[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Twissell wiedział, że może powiedzieć, jeśli tylko przyjdzie mu ochota: Nie chcę mieć dalej nic do czynienia z Cooperem". Twissell wiedział, że Harlan w każdej chwili może zniszczyć Wieczność, dostarczając Cooperowi zasadniczych informacji w sprawie pamiętnika. Harlan wiedział dosyć, by zrobić to wczoraj. Twissell zamierzał przytłoczyć go wagą jego zadania, lecz jeżeli myśli, że w ten sposób zmusi go do posłuszeństwa, to się grubo myli. Harlan sformułował swą grozbę wystarczająco jasno, mając na uwadze bezpieczeństwo Noys, a wyraz twarzy Twissella, gdy warknął: , Jest bezpieczna", wskazywał, że uświadamia sobie istotę grozby. Podniósł się i poszedł za Starszym Kalkulatorem. Harlan nigdy dotychczas nie widział sali, do której weszli. Była ona duża i wyglądało na to, że usunięto ściany, by uzyskać przestrzeń. Wchodziło się do niej przez wąski korytarz, zamknięty kurtyną siłową, która nie ustępowała, póki automatyczne urządzenie nie sprawdziło dokładnie twarzy Twissella. Większą część sali wypełniała kula, która sięgała niemal sufitu. Otwarte drzwi ukazywały cztery schodki, prowadzące na dobrze oświetloną platformę wewnątrz kuli. Dochodziły stamtąd jakieś głosy, a gdy Harlan spojrzał, w otworze ukazały się nogi. Wynurzył się jakiś człowiek, a za nim ukazała się następna para nóg. Był to Sennor z Rady Wszechczasów i ktoś z grupy, z którą Harlan spotkał się na obiedzie. Twissell nie był zachwycony. Zapytał jednak uprzejmie: - Czy komitet jeszcze tu jest? - Tylko my dwaj - oświadczył Sennor. - Rice i ja. Bardzo piękny instrument. Równie skomplikowany jak statek kosmiczny. Rice był brzuchatym mężczyzną o udręczonym wyglądzie człowieka, który ma rację, lecz w sposób nieoczekiwany przegrywa w dyskusji. Potarł swój kartoflany nos i powiedział: - Sennor ostatnio dużo rozmyśla o podróżach kosmicznych. Aysa głowa Sennora połyskiwała w świetle. - Ciekawy problem, Twissell - rzekł. - Jak myślisz: czy podróże kosmiczne są pozytywnym czy negatywnym czynnikiem z punktu widzenia Rzeczywistości? - Pytanie jest bez sensu - odparł Twissell niecierpliwie. - Jakiego rodzaju podróże kosmiczne, w jakich okolicznościach? - Ale, ale! Z pewnością można powiedzieć coś o podróżach kosmicznych w ogóle. - Tylko tyle, że są samoograniczone, same się wyczerpują i zamierają. - Są więc bezużyteczne - podchwycił Sennor z satysfakcją. A w związku z tym stanowią czynnik negatywny. To pokrywa się z moim poglądem. - Przepraszam - powiedział Twissell. - Zaraz tu przyjdzie Cooper. Potrzebna nam jest platforma. - Oczywiście - Sennor ujął Rice'a pod rękę i wyprowadził go z pomieszczenia. Słychać było, jak peroruje: - Okresowo, mój drogi Rice, cały umysłowy wysiłek ludzkości koncentruje się na podróżach kosmicznych, które z natury rzeczy skazane są na niesławny koniec. Przedstawiłbym odpowiednie dowody statystyczne, gdybym nie był pewny, że dla pana jest to oczywiste. Gdy ludzie koncentrują się na przestrzeni kosmicznej, lekceważy się właściwy rozwój spraw ziemskich. Przygotowuję teraz dla Rady tezę, by zmieniano Rzeczywistości w ten sposób, aby ery podróży kosmicznych zostały całkowicie wyeliminowane. Rozległ się głos Rice'a: - Ale nie może pan robić tak drastycznych posunięć. Podróże kosmiczne są ważną klapą bezpieczeństwa w niektórych cywilizacjach. Wezmy Rzeczywistość nr 54 z 290 Stulecia, którą przypadkowo doskonale pamiętam. Wtedy... Głosy ucichły, a Twissell powiedział: - To dziwny człowiek ten Sennor. Intelektualnie wart jest tyle, co jakikolwiek z dwóch spośród nas, ale jego wartość gubi się w słomianym zapale. Harlan zapytał: - Uważa pan, że on ma racją? Chodzi mi o podróże kosmiczne. - Wątpię. Mielibyśmy lepszą kazję ocenić to, gdyby Sennor przedłożył nam tę tezę, o której wspominał. Ale nie zrobi tego. Zanim ją skończy opracowywać, zapali się do czegoś nowego, a tamtą pracę rzuci. Ale mniejsza o to... - Klepnął dłonią kulę, tak że zabrzęczała, a potem wyjął papierosa z ust. - Możesz odgadnąć, co to jest, Techniku? Harlan odpowiedział: - Wygląda to jak bardzo wielki kocioł z przykrywą. - Właśnie. Masz rację. Trafnie to ująłeś. Wejdz do środka. Harlan wszedł za Twissellem do kuli, dość dużej, by pomieścić czterech lub pięciu mężczyzn. Jej wnętrze było puste. Podłoga gładka, dwa okna we wklęsłych ścianach. To wszystko. - Nie ma sterowania? - zapytał Harlan. - Zdalne sterowanie - odparł Twissell. Przesunął dłonią po gładkiej ścianie i powiedział: - Podwójne ściany. Wnętrze stanowi zamknięte w sobie Pole Czasowe. To urządzenie to kocioł, który nie jest ograniczony do tras szybów komunikacyjnych, lecz może przekroczyć najniższy próg Wieczności. Jego projekt i możliwość skonstruowania zawdzięczamy cennym wskazówkom z pamiętnika Mallansohna. Chodz ze mną. Sterownia znajdowała się w małym pomieszczeniu w jednym z rogów dużej sali. Harlan wszedł do środka i patrzył ponuro na olbrzymie dzwignie. Twissell zapytał: - Słyszysz mnie, chłopcze? Harlan drgnął i rozejrzał się dokoła. Nie uświadomił sobie, że Twissell nie wszedł za nim. Odruchowo przesunął się w stronę okna, a Twissell pomachał mu ręką. Harlan powiedział: - Słyszę, Kalkulatorze. Chce pan, żebym wyszedł? - Bynajmniej. Jesteś zamknięty. Harlan skoczył do drzwi, a żołądek podjechał mu do gardła. Twissell mówił prawdę, ale co, u Czasu, tu się dzieje? Twissell powiedział: - Zostaniesz stąd wypuszczony, chłopcze, gdy twoja odpowiedzialność się skończy. Martwiłeś się o tę odpowiedzialność, chciałeś się czegoś więcej o niej dowiedzieć i chyba domyślam się, o co ci chodziło. Ta odpowiedzialność nie powinna cię obciążać. To wyłącznie moja sprawa. Niestety, musimy cię trzymać w sterowni, ponieważ zostało stwierdzone, że byłeś w sterowni i obsługiwałeś aparaturę. Tak mówi pamiętnik Mallansohna. Cooper zobaczy cię przez okno i to wystarczy. Ponadto poproszę cię, byś dokonał ostatniego kontaktu - stosownie do instrukcji, jakich ci udzielę. Jeśli uważasz, że to również jest zbyt odpowiedzialne zadanie dla ciebie, możesz nic nie robić. Mamy tu drugi, równoległy, obwód, obsługiwany przez kogoś innego. Jeśli z jakichkolwiek powodów jesteś niezdolny do obsłużenia tego kontaktu, on to zrobi. Ponadto przerwę łączność radiową z wnętrza sterowni. Będziesz mógł nas słyszeć, ale nie będziesz mógł mówić. A więc nie bój się, że jakiś mimowolny twój okrzyk przerwie krąg. Harlan bezradnie wyglądał przez okno. Twissell kontynuował: - Za chwilę przyjdzie tu Cooper, a jego wyprawa do Prymitywu zamknie się w granicach dwóch fizjogodzin. Potem, chłopcze, całe zadanie będzie zakończone, a my wolni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl
|
|
|
|