Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Któregoś dnia, ale było to znacznie pózniej, Władek z domu Rejmera, szkolny kolega z
młodszej o rok klasy, przyprowadził do naszego grona swego nowego sąsiada, wysokiego i
bardzo chudego Andrzeja, o wesołej, piegowatej twarzy, który od razu zadziwił nas nie tylko
swymi naprawdę pięknymi rysunkami, ale także znajomością spraw radiowych. Co kilka
tygodni przynosił coraz mniejsze słuchawkowe radio własnej roboty. Mogliśmy wtedy,
siedząc wieczorami na ławce w parku  Sokoła", wysłuchiwać nadawanej w Warszawie
muzyki i różnych wiadomości. Antenę rozpinaliśmy pomiędzy drzewami. W ten sposób w
mały świat chłopców z naszej dzielnicy wtargnęło najpierw kino, a pózniej radio.
W kilka lat po wojnie nadszedł wreszcie dla Stalowej taki dzień, gdy prawie wszyscy
mężczyzni znalezli zatrudnienie i każdego ranka wyruszali do pracy.
Najwcześniej wychodzili z domu ci, którzy pracowali w Warszawie.
Kto pózniej wychodził, ten szybciej szedł, gdyż wiadomo było, ie pociąg na nikogo nie
będzie czekał. To były jakieś wrodzone cechy charakteru  zawsze ci sami sąsiedzi biegli do
stacji, aby się nie spóznić.
Już znacznie spokojniej szli robotnicy z pruszkowskich fabryk. Wielu z nich drewniakami
stukało na chodnikach. Butelkę z herbatą wciskali w kieszeń roboczego ubrania, a drugie
śniadanie nosili zawinięte w gazetę.
Punktualnie o siódmej Stalowa wypełniała się gwarem idących do szkoły  kolejowej"
dzieci: młodszych z tornistrami i tych starszych  którzy kilka zeszytów i jakąś książkę
wiązali paskiem i z fasonem zarzucali na plecy, okazując tym pewne lekceważenie i szkoły, i
nauki.
Przed południem, po zakupy do sklepu lub na targ, wychodziły kobiety, niosąc koszyki
lub torby. Ubrane w długie do pół łydki sukienki i okryte dużymi, grubymi, najczęściej
kraciastymi chustami, zabierały ze sobą małe dzieci. W takich chustach noszono także
niemowlęta, gdyż w pierwszych latach po wojnie na Stalowej wózków dla dzieci nie było.
Dziecko owijano w taki sposób, aby na zewnętrz wyglądał tylko czubek nosa, a matka
okręcała się chustą tak umiejętnie, że miała wolne ręce i mogła jeszcze coś nieść.
Wychodząc na ulicę w ciepłe dni, kobiety zakładały na ramiona cienkie bawełniane
chustki, bardzo kolorowe, drukowane w kwiaty lub we wschodnie, jak to mówiono  w
perskie wzory.
Dopiero w połowie lat dwudziestych pojawiły się na Stalowej pierwsze wózki dla dzieci,
a kobiety zaczęły ubierać się w jesionki i płaszcze. Jednak jeszcze przez długie lata
spotykałem staruszki opatulone w grube, kraciaste chusty.
Tylko jedna kobieta w naszej dzielnicy odcinała się strojem od innych. Na placu
oznaczonym numerem 9, w drewnianym starym domku, otoczonym owocowymi drzewami,
żyła babcia Jabłońska, ruchliwa staruszka, której rodzina mieszkała na parterze w domu
numer 4, a jeden z wnuków był aktorem filmowym. W ciepłe letnie dni, gdy w głębi ogródka,
siedząc na małej ławeczce, grzała się na słońcu, ubrana w długie, niegdyś modne suknie,
wkładała ogromny kapelusz ozdobiony raz sztucznymi kwiatami, a raz pęczkiem wiśni,
zrobionych z takim mistrzostwem, że wyglądały jak naturalne. Wciągała wtedy rękawiczki i
otwierała kolorową para
solkę, pragnąc na pewno zademonstrować wobec .sąsiadów swoją inną przeszłość.
Gdy zza parkanu patrzyłem na staruszkę, wyglądała Jak egzotyczny motyl, zabłąkamy
wśród biednych i smutnych domów ulicy Stalowej. Przez kilka lat pózną jesienią babcia
Jabłońska pozwalała nam zrywać z drzewa stojącego w końcu ogrodu piękne, soczyste
kosztele.
Kobiety, powracając do domu z zakupami, zabierały się do gotowania obiadu i sprzątania
mieszkania. Były to godziny, w których na Stalowej pojawiali się różni handlarze,
rzemieślnicy, Cyganki, żebracy i podwórkowi grajkowie. Niezmiennie, przez wszystkie lata,
kręciły się obok nich wścibskie i spostrzegawcze dzieci.
Co kilka dni na podwórkach słychać było trochę muzyki i jakąś piosenkę. Czasami
przychodziło dwóch muzyków, ale najczęściej jeden śpiewak z gitarą lub z mandoliną.
Zawsze było to przed obiadem, gdy w mieszkaniach zostawały same kobiety  miały one
lepsze serca i lubiły słuchać śpiewu. Zasłuchane stały w oknach lub uchylały zamknięte na
łańcuch drzwi.
Najczęściej na podwórkach rozlegały się przeboje albo stare sentymentalne pieśni, ale
niekiedy wysłuchiwaliśmy smutnych więziennych piosenek:
Raz Cza bak i rana, w więziennej coli, 8en dziwny więzniom opowiada. Sen dziwny miałem,
drodzy przyjaciele, Serce przeczuwa, te będzie zdrada...
albo:
Dwunaste wybiła na miejskim zegarze, Więzniowie snem twardym śpię. Nie wszyscy Jut
spali, bo Jeden z nich marzył 1 wolność widział za mgłę...
Te smutne opowieści o niedoli ludzi zamkniętych w więzieniu wzruszały tutaj
wszystkich. Przez uchylone okna leciały zawinięte w papier pieniądze. Dzieci podnosiły je z
ziemi i wkładały do kieszeni  artysty", aby nie przerywał swojego śpiewania. Zpiewak
dziękował skinieniem głowy lub głębokim ukłonem.
Ale muzyka na Stalowej to nie tylko piosenki zachrypniętych
podwórkowych śpiewaków. Wieczorami spacerującym uiicą młodym ludziom towarzyszył
skrzeczący głos korbką nakręcanych gramofonów, o zdartych płytach i nadmiernie zużytych
igłach. Ogromna tuba, ustawiona w szeroko otwartym oknie, napełniała ulicę muzyką.
Jednak najpopularniejszym i najchętniej słuchanym instrumentem była w tamtych
czasach mandolina.
Gitar na Stalowej byłe niewiele, jedna lub dwie  chętnych uczyła grać
 białogwardzistka"  a mandolin w każdym domu kilka. Wszystkie ozdabiano, zgodnie z
panującą modą, kolorowymi wstążkami, opadającymi w czasie gry prawie do podłogi. W
soboty, gdy dopisywała pogoda, posiadacze mandolin zbierali się na jednym z podwórek, tam
gdzie ławek było najwięcej. Kilkunastu mandoli- nistów omawiało repertuar, wymieniało
nuty. Najzdolniejszy z tych muzyków pełnił rolę kierownika i dyrygenta. Pomagał stroić
instrumenty, tłumaczył znaczenie nut, decydował, jaki utwór będzie grany, i dawał znak do
rozpoczęcia muzykowania. Na takim rozmu- zykowanym podwórku były wszystkie dzieci z
naszej ulicy, schodzili się sąsiedzi, a w pobliskich mieszkaniach szeroko otwierano okna.
W takie wieczory dobrze było mieszkać na Stalowej.
Mandoliniści uczyli się grać w swoich mieszkaniach, ćwiczenia i próby odbywały się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org