[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nął głową. Rękawiczki miał całe we krwi, zanim
jeszcze dotknął się do pacjentki.
Widzę stopę i nóżkę rzekł po chwili.
Co to znaczy? krzyknęła w panice Ellie.
Dziecko już się rodzi odparł. I postanowiło
wyjść na świat tyłem. Znajdę zaraz drugą nóżkę
i pomogę mu.
Ale to za wcześnie! zawyła Ellie.
Ma pani uczulenie na jakieś leki? spytała
Jennifer.
Nie... nie wiem... Guy, co ty robisz? Aj!
Guy wydobył rączkę dziecka, potem chwycił je za
nóżki, uniósł w górę i pojawiła się druga rączka.
Wez głęboki oddech, Ellie powiedział spokoj-
nie. Idzie jak z płatka. Zaraz będzie po wszystkim.
Ostrzegawcze spojrzenie Jennifer nie było po-
trzebne, Guy wiedział, co robi. Główkę dziecka
rodzącego się tyłem trzeba wyciągać jak najwolniej,
by nagła dekompresja nie uszkodziła nie zasklepionej
jeszcze czaszki.
Ciśnienie sto na pięćdziesiąt pięć mruknęła
Jennifer do Guya. Wcale nie tak zle.
Końcowi porodu towarzyszył nowy strumień krwi.
Wezmę go. Jennifer znalazła w torbie od-
sysacz, pediatryczną maskę tlenową i ręcznik. Podała
Guyowi zacisk do pępowiny, odebrała od niego
noworodka i położyła na rozpostartym ręczniku.
Oczyściła odsysaczem drogi oddechowe i założyła
maleństwu maskę.
Ellie usiłowała usiąść.
O Boże! płakała. Nie żyje, tak?
%7łyje odrzekła zdecydowanie Jennifer. Jest
puls. Tylko jeszcze słabiutki, a maluch nie jest goto-
wy do samodzielnego oddychania, więc mu trochę
pomagam.
Mamy tu jeszcze krwawienie. Guy sięgnął po
torbę.
Dlaczego krwawię? Ellie z trwogą w oczach
patrzyła na swoje dziecko.
Miałaś zle ułożone łożysko. Podczas porodu
jego część oderwała się od macicy.
Przez cały wieczór pobolewały mnie plecy. My-
ślałam, że to od tego, że zle leżę. Ellie patrzyła te-
raz na kałużę na podłodze. %7łebym tylko nie wy-
krwawiła się na śmierć.
Wygląda gorzej, niż jest w istocie uspokoił ją
Guy. Straciłaś nie więcej niż litr. Podłączymy ci
zaraz kroplówkę, a krwawienie ustanie, jak tylko
wydalisz łożysko. Lek, który ci teraz podam, przy-
śpieszy ten proces.
Niedobrze mi jęknęła Ellie.
Patrzcie, wziął swój pierwszy samodzielny od-
dech! zawołała Jennifer. Już różowieje.
I rzeczywiście noworodek zaczął w końcu dawać
oznaki życia. Guy miał nadzieję, że nie doszło jeszcze
do nieodwracalnych zmian w mózgu na skutek niedo-
tlenienia. Ale biorąc pod uwagę wysiłki Jennifer, było
to mało prawdopodobne. Guy przyznawał teraz w du-
chu, że sam by sobie nie poradził. Tak długo wy-
czekiwane przez Ellie dziecko przeżyło bez szwanku
trudny poród tylko dzięki Jennifer.
Ellie chyba też to rozumiała. W parę minut pózniej
tuliła już w ramionach owiniętego w ręcznik chłop-
czyka.
Zliczny oświadczyła Jennifer. I wygląda na
to, że zdrowy. Jak na trzydziesty piąty tydzień, sporo
waży. Nie sądzę, żeby potrzebny był mu inkubator.
Dziękuję wyszlochała Ellie. Bardzo wam
dziękuję. Tak się bałam. Nie o siebie, o dziecko.
Jennifer i Guy odetchnęli z ulgą, kiedy w końcu
nadjechała karetka.
Ellie, to nie w porządku! Płomiennowłosa
ratowniczka Maggie kręciła głową. Przecież się
umawiałyśmy, że na sygnale i światłach podjedziemy
karetką pod szpital, jak tylko zaczną się bóle. Po-
chyliła się nad zawiniątkiem w ramionach Ellie.
Ojej! pisnęła z zachwytem. Ja też takiego chcę.
To się postaraj odparła uśmiechnięta Ellie.
Ten jest mój.
I mój. Do pokoju wpadł blady jak ściana,
przemoknięty do nitki mężczyzna. Ellie, nic ci nie
jest?
Wszystko w porządku uspokoił go Guy. Ale
musimy ją zabrać do szpitala. Straciła dużo krwi.
A dziecko. Całe i zdrowe?
Dzięki doktor Allen poinformowała go Ellie.
Już myślałam, że nie żyje. Azy szczęścia potoczy-
ły się po jej policzkach. Uratowała go, Phil.
Phil spojrzał na Jennifer z wdzięcznością i uzna-
niem.
W takim razie nie wiem, jak pani dziękować,
doktor Allen wykrztusił wzruszony.
Jennifer uśmiechnęła się.
Mów do mnie Jenna. I jestem szczęśliwa, że
mogłam wam pomóc.
ROZDZIAA DZIEWITY
Ty to lubisz dramatyczne wejścia, co?
Jennifer uśmiechnęła się do witającego ją serdecz-
nie personelu Lakeview Hospital. Prowadzenie nie-
znanego sobie samochodu Guya poprzez rzęsistą
ulewę za karetką wiozącą pacjentkę z osobami towa-
rzyszącymi do małego prowincjonalnego szpitala
stanowiło dla niej nie lada wyzwanie. Szczególnie
emocjonująca była przeprawa przez bród na dopływie
rzeki Matukituki, na którym woda znacznie się pod-
niosła od czasu, kiedy pokonywali go z Guyem, jadąc
w przeciwną stronę.
Uradowana, że ta podróż dobiegła szczęśliwie
końca, Jennifer zapomniała zupełnie, jak tragicznie
musi wyglądać. Buty miała przemoczone i ubłocone,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl