[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Harbour odzyskała dawne kształty. Szlafrok leżał na niej jak ulał, uwypuklając jej wspaniałą
figurę. Pokręciła się po pokoju, wyprała parę rzeczy, doprowadziła do porządku stertę ubrań,
którą Jess niedbale rzuciła na łóżko. Przez cały czas jej myśli krążyły wokół Jima, jego
głębokich, błyszczących oczu i silnych, ale delikatnych rąk. Ze zdumieniem zdała sobie
sprawę, że zaczyna żałować tego, iż pokpiła sprawę, dopuszczając do tego, że Jim przestał się
nią interesować. Ten żal palił jej mózg uporczywym płomieniem.
45
S
R
Nie mogąc zasnąć, zdecydowała się zadzwonić do Susie i dowiedzieć się, co się dzieje
w sklepie. Było już dość pózno, ale wiedziała, że Susie jeszcze nie śpi.
- Halo?
- Susie? Tu Caroline. Pomyślałam, że zadzwonię i sprawdzę, czy wszystko w
porządku.
- Caroline! Tak się cieszę, że dzwonisz. Oczywiście, że w porządku. Wszystko idzie
tak gładko, że sama nie mogę w to uwierzyć. Dobrze się bawisz?
- Pewnie. Nie jestem ci w stanie opisać, jaka ta wyspa jest piękna, a hotel jaki
elegancki. Istny raj!
- Zwietnie. Wierzę więc, że masz dużo, dużo słońca, i że nareszcie sobie odpoczniesz.
- Z pewnością. Plaża jest po prostu boska, a woda niewiarygodnie czysta i ciepła.
Piasek jest naprawdę różowy - tak jak mówił agent.
- Tak się cieszę, Caroline. Zasłużyłaś na to. Jeżeli chcesz, możesz zostać dłużej niż
dwa tygodnie. Nie wracaj tylko dlatego, że czeka na ciebie sklep.
- Nie, wrócę tak, jak powiedziałam. Wiem, że doskonale sobie ze wszystkim radzisz,
ale dwa tygodnie, to akurat tyle, ile mi potrzeba. Mam nadzieję, że się nie przepracowujesz?
- Ależ nie. Mamy duży ruch, ale nie szalony. Pani Harris odebrała wczoraj sukienkę i
jest nią zachwycona. A Ross Walters powiedziała, że może dostarczyć towar do pierwszego
września. Kompania Martin wezmie z powrotem te dodatkowe ubrania, które przysłali. Aha,
założyłam na przyjęcie tę sukienką, którą mi podarowałaś, i poznałam tam wspaniałego
faceta. Zaprosił mnie na randkę! Jestem pewna, że to w połowie zasługa tej sukni. Caroline,
dziękuję ci jeszcze raz. Jesteś zbyt szczodra.
- Susie, nie dziękuj mi. Bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że randka ci się uda. Kiedy
macie się spotkać?
- W piątek wieczorem. A kiedy przylatuje twoja siostra?
- Już tu jest! Zaskoczyła mnie. Zdała egzaminy wcześniej i pojawiła się w hotelu
dzisiaj po południu. Zwietnie się tu razem bawimy.
- To cudownie. Mam nadzieję, że kiedyś ją poznam. Czy zostaje na całe dwa
tygodnie?
- Prawie. Wyjeżdża dwa dni przede mną. Musi wracać na uczelnię.
Susie była zbyt taktowna, by spytać, ale Caroline wiedziała, co jeszcze ją interesowało.
- Jest tu paru miłych mężczyzn - powiedziała więc. - Dzisiaj miałam randkę z jedynym
lekarzem na wyspie.
- Fantastycznie! - W głosie Susie czuło się niesamowitą radość. Choć nigdy tego sama
nie powiedziała wprost, Caroline wiedziała, że Susie również uważa, iż nadszedł najwyższy
czas, by Caroline znalazła sobie kogoś. Nie wspomniała jednak ani słowa o Jimie.
- Cóż, Susie, przede mną długi dzień, który mam zamiar spędzić na plaży. Cieszę się,
że wszystko idzie dobrze. Pamiętaj, dzwoń do mnie, gdyby tylko coś się działo. Obiecujesz?
46
S
R
- Czy obiecuję? W sklepie mam twój numer na dużej kartce tuż przy telefonie. To
samo w domu. Jeżeli tylko będę miała cień wątpliwości, jak sobie z czymś poradzić - zadmę
w róg.
- Okay, kochanie. Baw się dobrze na randce. Zadzwonię jeszcze do ciebie, żeby się
dowiedzieć, jak poszło. Dbaj o siebie.
- Z pewnością będę. Ty też. Miłych wakacji. Pa.
- Dobranoc, Susie.
Odłożyła wolno słuchawkę. Cieszyła się z tego telefonu. Radość życia, jaką okazywała
Susie, zawsze podnosiła ją na duchu. Dobrze też było wiedzieć, że w sklepie wszystko w
porządku. Ucieszyła ją również wieść o randce Susie. Susie miała wiecznie kłopoty z
mężczyznami. Nie chodziło o to, że jest mało atrakcyjna, wręcz przeciwnie, wydawała się
bardzo ładną kobietą, ale sposób, w jaki podchodziła do swojej kobiecości, zawsze odstraszał
mężczyzn. Może tym razem los się do niej uśmiechnie.
Caroline spała mocno i nie słyszała, jak Jess cicho zakradła się do pokoju, zrzuciła
ubranie i wśliznęła się do łóżka.
Obudziła się jednak nieco pózniej. Znili jej się Jim i Joyce ginący w ogromie oceanu.
Woda stała się nagle szara, fale z furią ruszyły, by zmiażdżyć stojącą w bezruchu parę. Joyce
pofrunęła wysoko w górę, skąd do uszu Caroline doszedł jej perlisty śmiech. Caroline stała
niema przed potęgą żywiołu. Starała się odszukać wzrokiem Jima, ale ten zniknął. Chciała
uciekać, lecz poczuła, że jej nogi stają się nagle bardzo ciężkie. Z trudem posuwała się krok
po kroku, zaciskając zęby z bólu. Nie uszła jednak daleko, różowe ruchome piaski zaczęły
wciągać ją do wnętrza ziemi...
Zerwała się gwałtownie i rozejrzała po mrocznym pokoju. Potrząsnęła głową, końcu
zrozumiała, gdzie się znajduje. Na łóżku obok Jess oddychała równo i spokojnie. Spojrzała
na fosforyzujący zegar: druga czterdzieści. Zastanawiała się, o której Jess wróciła. Jej
znajomość z Rickiem zaczęła coraz bardziej niepokoić Caroline.
- Och - jęknęła. Te wakacje zamieniają się w pasmo smutków w rajskim ogrodzie.
Znajomość Jess z barmanem, jej związek z Jimem, powoli zaczynała dostawać obsesji na
jego punkcie. A wszystko przez własną głupotę. Będzie się musiała wziąć w garść, by
wakacje stały się rzeczywiście okazją do wypoczynku po ostatnich przejściach.
Wstała z łóżka i podeszła do okna. Wpatrywała się w bezmiar spokojnego, falującego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl