[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głową. Oparłam się o Niecę jak o oparcie fotela. Przytulił się do mnie od tyłu.
W lustrze pojawiła się Rosmerta. Miała na sobie różową jedwabną suknię, trochę
ciemniejszą niż poprzednim razem. %7łółte warkocze były przewiązane różową wstążką,
która pasowała idealnie do sukni. Cała była różowa, złota i piękna niczym lalka.
Spojrzenie jej trójkolorowych oczu było jasne, jakby była na nogach od kilku godzin.
Jej uśmiech zbladł trochę, gdy dobrze nam się przyjrzała. Otworzyła usta, ale nic nie
powiedziała.
Pomogłam jej.
184
- Czy czegoś chciałaś, Rosmerto?
- A, tak, tak. - Wyraznie nie mogła się pozbierać. W końcu jednak odzyskała równowagę.
- Król Taranis chciałby zaprosić cię na ucztę na twoją cześć, która odbędzie się na kilka
dni przed Bożym Narodzeniem. Bardzo przeprasza za nieporozumienie w związku z
balem. Oczywiście rozumiemy, że musisz uczestniczyć w uroczystościach na własnym
dworze. - Uśmiechnęła się przepraszająco. To nawet mógł być szczery uśmiech.
Byłam zmęczona. Miałam za sobą bardzo pracowitą noc. Ponieważ nie musieliśmy
chodzić do pracy, nie musieliśmy również chodzić wcześnie spać. A teraz miałam przed
sobą Rosmertę, która wyglądała kwitnąco o ósmej rano. To naprawdę wkurzające.
Dlaczego król tak bardzo nalegał na spotkanie przed świętami? Czy miało to związek z
Maeve? Czy chodziło o coś innego? Dlaczego akurat teraz chciał się ze mną widzieć?
Przedtem miał to gdzieś.
- Rosmerto - powiedziałam i chciałam, żeby mój głos był tak zmęczony, jak ja byłam -
będę bezpośrednia, choć wiem, że nie jest to grzeczne. Muszę jednak znać odpowiedzi
na kilka pytań, zanim odpowiem na twoje zaproszenie.
- Oczywiście, księżniczko - powiedziała, nieznacznie się kłaniając, gdy wypowiadała mój
tytuł.
- Dlaczego moja obecność jest dla króla tak ważna, że chce wydać ucztę na moją cześć
jeszcze przed świętami? Cały dwór od miesięcy przygotowuje się do balu świątecznego.
Służący muszą być wściekli na myśl o uczcie, która odbędzie się na kilka dni przed tym
wielkim wydarzeniem. Dlaczego królowi tak bardzo zależy na tym, żeby się ze mną
spotkać jeszcze przed świętami?
Jej uśmiech ani trochę się nie zmienił.
- O to musiałabyś zapytać króla.
- To byłoby cudownie - powiedziałam - gdybyś mogła mnie z nim połączyć.
To ją zaskoczyło. Na jej twarzy pojawił się wyraz zagubienia. To nie było grzeczne
upominać się o widzenie z królem, ale sprawa była zbyt ważna, bym zawracała sobie
głowę zasadami dobrego wychowania.
Rosmerta doszła w końcu do siebie, choć nie tak szybko, jak można się było
spodziewać.
- Spytam Jego Wysokość, czy może z tobą mówić. Jednak jego plan dnia jest napięty,
więc nie mogę niczego obiecać.
- Wcale nie chciałam, żebyś mi coś obiecywała, Rosmerto. Jestem pewna, że jego plan
dnia jest bardzo napięty, ale naprawdę muszę znać odpowiedzi na te kilka pytań. Wątpię,
czy przyjmę zaproszenie bez nich, a uzyskanie ich prosto od króla powinno znacząco
przyspieszyć moją decyzję. - Uśmiechnęłam się, naśladując jej miły, prawie zawodowy
uśmiech.
- Przekażę mu tę wiadomość. Może odezwać się bardzo szybko, więc ośmielę się
pokornie zasugerować, żebyś ten czas przeznaczyła na ubranie się, tak byś mogła
zaprezentować się w sposób bardziej odpowiadający twojej randze. - Uśmiechnęła się,
ale w kącikach jej oczu widać było napięcie, które mówiło, że nie jest pewna, czy
powinna była mówić cokolwiek. A może sprawiła to mina, którą zrobiłam, kiedy
wypowiadała te słowa?
185
- Zapewniam cię, że zaprezentuję się przed królem tak, jak uznam za stosowne,
Rosmerto.
- Nie chciałam cię urazić, księżniczko Meredith. - Tym razem już się nie uśmiechała. Jej
twarz stała się piękną maską bez wyrazu, którą sidhe przywdziewają tak często.
Zignorowałam to, ponieważ nie chciałam zarzucać jej obłudy. Być może zresztą
naprawdę nie chciała się tak zachować; a może po prostu nie mogła się powstrzymać.
- Być może, Rosmerto, być może. Oczekuję na rozmowę z królem. Czy uważasz, że
odezwie się, zanim wstaniemy z łóżka?
- Nie zdawałam sobie sprawy, że cię obudzę, księżniczko, najpokorniej przepraszam. -
Wyglądała na szczerą. - Postaram się, żebyś miała czas na wstanie i poranne...
obowiązki. -Oblała się rumieńcem, a ja zaczęłam się zastanawiać, co takiego miała na
myśli.
Nagłe zdałam sobie sprawę, że chodzi jej o seks. Gdy Dwór Seelie kontaktował się z
Andais, często przyłapywał ją in flagranti. Być może po mnie oczekiwali tego samego.
- Dziękuję ci, Rosmerto. Najbardziej niestosowne, co można zrobić, to wstać prosto z
łóżka, żeby rozmawiać z królem.
Uśmiechnęła się i bardzo ładnie się ukłoniła, prawie znikając mi z pola widzenia.
Rosmerta była okazem przyzwoitości. Ten pokłon był z jej strony w rzeczywistości wielką
pochwałą, bo oznaczał, że rozumie, iż jestem o krok od tronu. Miło było wiedzieć, że ktoś
na Dworze Seelie to rozumie.
Nie podniosła się, a ja połapałam się trochę za pózno dlaczego.
- Możesz się wyprostować, Rosmerto. Dziękuję ci.
Wyprostowała się, trochę niepewnie, widać trzymałam ją w tej pozycji zbyt długo. Nie
chciałam. Po prostu zapomniałam, że Dwór Seelie ma w sobie dużo z dworu
angielskiego; jeśli się skłoniłeś, nie mogłeś się wyprostować bez zgody króla. Dużo
czasu minęło, odkąd byłam ostatni raz na Dworze Seelie. Na dworskim protokole było już
trochę rdzy. Dwór Unseelie był mniej formalny.
- Pomówię z Jego Wysokością w twoim imieniu, księżniczko Meredith. %7łyczę ci miłego
dnia.
- Ja tobie również, Rosmerto.
Obraz w lustrze zniknął. Poczułam, jak wszyscy troje się odprężamy, oddychamy z ulgą.
Rhys założył ręce za głowę, i spytał:
- Jak myślisz? Może odrobinę biżuterii, żeby było bardziej formalnie?
Spojrzałam na niego, przypominając sobie swój język na jego brzuchu, zjeżdżający coraz
niżej... Na razie musiałam wybić sobie z głowy podobne myśli.
- Najpierw się ubierz. O dodatkach pomyślimy pózniej.
Uśmiechnął się do mnie.
- No nie wiem, Merry. Ani trochę cię nie kusi, żeby mieć nas wszystkich w łóżku, kiedy
odezwie się Taranis?
Chciałam powiedzieć, że nie, ale zdałam sobie sprawę, że byłoby to kłamstwo.
- Faktycznie, trochę mnie kusi, ale musimy wyglądać przyswoicie.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Skoro nalegasz...
186
- To ty zawsze wypowiadasz jego imię niemal z nabożną czcią. Skąd ta nagła zmiana
poglądów?
- Nadal mnie przeraża, Merry, ale to nie zmienia w niczym faktu, że jest strasznie
napuszonym starym prykiem. Nie zawsze był taki, ale przez stulecia stał się bardziej...
ludzki, w najgorszym znaczeniu tego słowa. - Nagle przestał się uśmiechać.
- O co chodzi? - spytałam.
- Myślę tylko, kim się stał. Kiedyś był kompanem do bitki i wypitki.
Uniosłam brwi.
- Taranis? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.
- Znasz go dopiero od trzydziestu lat. - Wstał. - Zamawiam prysznic.
- Jeśli ty bierzesz prysznic dzisiaj pierwszy, to ja jutro - powiedział Nicca.
- Tylko jeśli będziesz wystarczająco szybki - odparł Rhys, kierując się w stronę łazienki.
Nicca odwrócił mnie twarzą do siebie.
- A, niech ma ten swój prysznic. - Uniósł smukłą brązową rękę do moich włosów, po
czym przewrócił się na plecy, przyciągając mnie do siebie. Kołdra zsunęła się z niego i
zobaczyłam, że znowu jest podniecony.
- Czy ty nigdy nie masz dość? - roześmiałam się.
- Jeśli o to chodzi, to nigdy. - Jego twarz stała się bardziej poważna, trochę mniej
delikatna. - To z tobą po raz pierwszy kochałem się bez strachu.
- O czym ty mówisz?
- Królowa jest przerażająca, Meredith, i lubi podporządkowywać sobie mężczyzn. Nie
jestem dominujący, ale nie bawi mnie jej pomysł na seks.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl