Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

złośliwych szeptów i śmiechów?
- Czy powiedziała pani o czymś Erice Myles? Rosa uniosła głowę.
- Powiedziałam, że jeśli nie wyniesie się natychmiast, wezwę gliny. Znowu parsknęła śmiechem, ale tym razem
poszła.
- I od tamtej pory wydzwania do pani?
- Tak. Harry uważa, że powinnam powiadomić policję, ale nie mogę tego zrobić. Już raz przeszłam to piekło i nie
chcę przeżyć go ponownie.
- Ale skoro to jedyny sposób, aby położyć kres tym szykanom...
- Nie! Powiedziałam już, że nie chcę! I nikt mnie do tego nie zmusi!
Grymas jej twarzy wyrażał bolesną udrękę i Sam zapytała łagodnie:
- Pani go naprawdę kochała, prawda? Rosa kiwnęła głową.
- Tak, kochałam całym sercem. Byłam młoda i głupia. Myślałam, że przeprowadzi rozwód z żoną, a potem ożeni się
ze mną. Byłam... byłam wtedy ładna, wie pani?
- Ale nie miała pani pieniędzy. A dla Marshalla liczyły się głównie pieniądze, czyż nie? Nie miał zamiaru żegnać się
z milionami Slevinów. Wyobrażam sobie, jakie to musiało być dla pani okropne, gdy błagał żonę, aby przyjęła go z
powrotem.
Rosa potrząsnęła głową. Siedziała kołysząc się jednostajnie w przód i w tył.
- Nie słyszałam tego, nigdy tego nie słyszałam.
- Słyszała pani, jak dzwonił tamtego wieczoru do Lidii. Słyszała pani, jak błagał ją, aby zapomniała o tym, co było, i
żeby zaczęli wszystko od początku. Wtedy zrozumiała pani, że go utraciła. I to musiało doprowadzić panią do pasji,
wzbudzić nienawiść... nie tylko do niego, ale również do niej.
Rosa znieruchomiała nagle na krześle. Jej czarne oczy zabłysły.
- Nienawidziłam ich wszystkich - powiedziała cichym głosem. - Pragnęłam, aby umarli. Wszystkim im życzyłam
szybkiej śmierci.
- I wtedy, kiedy Marshall wyszedł z mieszkania, zadzwoniła pani do Lidii. To był ten drugi telefon.
- On po prostu wyszedł - mówiła Rosa. - Wyszedł bez słowa. Wiedział, że słyszałam ich rozmowę, ale zupełnie go
nie obchodziło, co czuję. Po prostu wyszedł jakby nigdy nic i zostawił mnie samą. Dlatego zadzwoniłam do Lidii.
Zadzwoniłam i powiedziałam jej wszystko, całą prawdę.
- O sobie i Marshallu?
- O jej ukochanej siostrzyczce Mary i o Marshallu. Powiedziałam, że oboje robią to od miesięcy. Marshall uganiał się
za Mary na długo przed ożenkiem z Lidią, a kiedy Lidia zachorowała, wrócił do niej. Myślał, że jestem ślepa, że
mnie nabierze, ale ja wiedziałam doskonale, co mu chodzi po głowie. Któregoś dnia zaczęłam go śledzić. Wsiadł do
pociągu i pojechał do Londynu. W  Hiltonie" spotkał się z Mary i spędził z nią noc. Następnym razem spotkali się w
Ely, kiedy indziej znowu w Newmarket. - Rosa uderzyła dłońmi w poręcz krzesła. - Ta pani wspaniała święta Mary
nie była niczym innym jak tylko zwykłą dziwką!
- Czy pani przypadkiem nie zapomina, że to Mary wygnała go z Marksholm?
- Tylko dlatego, że chciał z nią zerwać. Zamierzał wrócić do Lidii. Mary omal nie oszalała z zazdrości i dlatego
tamtego wieczoru wystrzeliła do niego trzy razy. Taka jest prawda.
W głosie Rosy zabrzmiała wyraznie satysfakcja. Sam wpatrywała się w nią wstrząśnięta.
- Była pani zadowolona z takiego obrotu sprawy, prawda?
- Tak. Cieszyłam się! Cieszyłam się, że on nie żyje! Wykorzystywał mnie jako parawan, aby ukryć fakt, że kręci z
Mary Slevin. Był wyrachowanym, kłamliwym, podłym sukinsynem i ucieszyłam się, kiedy zginął.
- Pani też skłamała. Złożyła pani na policji fałszywe zeznanie na temat tych rozmów telefonicznych.
- Tak, to prawda! Skłamałam, ale tylko dlatego, że nie chciałam grzęznąć w tym całym bagnie. Wiedziałam, że jeśli
zeznam mądrze, policja zostawi mnie w spokoju.
- Kłamała pani, aby ratować własną skórę - zawołała Sam zirytowana. - Słyszała pani, jak Marshall błaga żonę o
jeszcze jedną szansę, i zorientowała się, że go utraciła. Miała pani nie mniej istotny motyw niż Mary.
- Ale to nie ja go zabiłam, lecz ona! Nikt nie może powiedzieć, że było inaczej, a jeśli pani spróbuje tu coś przekręcić,
pani spryciaro, wyprę się wszystkiego, zaprzeczę każdemu słowu! I na tym koniec.
- Nie! - Sam trzęsła się z gniewu. - Nie pozwolę, aby tak się to zakończyło! Nie dopuszczę do tego, aby uszło to pani
na sucho! Znajdę jakieś wyjście!
Nachyliła się po swoją torbę, a kiedy wyprostowała się z powrotem, zobaczyła stojącego w progu drobnego,
siwowłosego mężczyznę w ciemnym, dobrze skrojonym garniturze. Ruszył ku niej z uśmiechem.
- Pani Cole? Miło mi panią poznać. Jestem Harold Hutton. Uścisnął jej dłoń, następnie podszedł do żony i cmoknął ją
w czoło. Spojrzała na niego z zakłopotaniem.
- Nie miałam pojęcia, że jesteś już w domu, Harry.
- Elizabeth zadzwoniła do mnie - wyjaśnił. - Przyjechałem natychmiast. I dobrze zrobiłem! Widzę, że ta rozmowa
bardzo cię zmęczyła. Powinnaś iść do siebie i zdrzemnąć się trochę.
- Wiesz dobrze, że nie będę mogła zasnąć. - Rosa uderzyła w ton słabej kobietki.
Harold pogłaskał ją po pulchnym ramieniu.
- Owszem, będziesz mogła, moja droga. Wez jedną tabletkę i połóż się. - Pomógł jej wstać z krzesła. - Wszystko
będzie dobrze, zobaczysz. Porozmawiam przez chwilę z panią Cole i wyjaśnię wszystko. Idz już, bądz grzeczna.
Z kwaśną miną, powłócząc nogami niczym nadąsane dziecko, Rosa wyszła z pokoju.
Harold Hutton zwrócił się do Samanty:
- Teraz możemy spokojnie pogawędzić. Wygodniej będzie nam chyba na dole, w moim gabinecie. Zechce pani pójść
za mną? Wskażę drogę.
Rozdział 24
Czego się pani napije? Herbaty? A może czegoś mocniejszego? Przeżyła pani straszliwy szok, biedactwo!
Głos brzmiał przyjaznie, ale nie zdołał zwieść Samanty. Zza grubych szkieł spoglądały na nią zimne, przenikliwe
oczy. Muszę mieć się przed Huttonem na baczności, pomyślała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org