[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
- Mam nadzieję, że nie mówiłeś tego żadnej Angielce. Mogłaby zrozumieć, że
masz inne preferencje.
- Oczywiście, że nikomu tego nie powiedziałem - skrzywił się Gianni. - Wiesz, że
w obecności kobiet jestem stuprocentowym facetem.
To mówiąc, rzucił jej gorące spojrzenie. Meg z trudem się powstrzymała, aby nie
wyciągnąć ręki i nie dotknąć jego karku.
Gianni wysadził Meg przy pierwszym markowym sklepie. Nie zważając na trąbią-
ce samochody, zatrzymał swoje ferrari, wysiadł i otworzył jej drzwi.
- Ile pan sobie życzy za kurs? - spytała złośliwie.
- Kurs na mój koszt, droga pani - odparł i pocałował ją w rękę.
Meg była pod wrażeniem. Gdyby Gianni nie wsiadł z powrotem do samochodu,
rzuciłaby mu się na szyję. Przez chwilę patrzyła oczarowana na znikające w ruchu ulicz-
nym ferrari, po czym ruszyła w poszukiwaniu drogiej kreacji na przyjęcie.
Zakupy kojarzyły się Meg z torturą, ale tym razem było inaczej. Gianni kazał jej
kupić sobie coś ładnego, dodając, że cena nie gra roli. Zazwyczaj ze spuszczoną głową
nerwowo przeciskała się przez tłum kupujących, ale dziś szła spokojna i zadowolona,
wystawiając twarz do słońca. Martwiła ją tylko myśl, że kiedyś wreszcie będzie musiała
wejść do sklepu. Po długich wahaniach nacisnęła klamkę i weszła do pierwszego butiku.
Gdy przekroczyła próg sklepu, wszystko potoczyło się tak szybko, że nie miała czasu się
denerwować. W drzwiach minęła ją obwieszona biżuterią chuda kobieta. Meg miała
ochotę się wycofać, ale z głębi sklepu usłyszała czyjś głos:
- Panna Imsey?
Rozejrzała się zdziwiona. Na jej powitanie wyszła przysadzista brunetka.
- Skąd pani zna moje nazwisko? - spytała zdziwiona Meg.
- Dzwonił hrabia Castelfino i powiadomił nas, że pani przyjdzie. Proszę się rozgo-
ścić.
Mimo wiszących dookoła drogich ubrań Meg szybko poczuła się jak w domu. Po
kilku minutach znalazła odpowiedni strój. Suknia miała błękitny kolor i uszyta była z
lśniącego jedwabiu. Nie miała rękawów, jedynie krótkie dopasowane bolerko. Kolor tka-
niny podkreślał piękną opaleniznę Meg. Ekspedientka pomogła jej dobrać buty. Znalazła
R
L
T
obszyte jedwabiem pantofle na wysokim obcasie i obiecała, że w ciągu kilku dni zostaną
ufarbowane na kolor pasujący do sukni. Przeglądając się w lustrze, Meg nie mogła się
nadziwić zmianie, jaka w niej zaszła. Wyglądała wspaniale. W nowej sukni czuła się
szczuplejsza i wyższa. Nigdy nie przypuszczała, że może tak dobrze wyglądać. Zniknął
strach przed przyjęciem, które zamierzał zorganizować Gianni. Z radością oznajmiła
ekspedientce, że kupuje suknię oraz buty i że rachunek ureguluje hrabia Castelfino.
- Nie tak szybko. - Ekspedientka pokręciła głową. - Hrabia kazał mi najpierw spy-
tać, w ilu sklepach była pani wcześniej.
- Ten jest pierwszy - odparła Meg i od razu pożałowała swej odpowiedzi.
Ekspedientka delikatnie wyjęła suknię z jej rąk.
- Proszę się nie obawiać. Odłożymy ją dla pani. Znając charakter hrabiego, wolę
się trzymać jego instrukcji.
Meg patrzyła na nią z niedowierzaniem. Chciała jak najszybciej wrócić do swojego
domu w majątku Castelfino, bo tylko tam czuła się naprawdę bezpiecznie. Znała się na
roślinach, natomiast zakupy zawsze ją męczyły i przerażały, nie mówiąc o tym, że za-
zwyczaj nie miała na nie pieniędzy.
- Czy to znaczy, że muszę odwiedzić wszystkie sklepy z listy? - spytała z niedo-
wierzaniem.
- To niezły pomysł. Proszę podejść do tego z większym entuzjazmem.
- Ma pani rację. Ktoś mógłby pomyśleć, że robię to za karę. Jeżeli Gianni chce,
żebym przejrzała parę wieszaków z ubraniami, ostatecznie mogę to dla niego zrobić.
Szybko się z tym uwinę - oznajmiła.
Jednak sprawy nie potoczyły się zgodnie z planem Megan. Drugi sklep zwiedziła
w oka mgnieniu, ale w każdym następnym butiku spędzała coraz więcej czasu. Co
prawda, żadna z sukienek nie pasowała tak jak ta, którą znalazła w pierwszym sklepie,
ale zaczęła czerpać przyjemność z przymierzania ubrań. Ekspedientki uwijały się przy
niej, podając picie, słodycze, przekąski i coraz to nowe modele ubrań. Meg zauważyła,
że sukienki szyte z wykwintnych materiałów trzeba mierzyć powoli, z namysłem, delek-
tować się nimi jak dobrym jedzeniem. Kiedy wyszła z ostatniego sklepu, poczuła zawód,
R
L
T
że jest już po wszystkim. Wypiła kawę, zjadła ciastko i wróciła do pierwszego butiku po
błękitną suknię.
Gianni czekał na nią w umówionym miejscu przy Ponte Vecchio. Roześmiany
rozmawiał przez komórkę. Gdy tylko ją zobaczył, szybko się pożegnał i rozłączył. Idąc
w jej stronę, wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu.
- Nie zabrało ci to wiele czasu - zauważył, patrząc na nią podejrzliwie.
Na dworze panował upał i Meg była pewna, że temperatura jej ciała osiągnęła
najwyższy poziom. Myliła się. Patrząc na opaloną twarz Gianniego, na jego rozpiętą przy
szyi śnieżnobiałą koszulę, poczuła, że robi jej się jeszcze bardziej gorąco.
- Spokojnie - powiedziała sztywno, próbując ukryć zmieszanie. - Kupiłam sukien-
kę, którą znalazłam w pierwszym sklepie. Przyślą ją, gdy tylko zrobią poprawki. Wra-
cajmy do Castelfino. Marzę o tym, żeby zdjąć buty i te grube dżinsy.
- Ach, te kobiety - westchnął Gianni, przewracając oczami. - Kiedy siedzą w domu,
chcą iść na zakupy, kiedy są w mieście, chcą wracać do domu. Wszystkie jesteście takie
same!
Ja nie, pomyślała Meg. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym przejść się z tobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl