[ Pobierz całość w formacie PDF ]
węża. Patrzył na nią ciekawie, jakby szacując jej możliwości.
Siedziała wyprostowana, ale pod jego taksującym spojrzeniem
jej buńczuczna pewność słabła, przenikał ją dreszcz. Czyżby
posunęła się za daleko?
- D... - zamyślił się, odruchowo miętosząc krawat. -
Pomyślmy... Zapewne nie powiedziała ,,dobrotliwy"...
W jego spokojnym tonie kryły się nutki rozbawienia. Hilary
poczuła gwałtowną ulgę. Odchyliła się w tył krzesła i
odetchnęła.
- Obawiam się, że nie.
- Doskonały? Potrząsnęła głową.
- Hmm... no cóż, zapewne ,,dręczyciel"?
- Owszem - Hilary powstrzymała uśmiech. - Od tego zaczęła.
Przechylił głowę na bok.
- Despota?
- Takie określenie padło. - Nie mogła oprzeć się myśli, że
jego oczy, które zalśniły w świetle lampy, stojącej na biurku,
miały teraz barwę przydymionego srebra.
- Domorosły dyktator, dewiant, degenerat.
Po obu stronach jego ust pojawiły się dołki tak głębokie, że
mogłaby w nich zmieścić opuszki palców. Zapewne wszystkie
kobiety, z którymi się spotykał, znajdowały powód, by dotykać
tych dołków. Hilary wcisnęła ręce w kieszenie sukni.
- No nie, nie posuwałabym się tak daleko - powiedziała,
uśmiechając się w końcu na myśl o niedorzeczności takich
oskarżeń. - Despota, dyktator; owszem, ale na pewno nie
dewiant i degenerat.
Oczywiście ten facet, jak wszyscy inni, tylko czeka na
komplementy. Dobrze wiedziała, że Marlenę, nawet w
przypływie największej wściekłości, nie mogłaby uznać go za
RS
40
kogoś, kto budzi obrzydzenie. %7ładna kobieta nie mogłaby tego
zrobić. W jaki sposób udawało mu się sprawiać wrażenie
rozbawionego, skoro wcale się nie uśmiechał? Boże, jaki on jest
przystojny! Niepokojąco przystojny. Tak, to najbardziej
stosowne określenie - niepokojąco przystojny.
W tym momencie włączyło się ogrzewanie i podmuch
gorącego powietrza zdmuchnął końce długich, luzno
opuszczonych włosów na jej twarz, łaskocząc nimi usta i brodę.
Kilka pasemek zatrzymało się na jej wilgotnych wargach.
Wzrok Connera wolno spoczął na jej ustach i tam się
zatrzymał, jakby zastygł na widok delikatnego drżenia
kasztanowych loków. Jej palce stały się dziwnie niezdarne, gdy
odgarniała włosy z twarzy. Pod wpływem skupionego na niej
spojrzenia usta Hilary zaczęły drżeć, poczuła nagle, że w pokoju
jest za gorąco.
W obronnym odruchu zacisnęła wargi. To absurdalne. Nie
przyszła tutaj, by wymieniać spojrzenia z Connerem
St.George'em. Rozmowa zboczyła na niewłaściwy tor i czas
najwyższy przejść do rzeczy. Za nic w świecie nie życzyłaby
sobie, by posądził ją o chęć flirtowania.
- Prawdę mówiąc uważam, że Marlenę czuje się jakby
osaczona - powiedziała, ściągając wargi i starając się
powstrzymać oblewający ją rumieniec. - Dla kogoś tak
ruchliwego jak ona, całkowita zależność od drugiej osoby, bez
względu na jej intencje, jest trudna do zniesienia.
- Osaczona? Przez co? - z jego policzków zniknęły dołki, a z
twarzy uśmiech. - Czy powinienem raczej spytać: przez kogo?
- Przez życie. - Hilary postanowiła nie reagować na zmianę
tonu. Być może i on zaczął się wycofywać, widząc, że rozmowa
staje się zbyt poufała. A może po prostu nie lubił krytyki. -
Uczucie samotności i zależności sprawia, iż czuje się - szukała
właściwego słowa - zdeptana.
RS
41
Przez moment w zwężonych oczach Connera chłodno zalśniły
srebrzyste błyski. Wstał i skierował się w stronę baru. Otworzył
karafkę jedną dłonią i wlał whisky do pustej już szklanki.
- Zdeptana? To zapewne ja zostawiłem ślady stóp na jej
plecach?
- Oczywiście, że nie - powiedziała, starając się, by jej głos
brzmiał rozsądnie i chłodno. Ale poczuła nerwowy skurcz serca
widząc, że Conner odchyla głowę w tył i opróżnia kolejną
szklankę whisky. Chyba dość już dziś wypił. Jeszcze chwila, a
trudno będzie z nim rozmawiać. - Mając nieco więcej
niezależności, mogłaby...
- Niezależności? - Okręcił się w fotelu, ściskając szklankę w
dłoni tak silnie, iż skóra w zgięciach jego palców aż zbielała.
Przez moment pomyślała z lękiem, że kryształ zaraz pęknie. -
To tandetny eufemizm. Jestem zawiedziony, Hilary. Czemu nie
nazwiesz rzeczy po imieniu? Marlenę nie chce żadnej
niezależności. Chce pieniędzy!
Hilary otworzyła usta, by odruchowo zaprzeczyć, ale krótko
uciął z trudem składane sylaby.
- Tak, pieniędzy. Tego właśnie pragnie. I tylko tego.
- Nieprawda - powiedziała, w dalszym ciągu starając się
zachować chłodny ton.
- Tak twierdzisz? - Postawił szklankę na biurku i sceptycznie
uniósł brwi. - Czy nie przysłała cię do mnie z prośbą o
pieniądze?
- Owszem, ale...
Przerwała. Conner mruknął coś z niechęcią. Machnął ręką,
zagłębił się w fotel i wbił wzrok w szklankę, jakby uznając
dyskusję za skończoną.
Ale Hilary nie dawała tak łatwo za wygraną.
- Nie, nikt nie musiał mnie wysyłać. Sama chciałam z tobą
pomówić...
RS
42
Nie wiedziała nawet, czy jej słuchał. Wpatrywał się w
szklankę tak intensywnie, jakby kryły się tam wszystkie
tajemnice świata.
- Conner - zaczęła ponownie spokojnym tonem, choć jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl