Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

błąd, ale jeśli w końcu wiesz wszystko o tej osobie, całkiem łatwo osiągasz zamierzony cel.
- Chyba tak.
- Ale wtedy nie ma się z tego żadnej zabawy, prawda?
- Prawda.
Tancredi zachował kamienny wyraz twarzy. Po chwili dodał:
- Filmy upraszczają życie, które wcale łatwe nie jest. Dlatego potem często czujemy się
zawiedzeni.
- Może czujemy się zawiedzeni, bo nasze oczekiwania są zbyt duże. Milczeli przez chwilę. Sofia
odwróciła się do niego.
- Ale dzisiejszy wieczór jest piękny, jak w filmie.
- Cieszę się, że dobrze się bawisz. Jesteśmy na miejscu.
Bentley zatrzymał się przed Due Torri Hotel Baglioni. Gregorio Savini wysiadł i otworzył
drzwiczki od strony Sofii. Gdy wysiadła, zachwyciło ją piękno hotelu położonego w samym sercu
Werony. Za chwilę jednak
stężała. Po co zatrzymali się w hotelu? Spróbowała się uspokoić. Może była to część
niespodzianki.
- To tu kryje się tajemnica? Tancredi pokręcił głową.
- Nie, tu tylko trochę odpoczniemy.
- Ale ja nie jestem zmęczona.
- No to pogadamy, jeśli wolisz, albo wezmiemy prysznic.
- To tu przywozisz swoje dziewczyny? - spytała sucho, ale właśnie podszedł do nich dyrektor
hotelu, wybawiając Tancrediego od odpowiedzi.
- Doktor Ferri Mariani. Nareszcie, cieszę się, że pan przyjechał i że mogę pana poznać.
- Widzisz, jestem tu pierwszy raz - szepnął jej do ucha Tancredi.
- Mają państwo jakieś bagaże? - Dyrektor skinął na bagażowych.
- Nie, jesteśmy przejazdem. Niebawem ruszamy dalej. Dyrektor był wyraznie zaskoczony.
- Kiedy w zeszłym roku zadzwonił pan do mnie, pytając o hotel, bardzo mi to schlebiło. Kiedy go
pan kupił, poczułem się również odpowiedzialny. .. %7łyczy pan sobie obejrzeć obiekt?
- Nie, wrócę niebawem. Dziś jesteśmy na wakacjach.
- Zwietnie. Jak pan sobie życzy. Poprowadzę was. Dyrektor minął recepcję i skierował się do
windy.
- Proszę tędy. Oto pani apartament. - Otworzył drzwi kartą magnetyczną i zaprosił Sofię do
środka. - Proszę... Tu jest sypialnia, jeśli ma pani ochotę odpocząć. Tutaj salon, łazienka i drzwi,
które wychodzą na taras. Stąd widać pola i winnice, z których pochodzi nasza dobra Valpolicella, a
tutaj jest Arena, gdzie... - Zauważył spojrzenie Tancrediego i zrozumiał, że niewiele brakowało, a
powiedziałby za dużo. - No cóż, to po prostu bardzo słynne miejsce. Jeśli będzie pani czegoś
potrzebowała, z przyjemnością pomożemy.
Kiedy została sama, opadła na łóżko. Leżała z twarzą zwróconą do sufitu. Nie wierzę. Ten hotel
jest piękny i należy do niego. Tylko ten pokój jest większy od całego mojego mieszkania. Przeszła
się po salonie. Plazmowy telewizor, co najmniej pięćdziesięciocalowy, wisiał na ścianie niczym
obraz. Na stole stała wieża stereo Bang & Olufsen z dwoma głośnikami i płaskim dotykowym
odtwarzaczem płyt kompaktowych.
Poszła do łazienki. Była wyłożona najwyższej jakości marmurem. Prysznic wieńczyła duża
kwadratowa dysza. Odkręciła wodę, którą regulowały przyciski. Dostępne były różne opcje: deszcz
tropikalny, spokojny strumień jak z rynny albo gwałtowny niczym wodospad. Usłyszała dzwonek
telefonu. Mogła odebrać w łazience.
- Tak?
- Leżysz w łóżku? Zpisz? Wiedziałam, pomyślała.
- Nie... Gdybym spała, nie odebrałabym telefonu.
- Mogłaś się obudzić... Możesz wyjść na taras?
- Oczywiście. - Sofia odłożyła słuchawkę. Wyszła na zewnątrz, taras graniczył z sąsiednim
pokojem. Rozejrzała się wokół.
Tancredi stał w głębi, przy balustradzie. Dołączyła do niego.
- Zobacz... - Wskazał leżące w oddali wzgórza porosłe winoroślą, słońce nadal było wysoko nad
ziemią. - Tym widokiem dyrektor hotelu mnie przekonał. Czy nie przypomina ci to wyciągniętej na
zielonej trawie kobiety o bujnych piersiach i długich nogach? A winorośl, czy to nie tkanina
opinająca jej ciało? A słońce w tle - jej uśmiech?
Sofia przymknęła oczy. Te wzgórza naprawdę przypominały kobiece kształty.
- Masz rację.
- Czasami nie dostrzegamy tego, co nas otacza. Jesteśmy w ciągłym biegu...
- Co masz na myśli? Pokręcił głową.
- Widzisz? Doszukujesz się w moich słowach jakichś podtekstów, a ja miałem na myśli tylko to,
co powiedziałem. Piękno jest wokół nas. Czasami jesteśmy ślepi.
Sofia się uśmiechnęła i wreszcie odprężyła. Tancredi zauważył tę zmianę.
- Od razu widać, że teraz wyraziłem się jasno. Szkoda, że umykają nam piękne aspekty naszego
życia. Spotkamy się na dole o osiemnastej? - Spojrzał na zegarek. - Za czterdzieści minut, w
porządku?
- Tak. - Sofia weszła do swojego pokoju, zdjęła buty i wyciągnęła
się na łóżku. Skrzyżowała nogi, oparła ręce na brzuchu i oddała się
rozmyślaniom. Krok po kroku odtworzyła wszystkie wydarzenia związane z Tancredim.
Spotkanie w kościele, rozmowa na schodach, kolejne spotkanie w barze i wreszcie dzisiejszy dzień.
Lavinia, bilety na U2, Ekaterina Zacharova, samolot i teraz Werona. Nie mogła w to uwierzyć,
czuła się tak, jakby ktoś wywrócił jej świat do góry nogami. A ona się temu poddała. Gdzie
skończy?
Wybuchnęła śmiechem. Bez przesady, a niby gdzie miałaby skończyć? Nigdzie. Przeżyje ten
dzień najlepiej jak można i nigdy go nie zapomni. Opowie wszystko Lavinii, ale najpierw
porządnieją ochrzani. Ustaliwszy to, sięgnęła po komórkę, nastawiła budzik na za dziesięć szósta i
wyłączyła ją. Przecież właśnie miała lekcje ze swoimi uczniami, prawda? Nie mogła mieć
włączonego telefonu. Z tą myślą usnęła.
Na różowym od zachodzącego słońca niebie latają mewy. Niektóre bardzo nisko, muskają
skrzydłami wodę. Jedna z nich trzyma coś w dziobie, przez moment widać to całkiem wyraznie, coś
mieni się na tle błękitnego morza. Za chwilę ptak ponownie wzbija się do góry, leci coraz wyżej i
znika wśród chmur ze złowioną rybą. Sofia leży wyciągnięta na piasku, opiera się na łokciach, nogi
lekko zgięła w kolanach. Nie ma niczego na sobie, jest naga, opalona. Między udami widnieje
kępka jasnych włosów, żadnego białego śladu od kostiumu. Dotyka swoich piersi, gładzi sutki,
nakłada jeszcze odrobinę kremu.
- Hej, co tam kombinujesz w pojedynkę? Nie poczekasz na mnie? To jego głos. Ciepły,
zmysłowy, dwuznaczny, rozbawiony. Sofia spogląda na lewo, na prawo, odwraca się do tyłu. - Tu
jestem.
W końcu go dostrzega. Stoi w wodzie naprzeciwko niej. Kiedy zaczyna wychodzić na brzeg,
Sofia zsuwa odrobinę nogi. Idzie w jej kierunku uśmiechnięty. Woda sięga mu do klatki, potem
coraz niżej, do brzucha, do pasa. Ale... On też nie ma na sobie kąpielówek. Idzie dalej. Teraz woda
sięga mu do ud i Sofia, widząc jego męskość, rumieni się. Ale nie odwraca głowy, wpatruje się w
jego pożądanie. Na twarzy Tancrediego nie ma cienia skrępowania ani zażenowania, wzrok utkwił
między jej udami, teraz lekko rozchylonymi.
Nagle dobiega ją uporczywy wrzask mewy, po chwili jeszcze głośniejszy. Morze zaczyna się
cofać, chmury znikają, niebo blaknie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org