Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszedł do salonu.
- Jak się masz, śpiochu! - zawołał od drzwi. - Już się o ciebie bałem, tak długo
spałaś! - Uśmiechnął się do niej w taki sposób, że krew uderzyła jej do głowy.
- Chodz na pokład. Dolina rzeki prowadzi wśród cudownych krajobrazów, jest co
podziwiać.
Skinęła głową, zadowolona, że nie nawiązuje do wydarzeń ostatniej nocy. Pod tym
względem zachowywał się rzeczywiście jak dżentelmen.
- Dopłyniemy do Banco przed zapadnięciem zmierzchu? - spytała.
- Myślę, że tak.
Na pokładzie Jill wsparła się łokciami o reling i całą swą uwagę poświęciła
krajobrazom mijanym po drodze. Usiłowała nie myśleć o Clayu, ale nie bardzo jej to
wychodziło. Denerwowało ją, że jest stale obecny w jej myślach, mimo że przecież
wcale jej nie obchodził. Ambicja nie pozwalała jej przyznać prostej prawdy, że
pragnie Claya i że cieszy się każdą chwilą spędzoną w jego ramionach.
11
Przez całe popołudnie Jill była spokojna i raczej milcząca. Clay nie zaprzątał sobie
tym głowy, zadowolony, że wreszcie przestała z nim walczyć. Pewien był, że kiedyś
wreszcie się opamięta. Noce, które spędzili razem, pokazały, że potrafi uczynić ją
szczęśliwą. I to było dla niego najważniejsze.
Gdyby umiał czytać w myślach Jill, nie byłby taki spokojny...
Jill postanowiła nie robić żadnych brewerii, zanim nie przypłyną do Buenaventury.
Jakikolwiek cień podejrzenia mógłby zniweczyć jej szanse na ucieczkę. Niestety,
mogła liczyć na pomoc tylko jednego człowieka. Senior Manriąuez był jej jedyną
nadzieją.
Prowadził firmę importową i reprezentował interesy jej ojca. Zapamiętała go jako
uprzejmego, sympatycznego mężczyznę.
 Chaparrel" rzeczywiście dotarł do Banco przed zmierzchem. Przybili do portu,
zanim słońce schowało się za lasem.
Clay dotrzymał słowa. Po kolacji wybrali się na spacer brzegiem rzeki. Przez cały
czas miał ją na oku, sam nie wiedział, czy z przyzwyczajenia, czy z lęku o nią.
Jill tymczasem nie zamierzała nigdzie uciekać, a przynajmniej nie tego wieczoru.
Zadowolona była z możliwości przespacerowania się po stałym lądzie.
Ku wielkiemu zaskoczeniu Claya nie robiła też żadnych ceregieli z pójściem do
łóżka. Chciałby uwierzyć, że zakochała się w nim, ale coś to wszystko za łatwo
poszło. Nie podobała mu się Jill, nagle przeobrażona w niewinną owieczkę.
Wiedział przecież dobrze, na co ją stać.
Do Buenaventury dopłynęli następnego dnia póznym wieczorem. Na wycieczkę do
miasta było już zdecydowanie za pózno.
- Ale jutro tam pójdziemy? - spytała Jill z napięciem w głosie.
- Oczywiście, kochanie, nie ominie cię ta wycieczka. Zamówiłem już nawet
samochód z wypożyczalni. Będzie czekał na nas w porcie od samego rana.
Wyruszymy, jak tylko będziesz gotowa.
- Och, jak się cieszę - uśmiechnęła się radośnie. - Najpierw chciałabym pójść do
muzeum, a potem pojezdzić trochę po mieście. Może kupiłabym sobie jakiś ciuch?
- Ach, wy kobiety! Ciuchy i błyskotki sprawią, że każda będzie zadowolona.
- Nie, nie - zająknęła się Jill. - Po prostu wydaje mi się, że moje rzeczy wyszły trochę
z mody, a chciałabym się jak najlepiej zaprezentować twojej rodzinie w Galvaston.
Clay pogładził ją po dłoni. - Kupisz sobie, co tylko będziesz chciała. W Galvaston
jest co prawda kilka świetnych sklepów z konfekcją i elegancką bielizną, ale nie
mam nic przeciwko temu, żebyś i tu zaopatrzyła się w kilka ładnych sukienek.
- Wolałabym odnowić swoją garderobę już tutaj. - Jill stwierdziła z ulgą, że Clay nie
stawiał jej żadnych przeszkód na drodze do urzeczywistnienia jej planu. Mimo to
daleka była od radości, sama nie wiedziała, dlaczego.
Także i tej nocy poddała się chętnie pieszczotom Claya. Niedługo wejdzie mi to w
nałogi pomyślała z niechęcią. Powoli uczyła się ciała partnera, domyślając się, czym
może sprawić mu największą przyjemność. On zaś pieścił ją za każdym razem
inaczej, ale kończył zawsze tak samo. Nie mieli już żadnych wątpliwości co do
swoich uczuć. Jill z każdą chwilą pragnęła Claya coraz bardziej. Nadal jednak
planowała ucieczkę.
Na wycieczkę do Buenaventury Jill ubrała się w lekki kostiumik z morelowego
jedwabiu. Do obszernej torebki zapakowała pieniądze, biżuterię, bieliznę i swoją
ukochaną sukienkę z czarnego krepdeszynu, z którą za nic nie chciała się rozstawać.
Resztę mógł sobie Clay zabrać do Teksasu.
Clay przyjrzał się jej z niedowierzaniem. - Czy to nie nazbyt elegancki strój na
wycieczkę?
- Nie - odparła spokojnie. - Kolumbijskie kobiety zawsze tak się ubierają, gdy
planują zakupy.
- Aha! - Clay pokręcił głową z uśmiechem. Mój Boże, jakaż ona była piękna!
Najchętniej wziąłby ją tu, na pokładzie, ale przecież nie byli sami. Usłyszał kiedyś,
że kobiety uwielbiają zakupy. Nie chciał psuć przyjemności swojej młodej żonie.
- Zobaczę, czy samochód rzeczywiście czeka na nas, tak jak mnie zapewniano w
agencji. Poczekaj tu na mnie.
Na nabrzeżu spotkał Billa, który machał kluczykami na powitanie.
- %7łyczę wam wesołej zabawy. Kiedy wrócicie?
- Nie spodziewaj się nas przed wieczorem, Bill. Przygotuj wszystko do odpłynięcia.
Wyruszamy jutro z rana, jak tylko się rozwidni.
Pomógł Jill zejść z trapu i wsiąść do małego czerwonego kabrioletu. Jill z trudem
dzwigała swoją torbę, ale nie mogła poprosić o pomoc, bo Clay zaraz by się
wszystkiego domyślił.
Po zwiedzeniu muzeum, w którym najbardziej podobały im się
wczesnokolumbijskie wyroby ze złota, i krótkiej przejażdżce po starym,
zabytkowym centrum miasta, wstąpili do miłej restauracyjki z widokiem na jezioro.
Przed zakupami musieli się nieco posilić.
- Czy masz już jakiś upatrzony sklep na zakupy, czy zdasz się na moją intuicję?
- O, nie! Nie mam żadnego zaufania do męskiej intuicji. Z samochodu widziałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org