Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przedmiotu.
Po upływie miesiąca zdołaliśmy wysłać ekspedycję do Paxton.
W czasie jej trwania, a więc przez dwa dni, nasza społeczność była
pozbawiona obu środków transportu, gdyż furgonetki miały zasięg
tysiąca kilometrów, więc ta, którą pojechaliśmy, musiała zabrać
akumulator drugiej.
Rada wspaniałomyślnie zdecydowała, że powinien pojechać
któryś z jej członków i to ja wyciągnąłem najkrótszą słomkę. Na
asystentkę i drugiego kierowcę wybrałem Sarę. Jak prawie wszy-
scy, była bardzo ciekawa. A także młoda i silna, więc mogła pomóc
mi prowadzić pojazd  rzecz jasna, kierowany wyłącznie manual-
nie  i przy wymianie ciężkiego akumulatora. Marygay zgodziła
się, chociaż sama chciałaby pojechać. Sara oddalała się od nas, lecz
w tej jednej sprawie nasze zainteresowania były zbieżne.
Furgonetka miała trzy tony ładowności, więc mogliśmy zabrać
trochę rzeczy. Kazałem Sarze obdzwonić ludzi, a potem usiedliśmy
z listą, żeby podejmować decyzje. Przypominało to selekcję przed
odlotem "Time Warp", tylko w miniaturze. Było niewiele czysto
sentymentalnych próśb, gdyż takie przedmioty zostały załadowane
na pokład statku i albo przywiezione z powrotem, albo pozostawio-
ne. Byliśmy jednak ograniczeni czasem i wysiłkiem, który mogli-
śmy poświęcić na poszukiwania. Na przykład warto było pojechać
do gabinetu Diany po kartoteki medyczne tych trzydziestu jeden
osób spośród nas, które były jej pacjentami, ale nie zamierzałem
przetrząsać domu Eleny Monet, żeby znalezć jej przybory do szy-
dełkowania.
Podjęliśmy kilka trudnych decyzji, żonglując czasem, znacze-
niem i potrzebami, indywidualnymi i zbiorowymi. Zamierzaliśmy
załadować piec do wypalania ceramiki Stana Shanka, chociaż wa-
żył pół tony i można by pomyśleć, że łatwo znalezć inny. Jednak
Stan przeszukał Centrus i dziewięć pieców, które znalazł, były cał-
kowicie zniszczone: pozostawiono je włączone, aż się spaliły.
Sara i ja nie wpisaliśmy na tę listę niczego, ale w furgonetce
zostało trochę wolnego miejsca.
Wyjechaliśmy o świcie  i dobrze zrobiliśmy. Podróż, zwykle
trwająca osiem godzin, zajęła nam dwadzieścia, z czego większość
wlekliśmy się poboczem, nie próbując pokonywać stert gruzu, w
który zmieniła się nawierzchnia drogi.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, pojechaliśmy prosto przez mia-
sto do naszego dawnego domu. Bill pozostał w nim jako tymczaso-
wy dozorca, dopóki nie znajdzie się ktoś inny, kto potrafi i zechce
łowić ryby w zamian za możliwość zamieszkania w ładnym starym
domku.
Weszliśmy do kuchni i rozpaliliśmy ogień. Pozostawiłem przy
nim Sarę, a sam zszedłem nad jezioro, żeby przynieść dwa wiadra
wody. Musiałem rozbić warstwę lodu, żeby je napełnić.
W beczce na końcu przystani wciąż utrzymywało się pole: w
tych warunkach nie wymagało zasilania. Beczka była w trzech
czwartych pełna. Wróciłem do kuchni po haki i przyniosłem dwie
ryby. Oczywiście, miały temperaturę zera absolutnego, ale rozmro-
żą się w porę, żeby zjeść je na śniadanie.
Grzaliśmy wodę na ogniu i piliśmy stare wino  które niecałe
pięć miesięcy temu dostałem od Harrasa za moje ryby  a kiedy
woda była dostatecznie gorąca, zaniosłem świecę do zimnego salo-
nu, żeby trochę poczytać w czasie, gdy Sara brała kąpiel. Wycho-
wany w komunie nudystów, z której przeszedłem do zbiorowych
wojskowych umywalni, nie miałem żadnych oporów przed myciem
się na oczach innych, tak samo jak Marygay. Może dlatego nasze
dzieci wykazywały w tej kwestii dziwaczną pruderię.
Wyglądało na to, że Bill był tu jeszcze w dniu katastrofy i to
nie sam. Rozpoznałem jego rzeczy, leżące w miejscu gdzie siedział
na kanapie, obok stosiku kobiecej odzieży. Widok jego ubrania wy-
wołał u mnie wstrząs: zakręciło mi się w głowie i ciężko opadłem
na krzesło. Kiedy znów zdołałem wstać, zaciekawiony i z dziwnym
poczuciem winy sprawdziłem sypialnię na górze. Owszem, dwoje
ludzi korzystało ze skotłowanego łóżka. Zastanawiałem się, kim
była i czy mieli czas lub chęci, żeby się zakochać.
Sara wyszła z łazienki, zobaczyła ubranie brata i zamilkła.
Znalazła stosunkowo świeżą pościel i weszła na górę, żeby poście-
lić łóżko i położyć się spać, ale słyszałem, że przez długi czas nie-
spokojnie rzucała się na łóżku. Ja zrobiłem posłanie dla siebie na
podłodze przy kominku, nie chcąc samotnie spać w naszej dawnej
sypialni.
Rano upiekłem rybę na ogniu i ugotowałem garnek ryżu, który
wydawał się mieć zaledwie dziesięć lat. Potem ruszyliśmy by zre-
alizować zamówienia. Nad przednią szybą furgonetki były zamon-
towane dwie kamery holograficzne. Stephen Punk uparł się i dopiął
swego, twierdząc, że pewnego dnia będzie to cenny materiał histo-
ryczny. Ponadto ludzie byli ciekawi, jak wyglądają ich domy,
opuszczone przed ośmioma laty.
Większość z nich będzie nieszczęśliwa, gdyż wokół niewielu
domów zachowała się dawna roślinność. Wszyscy sadzili i pielę-
gnowali ziemskie gatunki roślin, lecz mało które z nich mogły
przetrwać bez opieki chociaż jedną zimę. Ich miejsce zajęły miej-
scowe gatunki, szczególnie duże i małe zielone grzyby, nie będące
ani grzybami ani roślinami, paskudnie wyglądającymi nawet w le-
sie, gdzie było ich miejsce. Zarastały całe trawniki, sięgając czło-
wiekowi do kolan, a nawet do ramienia. Miasto wyglądało jak z
koszmarnej bajki.
Zabraliśmy dzienniki i różne pamiątki oraz kilka specjalistycz-
nych narzędzi. Piec do wypalania ceramiki, zgodnie z instrukcjami
Stana, rozebraliśmy na dziesięć części, ale i tak namęczyliśmy się
przy ich załadunku. Pod koniec dnia byliśmy zmęczeni, przygnę-
bieni i marzyliśmy o odjezdzie. Musieliśmy jednak zaczekać do
rana.
Ugotowałem gulasz z konserwowych warzyw z ryżem, po
czym usiedliśmy przy ogniu, jedząc i za dużo pijąc.
 Na Ziemi będzie dla was tak samo, prawda?  zapytała
Sara.  Tylko gorzej.
 Nie wiem  odparłem.  Minęło tyle czasu. Myślę, że
oswoiłem się już z tym, że nie będzie tam niczego znajomego.
Dorzuciłem trochę drewna do ognia i poszedłem ponownie na-
pełnić dzban winem.
 Chyba opowiadałem ci już o facecie z dwudziestego dru-
giego wieku?
 Dawno temu. Zapomniałam.
 Przybył na Stargate, kiedy czekałem aż Charliego, Dianę i
Anitę przerobią na hetero. Był sam, jedyny ocalały po jakiejś bi-
twie. Jednak dość niejasno wypowiadał się na ten temat.
 Podejrzewałeś, że zdezerterował.
 Owszem. Jednak to mnie nie interesowało.  Wino było
zimne i miało ostry smak.  Wrócił na Ziemię w dwudziestym
czwartym. Urodzony w dwa tysiące sto drugim roku, został zdemo-
bilizowany w dwa tysiące setnym. Tak jak wasza matka i ja, nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org