. Uśmiechnął się mimo woli.
- To jakby łączyć wodę i ogień.
- Przeciwieństwa się przyciągają,
- Marc, jak mam to rozumieć? - Keith zmienił ton.
Odpowiedziało mu milczenie.
- Marc? Chcesz przez to powiedzieć, że Rennie ci się podoba?
- Wcześniejszy sarkazm zastąpiło szczere niedowierzanie.
- Tak, tak właśnie jest. A nawet więcej.
- No nie, nie uwierzę! Ty i Rennie? Nic dziwnego, że uciekła.
- Keith, gdzie ona jest? - nastawał Marc, gotów natychmiast
pojechać do niego i siłą wydusić z niego informacje.
- Jej rodzina ma dom nad jeziorem Tahoe, w Stateline. Po
wiedziała matce, że musi wyjechać, by przemyśleć sobie parę
spraw. Marc, ciągle nie mogę uwierzyć, że się w niej zakochałeś.
Przecież jest całkiem inna niż Suzanne Barclay.
- Wiem. I poza tym ostatnim przyjęciem, gdzie wystąpiła
całkiem odmieniona, zupełnie nie pasuje do mojej wizji. Ale to
była tylko wizja, a Rennie istnieje naprawdę. I to jej pragnę.
Keith zaśmiał się.
- %7łyczę szczęścia, stary. Będzie ci bardzo potrzebne, bo
143
z Rennie nie pójdzie ci łatwo. Zwłaszcza po tym, co skłoniło ją
do ucieczki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org