Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym polega urok. Właściwa robota jest wykonana przez kogoś, kto nie ma żadnego związku z
ofiarą. Przez kogoś, kto zjawia się raz i tylko raz. - Przerwał. - Ma pan jakiś pomysł co do tego?
- Tylko jeden. Wydaje się, że za każdym razem pojawia się jakaś miła, nieszkodliwie wyglądająca
kobieta, przychodząca z kwestionariuszem z ramienia jakiejś instytucji prowadzącej badania
gospodarstwa domowego.
- Myśli pan, że właśnie ta kobieta podkładała truciznę? Jako próbkę? Coś w tym rodzaju?
- To chyba nie jest takie proste. Uważam, że te kobiety działały w dobrej wierze. Jakoś w to się
włączały. Sądzę, iż będziemy w stanie wyjaśnić coś, jeżeli porozmawiamy z Eileen Brandon, która
pracuje w espresso na Tottenham Court Road.
Eileen Brandon wyglądała dokładnie tak, jak opisała ją Poppy, przyjmując, że był to opis z jej
szczególnego punktu widzenia. Włosy Eileen nie przypominały chryzantemy ani nieporządnego
ptasiego gniazda. Spływały falami gładko przy głowie, miała też dyskretny makijaż, a na nogach
to, co się określa mianem rozsądnych butów. Powiedziała nam, że jej mąż zginął w wypadku
motocyklowym, zostawiając ją z dwójką małych dzieci. Przed swoim obecnym zatrudnieniem
pracowała w firmie Badania Reakcji Klienta przez ponad rok. Zwolniła się sama, ponieważ nie
odpowiadał jej rodzaj pracy.
- Dlaczego? - zapytał inspektor. Popatrzyła na niego.
- Jest pan inspektorem policji? To prawda?
- Tak, pani Brandon.
- Uważacie, że coś jest nie w porządku z tą firmą?
- To jest sprawa, w której prowadzę śledztwo. Czy pani podejrzewa coś takiego? Dlatego się pani
zwolniła?
- Nie działo się nic specjalnego. Nic, o czym mogłabym panu powiedzieć.
- Naturalnie. Rozumiemy to. To jest poufne przesłuchanie.
- Rozumiem. Ale mam naprawdę niewiele do przekazania.
- Może pani powiedzieć, dlaczego pani chciała odejść.
- Miałam wrażenie, że dzieje się tam coś, czego nie rozumiem.
- Chce pani powiedzieć, że przedsiębiorstwo nie wydało się pani prawdziwe?
- Coś w tym rodzaju. Nie wydawało się prowadzone profesjonalnie. Podejrzewałam, że coś się
musi za tym kryć. Ale wciąż nie wiem co.
Lejeune zadał jej więcej pytań na temat pracy, którą wykonywała. Wręczano jej listy nazwisk z
pewnych okolic, jej zajęcie polegało na odwiedzaniu tych ludzi, zadawaniu określonych pytań i
zapisywaniu odpowiedzi.
104
- I co panią w tym uderzyło?
- Pytania nie reprezentowały żadnej linii badań. Wydały mi się chaotyczne, niemal przypadkowe.
Jakby - jak to powiedzieć? - były przykrywką dla czegoś innego.
- Domyśla się pani, o co mogło chodzić?
- Nie. Tylko mnie to zastanowiło. - Po krótkiej przerwie dodała niepewnie: - Zastanawiałam się
kiedyś, czy cała rzecz nie mogła być zorganizowana z zamiarem włamań, w celu badania terenu, że
tak powiem. To jednak niemożliwe, ponieważ nigdy nie proszono mnie o opis pokoi, zabezpieczeń
i tak dalej, albo o informacje, kiedy mieszkańcy najprawdopodobniej będą nieobecni.
- Jakie produkty wymieniała pani w pytaniach?
- To się zmieniało. Czasem były to produkty żywnościowe. Płatki zbożowe, półprodukty na ciasto,
a czasem mogły być płatki mydlane i detergenty. Kiedy indziej kosmetyki, pudry, szminki, kremy.
Albo znowu różne specyfiki, lekarstwa, aspiryna, pastylki na kaszel, środki nasenne, pobudzające,
płyny do płukania gardła, ust, środki na trawienie i tak dalej.
- Nie proszono pani - zapytał inspektor lekko - o zostawianie próbek jakichś szczególnych
produktów?
- Nie. Nic takiego.
- Tylko zadawała pani pytania i notowała odpowiedzi? - Tak.
- Co miały na celu te badania?
- To właśnie wydało mi się dziwne. Nigdy nam tego nie mówiono. Przypuszczalnie robiono to w
celu przekazania informacji pewnym producentom, ale wykonanie było niezwykle amatorskie. Nie
było w tym żadnej metody
- Czy uważa pani za możliwe, by wśród zadawanych przez panią pytań było jedno - lub cała grupa
- stanowiące cel, a reszta stanowiła po prostu kamuflaż?
Zastanowiła się, marszcząc brwi, a potem skinęła głową.
- Tak - odparła. - To miało wyglądać na przypadkowy wybór, ale nie mam pojęcia, które pytanie
lub pytania miały być tymi ważnymi.
Lejeune popatrzył na nią bystro.
- Musi pani wiedzieć więcej, niż nam pani mówi - rzekł łagodnie.
- Trudno mieć pewność. Po prostu czułam, że w całym przedsięwzięciu jest coś nie w porządku.
Porozmawiałam z inną kobietą, panią Davis...
- Porozmawiała pani z panią Davis...? - Głos inspektora nie zmienił się.
- Jej się też to nie podobało.
- Dlaczego?
- Podsłuchała coś.
- Co podsłuchała?
- Powiedziałam panu, że nie potrafię jasno określić. Nie mówiła wiele. Tylko że z tego, co
podsłuchała, wynika, iż całe przedsięwzięcie jest przestępstwem. "Nie jest tym, na co wygląda".
Jedynie tyle. A potem dodała: "Och, dobrze, to nie powinno nas interesować. Płacą dobrze i nie
każą nam robić nic niezgodnego z prawem. Nie wiem, czemu miałybyśmy zawracać sobie tym
głowę".
- I to wszystko, co mówiła?
- Jeszcze jedna rzecz. Nie wiem, co chciała przez to powiedzieć. "Czasem czuję się jak Tyfusowa
Mary"1. Do tej chwili nie wiem, co to miało znaczyć.
Lejeune wyjął z kieszeni papier i wręczył jej.
- Czy któreś z nazwisk na tej liście coś pani mówi? Może odwiedziła pani kogoś z nich?
- Nie przypomnę sobie. - Wzięła kartkę. - Widziałam ich tak dużo... - Przerwała i przejrzała listę. -
Ormerod.
- Pamięta pani taką osobę?
- Nie. Ale pani Davis wspomniała go kiedyś. Zmarł nieoczekiwanie, prawda? Wylew krwi do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org