[ Pobierz całość w formacie PDF ]
natychmiast zaczął analizować sytuację, zastanawiając się, w jaki sposób
Stefano stał się...
Na wrota piekielne. No nic, musi tak czy owak robić dobrą minę do złej gry.
- Wyczułem walkę - powiedział Stefano. - Odkąd to jesteś Piotrusiem Panem?
- Ciesz się, że to nie ty w niej uczestniczyłeś. A ja mogę latać, bo mam moc,
chłopcze.
To była brawura. Chociaż w jego czasach do młodszego krewnego zwracano
się per ragazzo, czyli chłopcze .
Ale czasy się zmieniły. Część umysłu Damona wciąż próbowała zrozumieć,
co się stało. Widział i czuł aurę Stefano, chociaż nie mógł jej dotknąć. Była...
niewyobrażalna. Gdyby nie stał tak blisko, gdyby sam tego nie doświadczył,
nie uwierzyłby, że jeden wampir może mieć tyle mocy.
Chłodnie i logicznie ocenił sytuację. Stefano był obecnie znaczne
potężniejszy od niego. Zrozumiał też, że brat wyruszył w wielkim pośpiechu i
nie miał dość czasu albo dość rozsądku, by ukryć tę aurę.
- No, proszę, proszę - rzucił w końcu z sarkazmem. - Czy to zorza polarna? A
może aureola? Zostałeś kanonizowany? Czy rozmawiam już ze świętym
Stefanem?
Telepatyczna odpowiedz Stefano nie nadaje się do druku.
- Gdzie są Meredith i Matt? - spytał.
- Czy też - ciągnął Damon, jakby Stefano nie powiedział ani słowa - może
należy ci pogratulować, że wreszcie opanowałeś sztukę iluzji i oszustwa?
- I co robisz z Bonnie? - domagał się odpowiedzi Stefano, ignorując Damona
tak jak on ignorował jego.
- Ale chyba wciąż masz problemy z rozumieniem słów dłuższych niż
monosylaby. Wyjaśnię to najprościej, jak się da. To ty wszcząłeś walkę.
- Ja wszcząłem walkę - powtórzył Stefano. Zrozumiał, że Damon nie
zamierza odpowiedzieć na żadne pytanie, dopóki nie usłyszy prawdy. -
Dziękuję Bogu, że ty byłeś zbyt pijany albo zbyt szalony, żeby dostrzec, co
się dzieje wokół ciebie. Nie chciałem, żebyś ty albo ktokolwiek inny
dowiedział się, jaką moc daje krew Eleny. Dzięki temu odjechałeś, nawet się
na nią nie oglądając. I nie podejrzewając, że w każdej chwili mogłem cię
zdeptać jak robaka.
- Nie przyszło mi do głowy, że piłeś jej krew. - Damon przypomniał sobie
szczegóły ich bójki. To prawda, nie podejrzewał nawet, że Stefano tylko
udawał i że mógłby w każdej chwili go pokonać i zrobić z nim, co by tylko
chciał.
- A to twoja czarodziejka - skinął w stronę Eleny, która wciąż unosiła się za
samochodem, przywiązana, tak, przywiązana sznurkiem od prania do
zderzaka. - Tylko nieco niżej od aniołów zasiada w glorii i chwale - rzucił,
nie mogąc odwrócić od niej wzroku. Elena w oczach istoty obdarzonej mocą
jaśniała blaskiem tak mocnym, że niemal oślepiała. - Ona chyba też
zapomniała, co to znaczy zachowywać się dyskretnie. Zwieci jak gwiazda
pierwszej jasności.
- Ona nie umie kłamać, Damonie. - Było jasne, że gniew Stefano rośnie. -
Powiedz mi teraz, co się stało i co zrobiłeś Bonnie.
Chęć, by odpowiedzieć: Nic. A co, myślisz, że powinienem coś zrobić? ,
była niemal nie do opanowania. Niemal. Ale Damon miał teraz do czynienia z
innym Stefano niż kiedykolwiek wcześniej. To już nie jest młodszy braciszek,
którego z lubością wdeptuje się w ziemie, podpowiadał mu głos rozsądku.
Posłuchał.
- Dwoje pozostałych ludzi - powiedział z obrzydzeniem przeciągając ostatnie
słowo - jest w samochodzie. A Bonnie - nagle przybrał ton dżentelmena -
zamierzałem odnieść do ciebie.
Stefano dotknął dłoni Bonnie. Krople krwi wypływające z nakłuć rozmazały
się w jedną wielką plamę. Przestraszony uniósł dłoń do oczu. Damon o mało
nie zaczął się ślinić, co byłoby bardzo nieeleganckim zachowaniem.
Zamiast tego skupił się na dziwnym zjawisku.
Księżyc w pełni świecił wysoko. A na jego tle Elena, ubrana w staroświecką
koszulę nocną zapinaną wysoko pod szyję. I prawdopodobnie nic więcej.
Widział w niej raczej piękną dziewczynę, nie anioła.
Pochylił głowę, aby lepiej dojrzeć zarys jej sylwetki. Tak, zdecydowanie w
takim oświetleniu wyglądała najlepiej. Powinna zawsze prezentować się na
tle jasnego światła. Gdyby...
Cios.
Poleciał do tyłu. Uderzył o drzewo, starając się osłonić Bonnie - mogłaby
złamać kręgosłup. Oszołomiony opadł na ziemię.
Stefano stał nad nim.
- Ty... - wykrztusił Damon. Próbował zachować godność, ale krew cieknąca z
rozciętych warg mu to utrudniała. - Niegrzeczny chłopcze.
- Zmusiła mnie. Dosłownie. Pomyślałem, że może umrzeć, jeśli nie wypiję
trochę jej krwi. Jej aura była tak silna. A teraz powiedz mi, co się stało z
Bonnie...
- Więc piłeś jej krew, pomimo swoich szlacheckich zasad...
Cios.
Kolejne drzewo pachniało żywicą. Nigdy szczególnie nie zależało mi na
bliskiej znajomości z drzewami, pomyślał Damon, spluwając krwią. Nawet
jako kruk siadał na nich tylko, gdy było to konieczne.
Stefano jakimś sposobem złapał Bonnie, zanim upadła na ziemię. Był teraz aż
tak szybki. Niesamowicie szybki. Elena była nadnaturalnym zjawiskiem.
- Więc teraz możesz się przekonać, co sprawia krew Eleny. - Stefano w
dodatku słyszał jego myśli. Damon nigdy nie unikał walki, ale teraz niemal
słyszał, jak Elena szlocha nad swoimi ludzkimi przyjaciółmi i poczuł się
bardzo zmęczony. Bardzo stary i bardzo zmęczony.
Ale tak, rzeczywiście. Krew Eleny - która wciąż unosiła się w powietrzu, to
rozprostowując nogi o ręce, to zwijając się w kłębek - była jak paliwo
rakietowe w porównaniu z wodą z cukrem płynącą w żyłach innych
dziewczyn.
Stefano chciał walczyć. Nawet nie próbował tego ukryć. Miałem rację,
pomyślał Damon. Dla wampira potrzeba walki jest silniejsza niż cokolwiek
innego, nawet głód czy, jeżeli chodzi o Stefano - jak on to nazywał? -
przyjazń.
Damon myślał, jak ratować skórę. Nie miał wielu możliwości, bo Stefano
przygniatał go do ziemi. Myśl. Język.
Skłonność do gry nie fair, której Stefano jakoś nie potrafił zrozumieć. Logika.
Instynktowna zdolność trafiania w spojenie przeciwnika...
Hm...
- Meredith i... - Cholera, jak ten chłopak ma na imię? - jej eskorta już nie żyją,
jak sądzę - powiedział niewinnie. - Możemy tu zostać i bić się, jeżeli tak
chcesz to nazwać, biorąc pod uwagę, że nawet cię nie dotknąłem. Ale
możemy też próbować ich ratować. Zastanawiam się, co ty na to.
Stefano uniósł się nad ziemią i odleciał do tyłu. Gdy stanął na własnych
nogach, spojrzał po sobie w zdumieniu. Wyraznie nie wiedział, co się z nim
stało.
Damon natychmiast wykorzystał okazję, by powiedzieć, co miał do
powiedzenia.
- To nie je ich skrzywdziłem. Spójrz na Bonnie - całe szczęście, znał jej imię -
żaden wampir nie zrobiłby czegoś takiego. Sądzę - dorzucił, by zrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl