Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wzywa mnie kiedyś ów Briuchowiecki do siebie i powiada:  Jest dla ciebie, Ałmazie
Fiodotowiczu, sekretne i pilne zadanie. Zaszczycił mnie car gramotą, rozkazał wysłać zbrojnych,
żeby starca Meletija w bezpieczne okolice odprowadzić. Posłałem ich, tylko że oni oskubali starca i
wszystko, co miał przy sobie - sześć wozów i gramoty zamorskie - zabrali. Teraz car się gniewa.
Gdzie, pyta, zagrabione dobro. Już drugi dzień siedzi u mnie poddiaczy Tajnej Kancelarii, Porfiriusz
Ołowiennikow, pokazuje spis mienia i rozkazuje zwrócić. Grozi. Poradz, Ałmaz, co robić? Od razu
zrozumiałem, że Iwaszka Briuchowiecki kręci, bo grabieżcy na pewno szczodrze się z nim podzielili.
A komu chciałoby się oddawać dobytek? Pytam go więc:
- A gdzie są gramoty? Wątpliwe, żeby car wysłał Ołowiennikowa, człowieka sprytnego, tylko
po jakieś tam sześć wozów,
Briuchowiecki z początku zapierał się, twierdził, że niby nie wie, gdzie są gramoty, że nawet o
nich nie słyszał. Potem niby sobie przypomniał i przyniósł. Jak dziś pamiętam: rzezbiona szkatuła, a
w niej zwitki i pojedyncze karty. Zażądałem trochę czasu na przejrzenie. Briuchowiecki nie miał nic
naprzeciw. Burknął tylko, że wezwie mnie rano. Z tym wróciłem do swego domu.
 Wydaje mi się, że gdzieś natknąłem się na nazwisko tego Briuchowieckiego - pomyślała
Helena Siergiejewna odganiając od twarzy papierosowy dym.
Standal zaczął się nudzić. Kręcił się na krześle i zerkał na Szuroczke, ale bał się do niej
odezwać. Udałow niańczył złamaną rękę - widocznie go bolała. Grubin słuchał uważnie i oczyma
duszy widział butnego hetmana, u którego pod drzwiami siedzi moskiewski poddiaczy z Tajnej
Kancelarii.
- Wezwałem pewnego skrybę, Greka, nie pamiętam już, jak się nazywał. Razem z nim
odczytałem gramoty. A były to gramoty bardzo interesujące - wschodni patriarchowie uznawali w
nich nieograniczoną władzę cara Aleksego. A Nikona, patriarchę ruskiego, stawiali niżej od cara.
Gramoty były niezmiernie ważne i poddiaczy nie na darmo tracił czas. Car chciał skończyć z
Nikonem, ale nie ważył się sam pozbawić go patriarszej godności. Wysyłał posłów do Jerozolimy,
do Antiochii, jednał sobie tamtejszych patriarchów, prosił ich o pomoc. Wśród papierów znajdowała
się pewna kopia, która mnie szczególnie zainteresowała. Była to kopia gramoty samego Nikona, który
wyklinał w niej cara i bojarów gnębiących naród, głosił prawdę i sprawiedliwość, uskarżał się na
carską samowolę, groził wojną. I tę właśnie kopię carscy posłowie wozili na Wschód, aby pokazać
patriarchom, jaka czarna owca zakradła się do ich owczarni. Ta gramolą bardzo współgrała ze
stanem mojego ducha. Od wielu lat szukałem sprawiedliwości i oto teraz ta sprawiedliwość,
przepisana przez skrybów, wygłoszona przez wielkiego człowieka, który wystąpił przeciw carowi i
bojarom - leży przede mną. Nie orientowałem się wówczas w zamiarach patriarchy i postanowiłem,
że gdy tylko żyw będę i ujrzę starca, poproszę go o wskazanie mi słusznej drogi.
Rano poszedłem do Iwaszki Briuchowieckiego i poradziłem mu:  Oddaj, powiadam, coś z
tego, co zabrałeś, jakiś drobiazg. Ale te cztery gramoty, napisane przez patriarchów, koniecznie
zwróć. Wtedy car cię poniecha. Powiedz, że wszystko Kozakom odebrałeś, złożyłeś w cerkwi, a
cerkiew spłonęła . Iwaszka dopytuje się:  A ujdzie mi to na sucho?  Ujdzie - powiadam.
Briuchowiecki tak też i zrobił. Poddiaczy, gdy tylko zobaczył patriarsze gramoty, od razu ożył -
po nie właśnie jechał.
Starzec rozgadał się. Głos mu okrzepł i stał się dzwięczniejszy. Wymachiwał laską niczym
buławą lub szablą, zapomniał o słuchaczach, nie oni mu teraz byli w głowie.
Sucha relacja nabierała życia, zakurzone imiona przekształcały się w ludzi.
- Rwałem się do Moskwy, ale dotarłem tam dopiero za jakieś dwa, trzy lata, kiedy już do niej
podjeżdżali przez Gruzję, a potem Wołgą, zwołani przez cara patriarchowie, żeby sądzić Nikona,
unicestwić go. Briuchowiecki również wtedy pojechał do Moskwy, z hołdem, i udało mi się przez
podstawionych ludzi nawiązać kontakt z Nikonem.
W owym czasie groziło mu już zesłanie do północnego klasztoru, pokuta w charakterze
zwykłego mnicha, ale starzec nie poddawał się, nie uważał walki za przegraną. Mówiąc językiem
współczesnym, miał jeszcze mocne plecy. Właśnie na nich się opierał. A z drugiej strony zwrócił
uwagę na naród. Może nawet nie z miłości do niego, ale co miał robić? Przegrał kampanię. Mnie
Nikon umieścił w pewnym klasztorze, gdzie nazwano mnie starcem Siergiejem. Szablę jednak jeszcze
potrafiłem w ręku utrzymać. Siedzenie w klasztorze nużyło mnie, chociaż Nikon czynił mi wielkie
nadzieje - zbliża się, powiadał, nasz czas. Posłużysz jeszcze, mówił, Ałmaz, słusznej sprawie.
- Wytrzymajcie jeszcze trochę - powiedział nagle starzec pojednawczym tonem, zwracając się
do Grubina, który wyjął notes i zaczął w nim coś pisać. - Jeszcze tylko kilka słów. Zaraz przejdę do
sedna sprawy. Bez tego, co opowiedziałem, nie pojmiecie mojego stanowiska i moich losów.
- Ja po prostu robię notatki - powiedział Grubin, ale zamknął zeszycik.
- Z południa, znad Wołgi, nadeszły wieści, że powstał Stieńka Riazin. Nie mógł darować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org