[ Pobierz całość w formacie PDF ]
złapać Carla.
-W jaki sposób mogę połączyć się z zarządem tej placówki?
-Proszę zadzwonić z mojego biura. Czy mogę coś dla pani zrobić?
-Kawę. Z dwiema kostkami cukru. - Julie! podwinęła rękawy i wzięła się do pracy.
46
Około jedenastej kuchenka, stanowisko i składniki, których zażądał Carlo, były
przygotowane. Wystarczył jeden telefon i trochę sprytu, aby dostać dekorację z kwiatów z
jednego ze sklepów w pasażu.
Była już po dwóch kawach, kiedy pojawił się Carlo.
-Bogu dzięki - Juliet wysączyła ostatni łyk z plastykowego kubeczka. - Już myślałam,
że będzie trzeba posłać po ciebie ekipę poszukiwawczą.
-Ekipę poszukiwawczą? Przyszedłem, gdy tylko odezwał się pager
-Poszukujecie od godziny.
-Naprawdę? - Z uśmiechem przyglądał się niesfornym kosmykom, które zaczęty
wymykać się z jej koka. Sam wyglądał jak z okładki modnego czasopisma. - Byłem w
fantastycznym sklepie z płytami.
-Naprawdę? - Juliet próbowała przygładzić ręką włosy.
-Jakiś problem?
-Owszem. Na imię mu Eliza. Chętnie bym ją udusiła własnymi rękami i chyba się nie
powstrzymam, jeśli jeszcze raz poczęstuje mnie tym swoim głupkowatym uśmiechem.
- Juliet machnęła ręką, odganiając niemądre myśli. Nie czas na rojenia o słodkiej
zemście.
- Wyobraz sobie, że nic nie było przygotowane.
-Na szczęście w porę o wszystko się zatroszczyłaś. - Carlo pochylił się nad kuchenką,
oceniając ją uważnym spojrzeniem, jak kierowca wyścigowy swego bolida przed
startem. - Doskonały sprzęt.
-Ciesz się, że będzie do czego ją podłączyć - Juliet wzruszyła ramionami. - O wpół do
dwunastej masz wywiad z Marjorie Ballister, dziennikarką z Sun .
-W porządku - skwitował, oglądając mikser.
-Gdybym wiedziała o tym wcześniej, kupiłabym egzemplarz, żeby zobaczyć, jak ona
pisze.
-Non importante. Za bardzo się przejmujesz, Juliet.
O mało nie ucałowała go w porywie wdzięczności. Uznała jednak, że byłoby to
nierozsądne.
-Cieszę się, że tak myślisz, Carlo - uśmiechnęła się do niego ze szczerą sympatią. - Co
za ulga, mieć do czynienia z kimś normalnym, po godzinie użerania się z tępakami.
-Z Franconim zawsze dobrze się współpracuje.
Juliet z ulgą opadła na fotel, żeby zrobić sobie chwilę przerwy. Carlo zaczął
przeglądać produkty.
47
- Dio! To jakiś sabotaż? - wykrzyknął nagle. Juliet momentalnie zerwała się na równe
nogi. - Ktoś chce mi zepsuć pastę! - pieklił się Carlo.
-Sabotaż? - Czyżby znalazł bombę w opakowaniu? - O czym ty mówisz?
-O tym! - gwałtownie potrząsał jakąś puszeczką. - Co to ma być?
-Bazylia - zaczęta niepewnie, zmieszana jego wściekłym spojrzeniem. - Była na
twojej liście.
-To nazywasz bazylią?! - gwałtownie wylał z siebie potok włoskich słów. Nie
potrzebowała tłumaczenia.
Grunt to spokój, Juliet, łagodzenie napięć należy do twoich obowiązków. Tylko się nie
denerwuj.
-Tak masz przecież napisane na puszce.
-No właśnie, na puszce! - prychnął z oburzeniem. - Czy w twoich mądrych notatkach
jest powiedziane, że mistrz Franconi używa bazylii z puszki?
-Bazylia, to bazylia - wykrztusiła drżącym głosem.
-Wyraznie mówiłem, że ma być świeża. Na swojej liście masz świeżą bazylię!
Accidentil Kto używa puszkowanych listków bazylii do pasła eon pesto? Czy ja
wyglądam na amatora bez ambicji?
Nie zamierzała opowiadać mu, jak wygląda. Może pózniej, prywatnie, przyzna, że
jego humory są niezwykle spektakularne.
-Posłuchaj, Carlo. rzeczywiście nie wszystko jest przygotowane, tak jak byśmy sobie
oboje życzyli, ale...
-Niczego specjalnego sobie nie życzę - rzucił wściekle. - Mogę gotować w każdych
warunkach, choćby na śmietniku, ale muszę mieć odpowiednie składniki.
Najważniejsze, żeby nie dać się wyprowadzić z równowagi.
-Przykro mi, Carlo. Może spróbujemy pójść na kompromis...
-Kompromis? - Wypowiedział to słowo z takim obrzydzeniem, iż zrozumiała, że go
nie przekona. - Czy Picassowi proponowałabyś kompromis w sprawach malarskich?
Juliet schowała puszkę do kieszeni.
-Ile ma być lej bazylii? - zapytała z rezygnacją
-Dziesięć deko.
-Załatwię to. Coś jeszcze?
- Jeszcze mozdzierz i tłuczek, najlepiej marmurowy. Juliet spojrzała na zegarek. Miała
czterdzieści pięć minut.
-Okay. Jeśli ty zajmiesz się wywiadem, ja załatwię resztę i na dwunastą będziemy
48
gotowi. - W duchu modliła się, żeby znalezć w okolicy odpowiedni sklep. - Nie
zapomnij podać tytułu książki i wspomnieć o następnym przystanku na naszej trasie -
zaznaczyła. - Będziemy u Galleghera w Portland, to dobrze zabrzmi. Trzymaj -
wyciągnęła z torebki mały aparat Gdybym nie wróciła, załatw dla mnie zdjęcie. Eliza
nic nie mówiła na temat fotografa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl