[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pensji nauczycielki. Nie chciała wziąć pieniędzy ode mnie. Kathy
była zawsze bardzo ambitna i, szczerze mówiąc, zawsze była bardzo
zawzięta... zresztą nieważne. - Odetchnęła głęboko. Brandy spływała
prosto do jej żołądka i wszystko zaczęło się w nim wywracać. -
Druga linia była jej potrzebna do pracy. Dorabiała sobie. W firmie o
nazwie Fantasy, Inc.
Ben zapisał nazwę i uniósł brwi.
- Telefony Fantasy?
- Tak. - Grace westchnęła i podparła twarz dłońmi. - Seks przez
telefon. Uznałam ten sposób za całkiem sensowny, pomyślałam
nawet, czy by go nie wykorzystać w jakiejś książce. - W jej żołądku
wciąż się coś działo, więc sięgnęła po papierosa. Gdy zaczęła się
56
bawić zapalniczką, Ben wziął ją od niej, zapalił, po czym położył
obok kubka. - Dzięki.
- Postaraj się uspokoić - poradził.
- Nic mi nie jest. Zarabiała kupę forsy i to wydawało się całkiem
nieszkodliwe. Nikt z dzwoniących nie znał jej nazwiska ani adresu,
ponieważ wszystko odbywało się za pośrednictwem głównego biura,
a potem ona dzwoniła do klienta, z tego dodatkowego telefonu,
oczywiście na koszt biura.
- Czy wspominała coś o kimś, kto zbytnio się do niej zapalił?
- Nie. I jestem pewna, że wspomniałaby mi o tym. Powiedziała
mi o tej pracy pierwszego dnia, gdy tu przyjechałam. Mogę tylko
powiedzieć, że to chyba ją trochę bawiło, ale wydawała się też nieco
znudzona. Zresztą, nawet gdyby ktoś chciał czegoś więcej, nie
mógłby jej odnalezć. Tak jak powiedziałam, nie używała nawet
własnego imienia. Aha, i powiedziała mi, że ona zajmuje się tylko
normalnym seksem. - Grace przycisnęła dłoń do stołu. Dokładnie w
tym miejscu siedziały z Kath pierwszego wieczoru, gdy słońce
zachodziło tak jak teraz. - %7ładnego sadyzmu ani masochizmu, żadnej
przemocy. Była bardzo wybredna w doborze klientów. Gdy ktoś miał
ochotę na coś, no powiedzmy, niekonwencjonalnego, musiał zwrócić
się do kogoś innego.
- Nigdy nie spotkała się z żadnym ze swoich klientów? - spytał
Ed.
- Nie było to coś, co mogła udowodnić, ale była tego pewna. Nie,
absolutnie nie. Podeszła do tej pracy równie profesjonalnie jak do
nauczania. Nie umawiała się z nikim, nie chodziła na przyjęcia. Jej
życie ograniczało się do domu i szkoły. Przecież mieszkałeś obok niej
- zwróciła się do Eda. - Czy widziałeś kiedyś, żeby ktoś tu
przychodził? Czy wróciła kiedyś do domu po dziewiątej wieczorem?
-Nie.
- Będziemy musieli sprawdzić informacje, które nam podałaś -
zaczął Ben wstając. - Jak ci się coś przypomni, to po prostu zadzwoń.
- Tak, wiem, dziękuję. Czy zawiadomią mnie, gdy... gdy będę
mogła ją zabrać?
- Postaramy się, żeby to nie trwało za długo. - Ben zerknął na
swego partnera. Wiedział aż nazbyt dobrze, jak trudno jest pogodzić
przemoc i pracę i wiedział też, że Ed będzie musiał poradzić sobie z
tym sam. - Muszę napisać raport. Ty możesz zostać tutaj.
57
- Dobrze. - Ed skinął głową i podniósł się, by wstawić filiżanki
do zlewu.
- To miły człowiek - powiedziała Grace po wyjściu Bena. - Czy
jest dobrym gliną?
- Jednym z najlepszych.
Zacisnęła usta, starając się zgodzić z jego opinią.
- Wiem, że już pózno, ale czy mógłbyś jeszcze trochę zostać.
Muszę zadzwonić do rodziców.
- Oczywiście. - Włożył ręce do kieszeni, ponieważ wciąż jeszcze
wydawała się zbyt wątła, by znieść czyjeś dotknięcie. Dopiero co się
poznali, a teraz on musiał być tylko policjantem. Odznaka i broń
wytwarzały między nim a cywilami znaczny dystans.
- Nie wiem, co mam im powiedzieć. Nie wiem, jak mam im to
powiedzieć.
- Ja mogę to zrobić.
Grace zaciągnęła się mocniej papierosem, bo wolałaby przystać
na tę propozycję.
- Ktoś zawsze odwalał za mnie całą brudną robotę. Myślę, że ten
jeden raz muszę to zrobić sama. Będzie im łatwiej, jeśli usłyszą to
ode mnie, jeśli coś takiego w ogóle może być łatwiejsze.
- Mogę poczekać w drugim pokoju.
- Tak będzie lepiej.
Grace popatrzyła za nim, jak wychodził, potem zmobilizowała
się, żeby zadzwonić.
Ed chodził po pokoju tam i z powrotem. Kusiło go, by wrócić do
miejsca zbrodni i jeszcze raz dokładnie wszystko przestudiować, ale
powstrzymał się. Nie chciał ryzykować, że Grace wejdzie tam za nim.
Pomyślał, że nie powinna tego oglądać, nie powinna na to patrzeć ani
tego zapamiętać. Nieoczekiwana śmierć stanowiła część jego profesji,
ale nigdy nie potrafił do końca uodpornić się na smutek i ból, które
powodowała.
Jedno życie się kończyło, ale miało to wpływ na tuziny innych. A
jego zadaniem było przyglądać się temu rozumując w sposób
logiczny, sprawdzać wszystkie szczegóły te oczywiste i te
nieuchwytne, dopóki nie zbierze się wystarczających dowodów, by
kogoś aresztować. To właśnie zbieranie dowodów było dla niego
najbardziej satysfakcjonującym aspektem pracy policjanta. Ben
58
kierował się instynktem, Ed podchodził do sprawy metodycznie.
Dochodzenie przebiegało systematycznie, krok po kroku, odsłaniając
warstwę po warstwie. Trzeba było kontrolować emocje albo najlepiej
- ich unikać. To była linia, po której musiał nauczyć się poruszać,
linia pomiędzy zaangażowaniem a kalkulacją. Gdy policjant z niej
zboczył w którąkolwiek stronę, stawał się bezużyteczny.
Jego matka nie chciała, by był policjantem. Pragnęła, żeby
pracował u wuja w jego firmie budowlanej. Masz zręczne ręce,
powtarzała mu. Masz mocny kark. Będziesz dobrze zarabiał. Nawet
teraz, po latach, wciąż jeszcze miała nadzieję, że zdejmie odznakę i
zajmie się stawianiem domów.
Nigdy nie potrafił jej wytłumaczyć, dlaczego nie mógł tego
zrobić, dlaczego wybrał pracę policjanta. To nie była sprawa emocji.
Obserwowanie cudzych domów, zimna kawa, czy jak w tym
przypadku, zimna herbata, nieustanne sporządzanie raportów nie było
wcale emocjonujące. I z całą pewnością nie robił tego ze względu na
pieniądze.
Najważniejsze było pewne uczucie. Nie to uczucie, gdy
przypasuje się broń, nigdy to uczucie, gdy jest się zmuszonym jej
użyć. Najważniejsze było uczucie, pojawiające się niekiedy po
zakończonym dniu, gdy miał świadomość, że zrobił coś dobrze.
Gdyby był w nastroju do filozofowania, powiedziałby, że prawo jest
najwspanialszym i najważniejszym wynalazkiem człowieka. Ale w
gruncie rzeczy wiedział, że tak naprawdę chodziło o coś znacznie
prostszego.
Po prostu wiedziało się, że jest się dobrym facetem. Być może w
rzeczywistości nie chodziło o nic więcej.
Ale były też dni takie jak ten, kiedy kończył dzień patrząc na
czyjeś martwe ciało i wiedział, że do niego należy odnalezienie tego,
kto to zrobił... i zatrzymanie go. Stał na straży prawa, które, tak czy
inaczej, było w rękach sądów.
Sprawiedliwość. To Ben zawsze mówił o sprawiedliwości. Ed
sprowadzał wszystko do dobra i zła.
- Dziękuję, że zaczekałeś.
Odwrócił się i spojrzał na stojącą w przejściu Grace. Była jeszcze
bledsza niż przedtem, jeśli to w ogóle możliwe. Oczy miała szeroko
otwarte, włosy zwichrzone, jak gdyby co chwila przeciągała po nich
dłońmi.
59
- Nic ci nie jest?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl