[ Pobierz całość w formacie PDF ]
była mieć więcej rozumu. Lecz kiedy go zobaczyłam...
- Wiem.
Wspomnienia lady Neville na nowo rozpaliły ból w sercu Edlyn.
- Kto miałby wiedzieć lepiej? Gdy go poznałam, byłam od niedawna wdową,
dziewicą, żyjącą z dala od wszystkich, którzy mnie kochali. Byłam czujna. Poszturchiwano
mnie niemal przez cale życie i nie ufałam nikomu.
Potrząsnęła głową. - Mimo to wskoczyłam mu do łóżka już pierwszej nocy.
Lady Neville rozejrzała się wokół w poszukiwaniu krzesła, a kiedy żadnego nie
znalazła, podciągnęła się na rękach i usiadła na stole.
- Przynajmniej się z tobą ożenił.
- Miałam ziemię i majątek.
- Nonsens! - zawołała szlachetna dama, kołysząc w powietrzu stopami. - W całym
kraju pełno było dziedziczek, gotowych oddać mu serce i majątek.
Edlyn oceniła odległość, dzielącą blat od podłogi. Lady Neville była wyższa, lecz
Edlyn młodsza. Z pewnością uda jej się podskoczyć dostatecznie wysoko, by mogła usiąść na
stole. Oparła dłonie na blacie, podskoczyła... i opadła z powrotem na podłogę.
- Jesteś słaba - zauważyła lady Neville. - To dlatego, że nie zajmujesz się chorymi.
Edlyn wytarła dłonie o spódnicę.
- Więc wkrótce ty też będziesz słaba.
- Dałby Bóg!
Lady Neville chwyciła Edlyn za łokieć. - No, dalej, pomogę ci.
Tym razem się udało. Apteka, widziana z tej wysokości, wydawała się zupełnie inna.
Być może jej małżeństwo też będzie miało swoje drugie oblicze?
- To prawda, Robin mógł poślubić każdą kobietę - przyznała. - Odkąd urodził się nasz
syn, rzadko zwracał się do mnie po coś innego, jak pieniądze, ale z początku myślałam, że
mnie kocha.
- Myślę, że kochał cię przez cały czas. Na tyle, na ile pozwalał mu jego brak
dojrzałości.
- Miał tyle talentów.
- I wszystkie zmarnował.
- Tak. Zawsze uganiał się za czymś lepszym niż to, co miał w domu, choćby było nie
wiem jak doskonałe. Nim ludzie księcia przyszli wyrzucić nas z zamku, miałam już wyżej
uszu nieustannego czekania. Moja miłość była niczym płomień, który zgasł, bo nikt się o
niego nie troszczył.
Edlyn sądziła, że dobrze to ujęła, toteż kiedy lady Neville krzyknęła, skonsternowana i
zeskoczyła ze stołu, pomyślała, że czymś ją obraziła.
- Ogień.
Lady Neville położyła dłoń na piecu.
- Zapomniałam o ogniu!
- Na pewno nie wygasł - zapewniła ją Edlyn.
- Piec jest ciepły - powiedziała lady Neville z nadzieją. Uklękła i zajrzała przez
drzwiczki. - Nadal się pali.
- Dorzuć trochę gałązek i ostrożnie rozdmuchaj płomień.
Lady Neville przechyliła głowę i spojrzała na Edlyn.
- A ty dorzuć kilka drewienek do ognia swej miłości do lorda Hugha i zobaczymy, czy
nie zapalą się płomieniem.
Edlyn skrzywiła się. To ona zaczęła tę niemądrą rozmowę i teraz lady Neville
pokpiwała sobie z niej.
Na widok kwaśnej miny Edlyn lady Neville się roześmiała. - I nie zapomnij dmuchać
ostrożnie - droczyła się z nią. - To umiejętne dmuchanie zamienia żar w płomień.
- Jesteś zepsuta.
Edlyn usłyszała, że na zewnątrz coś się dzieje i zeskoczyła ze stołu.
- Nic dziwnego, że lady Corliss wolała, byś pracowała tu sama.
Lecz otwierając drzwi, uśmiechała się do siebie.
Dwóch chłopców w miniaturowych habitach rzuciło się jej w objęcia. - Mama! -
zawołali unisono. - Wróciliśmy!
ROZDZIAŁ 11
Hugh już miał ruszyć Edlyn na ratunek, lecz jego żona leżała pod dwoma wiercącymi
się ciałkami, zdradzając wszelkie oznaki zadowolenia. Obejmowała synów, tarmosiła za
włosy, całowała, ocierała ślady po pocałunkach, kiedy jęczeli z zażenowania i w ogóle
wydawała się tak zadowolona, jak tego oczekiwał.
A potem Parkin zaczął zadawać pytania.
- Naprawdę jedziemy do zamku, żeby objąć go w posiadanie? Z Hughem i jego
drużyną?
- Tak - powiedziała. - Dlatego, że...
Lecz Parkin nie czekał na odpowiedź. Zbyt wielu rzeczy chciał się dowiedzieć.
- Będziemy brali udział w bitwie? Czy będę walczył? A Allyn? Dostaniemy miecze?
Edlyn odsunęła syna i zatkała mu buzię dłonią. - Porozmawiamy o tym później -
odparła, pochmurniejąc.
Hugh podszedł bliżej, a kiedy padł na nią jego cień, spojrzała w górę, przestraszona.
Wyciągnął rękę, lecz ona tylko na nią spojrzała, odmawiając przyjęcia pomocy.
O co znów chodzi tej niemądrej kobiecie?
Przywiózł jej synów, tak jak sobie życzyła. Pochylił się, chwycił ją za nadgarstek i
postawił na nogi. Uśmiechnął się do niej ciepło.
Nie odwzajemniła uśmiechu.
Niewiele kobiet potrafiło wyglądać niebezpiecznie, a Edlyn tak właśnie teraz
wyglądała. Nie zauważył tego przedtem, lecz w ukośnych promieniach zachodzącego słońca
jej twarz zdawała się składać z dziwacznych płaszczyzn i kątów, ostrych i niepołączonych ze
sobą. Edlyn miała też zwyczaj wysuwać do przodu szczękę, jakby kwestionowała jego władzę
nad sobą. Jej kości policzkowe wznosiły się wysoko, unosząc kąciki oczu, co nadawało
spojrzeniu nieco dziwaczny, wiedźmowaty wygląd. A teraz wbiła w niego wzrok i spoglądała,
jakby był jednym z jej synów, któremu musi udzielić reprymendy.
A potem Parkin zerwał się na równe nogi i do reszty ją zirytował.
- Naprawdę będziemy uczyć się na rycerzy?
- Nie! - wypaliła i Hugh z poczuciem winy przypomniał sobie jej stanowcze
postanowienie, by synowie zostali ludźmi pokoju, nie wojny.
- Ale, mamo, Hugh tak powiedział - zaprotestował Parkin płaczliwie.
Zwróciła na syna spojrzenie rozgniewanych, skośnych oczu i powiedziała: - Hugh nie
jest za was odpowiedzialny. Ja jestem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl