[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mimo znaczących spojrzeń rzucanych w jego kierunku. Gdy zostali sami przez
parę sekund, Prudencja szepnęła:
- Edmund, ratuj mnie. Nie zniosę tego dłużej. Edmund spojrzał
zdziwiony.
- Co cię tak irytuje?
- Nie widzisz, co się dzieje? Spójrz tylko, jak on mnie dotyka.
79
R S
Patrząc na nią protekcjonalnie, co Prudencję zirytowało niemal tak samo
jak komentarze Nicholasa, Edmund odparł beztrosko:
- Po prostu obejmuje cię w talii. Daj spokój...
Parę dni piekła, pomyślała Prudencja, gdy Nicholas, patrząc na nich
podejrzliwie, podszedł, by przerwać ich poufną rozmowę. Edmund szybko
skorzystał z okazji i oddalił się z Rhondą uwieszoną u jego ramienia. Wiedziała,
że rozpowiadając wszystkim o ich ponownych zaręczynach, Nick mścił się za
to, że wybrała festyn. Nie miała też wątpliwości, że doskonale zdawał sobie
sprawę, jak bardzo gra jej na nerwach takim postępowaniem.
Nagle uświadomiła sobie, że jest głodna. Aby zaspokoić głód i uwolnić
się od Nicka, podeszła do stoiska z żywnością, które dostarczało szkole średniej
największych funduszy, podczas gdy Nicholas dyskutował w najlepsze z
Michaelem O'Sullivanem. Wpatrywała się w chleb podarowany przez Heppy, co
było łatwe do rozpoznania. Bochenki składały się z dwóch długich plecionek i
ku pamięci cioci Barbary, której przepis stosowała, Heppy dodawała rodzynki w
formie oczu i pietruszkę jako język, tak że wypiek przypominał dwa splecione
węże. Prudencja pomyślała, jak by to było fajnie, gdyby wepchnęła taki ciepły,
pulchny bochenek w usta Nicholasa. Może wtedy wreszcie przestałby tyle
gadać.
- Och, tu jesteś. Na co patrzysz? Ach, to chleb Heppy, prawda? - usłyszała
za sobą głos Nicholasa. - Kupić ci? - Sięgnął po portfel. - Możemy się
podzielić...
- Nie - odparła stanowczo. Odmawianie mu sprawiało jej przyjemność, a
poza tym obawiała się, że nie oprze się pokusie, by go udławić tym chlebem. -
Nie jestem w odpowiednim nastroju do... jadania węży. - Widząc nadcho-
dzących Edmunda i Rhondę, dodała pogodniej: - Wolałabym raczej placek
Heppy.
Młoda sprzedawczyni, będąca jednocześnie wodzirejką kibiców w szkole
średniej, ukroiła kawałek i podała go Nicholasowi na serwetce, jako że talerzyki
80
R S
i widelce uważano za zbędne podczas festynu. Gdy strząsnęła okruchy ze swego
pomarańczowo-czarnego uniformu, Prudencja zauważyła na jej ubraniu godło w
postaci brązowego zwierzątka.
Nicholas pewnie też dostrzegł susła, bo powiedział:
- Hm... Może Heppy powinna upiec w przyszłym roku chleb w kształcie
susła.
- Najnowsze sondaże w sprawie szkolnej maskotki wskazują bardziej na
bobra niż na susła - przypomniała Prudencja.
Natychmiast pożałowała swego komentarza. Maskotka szkoły - suseł -
była w mieście od lat powodem gorących sporów. Jedni obstawali przy tym
zwierzęciu przez wzgląd na tradycję, inni stanowczo domagali się grozniejszego
stworzenia, by inspirowało szkolne drużyny do zwycięstw.
Rhonda podzielała tę drugą opinię:
- Ja też tak uważam. Nawet bóbr byłby lepszy niż suseł.
- Suseł to bardzo pracowite, szlachetne zwierzątko - zaoponował Edmund.
- Zwróćcie uwagę, jak ryje w ziemi, drążąc setki tuneli.
- Daj spokój, Eddie - niecierpliwiła się Rhonda. - Bronisz tego głupiego
emblematu tylko dlatego, że wybrał go twój dziadek.
Edmund zacietrzewił się jeszcze bardziej:
- On tylko wysunął propozycję, ale decyzję podjął cały zarząd szkoły.
- A cały zarząd głosował za tym tylko dlatego, że dziadek wyłożył kupę
forsy na budowę sali gimnastycznej.
- Nie podoba mi się, że tak mówisz o moim dziadku. W gruncie rzeczy
uważam za całkiem udane jego hasło Pracuj, ale nie śpij jak suseł".
Rhonda prychnęła drwiąco.
- Nawet kret byłby lepszą maskotką.
Rhonda miała rację, przyznała w duchu Prudencja, choć sama nigdy nie
odważyłaby się powiedzieć tego Edmundowi tak bez ogródek.
81
R S
- Wiesz co - szepnął jej do ucha Nicholas - nie dostrzegłem tego
wcześniej, ale Swain wygląda trochę jak suseł.
Prudencja spojrzała na niego i otworzyła usta, by zaprotestować, lecz w
tym momencie Nicholas wetknął jej w usta kawałek placka.
- Zjedz choć mały kęs - rozkazał.
Rzuciła mu buntownicze spojrzenie, ale posłuchała i żuła powoli,
delektując się słodkim, maślanym smakiem ciasta i owoców. Poczuła wielką
przyjemność, gdy podsunął jej następny kęs. Była naprawdę głodna. Nagle Nick
chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku innego stoiska. Wystarczyło, by
rzuciła okiem na szyld, a zaparła się i nie chciała iść dalej.
- Oho! - wykrzyknęła Rhonda za ich plecami. - Wróżenie. Chcę
spróbować, a ty, Prudencjo?
Mając wciąż jeszcze usta pełne placka, Prudencja chciała zaprotestować,
lecz zakrztusiła się okruchem. Nim przestała kasłać, Nick niemal siłą
podprowadził ją do siedzącej przed stoiskiem Janet Sanderson, która
uśmiechnęła się zachęcająco. Zwykle Heppy zajmowała tę budkę, ale w tym
roku powierzyła wróżenie Janet. Ona i jej mąż Virgil od niedawna mieszkali w
Cauldron i choć mieli już dorosłe dzieci, Janet zgodziła się zostać
przewodniczącą komitetu rodzicielskiego w miejscowej szkole średniej.
- Skoro Janet przyjęła na siebie trud cywilizowania młodzieży, należy jej
się odrobina rozrywki - stwierdziła Heppy.
I Janet rzeczywiście wciągnęła się w rolę wróżki. Miała na sobie białą
wiejską bluzę bez kołnierza i różowo-pomarańczową spódnicę. Jej szyję zdobił
wielki sztuczny szmaragd, a włosy opasywała niczym turban kolorowa chusta. Z
uszu zwisały złote kolczyki, a na każdym palcu błyszczał złoty pierścionek.
- Podejdzcie bliżej - powiedziała wróżka niskim głosem, gdy cała
czwórka zbliżyła się do stołu. - Wezwijcie duchy, by pomogły wam poznać
przyszłego męża bądz żonę - dodała, spoglądając na dwóch mężczyzn. Mówiła z
82
R S
wielką powagą: - Wybierzcie metodę wróżenia - kasztany, jabłko, nasiona albo
puchar - by poznać swoją przyszłość.
- Witaj, Janet - powiedział Nicholas. - Jak idzie interes?
- Pomalutku... Większość młodzieży szkolnej już odwiedziła stoiska.
- A gdzie jest Virgil?
- W namiocie, nakrywa puchary. - Janet patrzyła na nich wyczekująco. -
No więc... co wybieracie?
- Nie kasztany - powiedziała Rhonda. - To trwa za długo.
Prudencja przyznała jej rację. Sama nie chciała niczego próbować. Poza
tym nadawanie kasztanom imion potencjalnych konkurentów - i kładzenie ich
na gorącym ruszcie, by zobaczyć, czy będą płonąć z namiętności" bądz strze-
lać", przepowiadając niewierność - miało dla niej coś niepokojąco
freudowskiego.
- A co powiecie na ziarenka? - spytała Janet. - Trzeba tylko nadać im
imiona mężczyzn, splunąć na nie i przykleić sobie do twarzy. Ziarenko, które
utrzyma się najdłużej, wskaże przyszłego męża.
Prudencja skrzywiła się z niesmakiem.
- Ohyda - rzuciła Rhonda.
- Och, daj spokój. - Nicholas zachęcał Prudencję. - Ja popluję za ciebie.
- Nie, dziękuję.
- Wybiorę jabłko - postanowiła Rhonda.
- Zwietnie. Będzie kosztować dolara. Edmundowi opadła szczęka.
- Dolara?
Rhonda dała mu kuksańca w bok i zamknął usta.
- To na naszą szkołę, Eddie. Dawaj forsę. Marudził trochę, grzebiąc w
kieszeni, a Janet patrzyła na niego z dezaprobatą. Rhonda wybrała jabłko z
miski i wzięła nożyk do obierania. Rzeczywiście była to bardzo prosta metoda.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl