Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ROZDZIAŁ VII
Po wyjściu za mąż Kachny Leszczyńskiej podrastająca Krysia zajęła jej miejsce.
Wprawdzie Marysia Krupska zawsze była niezbędna i najpotrzebniejsza we wszelkiej
pokojowej usłudze i przy ubieraniu miłościwej pani, ale znowu żadna z dworek nie czytała
tak pięknie ani też śpiewać przy lutni nie umiała tak wdzięcznym głosem jak Krysia.
Dziewczyna ukochała królowę gorącą, pokorną miłością od pierwszej chwili, gdy ją Anna
pieszczotliwą ręką przygarnęła do siebie. Wzrastając w lata, rozumiała coraz lepiej swoje
sieroctwo bezimienne, zwłaszcza że nieraz dostał jej się gorzki docinek od panien dworskich,
zazdrosnych o łaskę królowej. Za to właśnie serdeczne wyróżnienie, za służbę przy boku jej
miłości Krysia wdzięczna i całą duszą oddana, gotowa była w przepaść skoczyć dla swej
najlepszej opiekunki i pani.
Smutek i czarne myśli chowała na swobodne nocne godziny we dnie swym dziecinnym
szczebiotaniem, śpiewkami spędzała zadumę z czoła królowej, a gdy zgryzoty zasępiały
oblicze Anny Jagiellonki, Krysia klękała u jej stóp i z przymileniem tuląc główkę do jej
kolan, przyciszonym głosem zaczynała odmawiać różaniec. Królowa wyciągała zza pasa
bursztynową koronkę i modliły się razem.
— Ani wiesz, Krysiuniu, co cię czeka — rzekła jej miłość pewnego ranka do swej
ulubienicy.
— Zgadywać? — spytała dziewczynka, przechylając figlarnie główkę na ramię.
— Nie próbuj nawet, bo nie zdolisz, ot, powiem ci od razu: jutro rano wyjeżdżamy do
Krakowa.
— Jezus! Toć miłościwa pani cztery lata już nie ruszała się z Warszawy?
— A tak; od pierwszej wojny moskiewskiej. Męża i króla nie było w Krakowie, a na
starość człek do miejsca przywyka, dobrze mi w Warszawie, to i siedzę, gdzie mi dobrze.
— Król jego miłość już wrócił?
— Właśnie od króla pismo dziś otrzymałam: zaprasza mię da Krakowa na wesele
synowicy swej Gryzeldy.
— Powie mi wasza królewska miłość, kogo ta panna poślubia?
— Zaszczyt z obu stron: panna młoda — Batorówna, a narzeczony — kanclerz i hetman
wielki koronny, Jan Zamoyski.
— O święta Matko… i mnie miłościwa pani chcecie wziąć z sobą?. .
— Wszystkie zabieram, a ciebie bym miała ostawić? Tuszę pewnie, że bezpieczne możesz
jechać.
— Sądzicie, miłościwa pani, że już nikt nie czyha na mnie?
— Wszakże już siódmy rok biegnie, jak dziad z piekła rodem, którego się tak srodze
lękałaś, złapany w nocy w sieni mego tu dworca i osadzony in fundo* zmarł nagle na trzeci
dzień, jednego słowa nie wyznawszy. Od tego czasu mamy spokój.
— Pamięta wasza królewska miłość, jak się pan krajczy onej śmierci dziwował!
— A tak: zapewniał, że jakaś zbrodnicza ręka zaprawiła mu pożywienie trującym jadem,
bo zmarł w boleściach niebawem po obiedzie.
— Mała byłam wtedy, ale mi się wierzyć nie chciało takowym posadkom. Po cóż go
miano uśmiercać?
— Mała niemądra urosła i nie zmądrzała. Toć łacno odgadnąć, że on dziad był ino sługą
kogoś możnego, komu ty z niewiadomej przyczyny w drodze stoisz. Ów tajemny zbrodzień
dawał zapewne pozór na to, co się dzieje, a gdy spostrzegł, że i ten raz się nie powiodło, struł
swego sługę, aby go przed sądem nie zdradził.
*
I n f u n d o (łac.) — w więzieniu.
— Wszak do więźnia nikogo nie dopuszczano?
— Pieniądz mury przenika i żelazne kłody otwiera. Przepłacił którego z pachołków i ten
zaniósł dziadowi zatrute jadło. Ot, dziękowałaś tylekroć Matce Najświętszej za ocalenie,
poproś i nadal o wszechmocną opiekę i bądź dobrej myśli. Mniemam, że ów zły człowiek
lęka się, by go nie schwytano, i dlatego przycichł. A kto wie, może i umarł do tej pory… tyle
lat! Wracając do naszej podróży, przepatrzcie skrzynie i szafy w gotowalni, wybierzcie co
najpiękniejsze stroje, szaty, pasy, manele*, łańcuchy i spakujcie do kufrów ostrożnie, coby się
rzeczy nie pogniotły. O sobie nie zabacz, Boże, uchowaj; trzeba się bogato zaopatrzyć, gdyż
wszędy będziesz mi towarzyszyła.
„Ach, Boże, Boże… co mnie Kraków obchodzi, nijakie zabawy mi nie, w głowie… —
pomyślała Krysia wzdychając. — Kto wie, gdzie się biedny Jędruś podziewa!”
Dnia 4 czerwca 1583 zjechała królowa na Wawel.
Przywiązanie wzajemne nie złociło pożycia małżonków, czemu trudno się dziwić, gdyż
Stefan Batory niechętnie poślubił niemłodą i nieładną królową. Anna zaś w poczuciu
szlachetnej dumy usunęła się odeń od razu i stale mieszkała w Warszawie. Pozory jednak
były troskliwie zachowywane; od czasu do czasu król odwiedzał żonę w jej rezydencji, ona
zaś, nawzajem, jeździła niekiedy do Krakowa. W takich dniach bywali razem w kościele,
zasiadali na majestacie przy biesiadnym stole, a zawsze okazywali sobie wielką uprzejmość.
Na wesele bratanki królewskiej zjechało mnóstwo osób, zdało się, że Kraków podwoił na
te dni liczbę swych mieszkańców.
Gdy zawiadomiono pana hetmana, o zbliżaniu się narzeczonej do granic Polski, rozstawił
na jej drodze pachołków konnych, by mu dali znać natychmiast, skoro będzie dojeżdżała do
Niepołomic, gdzie na zamku miało nastąpić powitanie. Naprzeciw Batorówny wyjechały
panie polskie: Radziwiłłowa, Oleśnicka, Myszkowska, Bonarowa i wiele innych. Panna
młoda zaś miała przy sobie żony magnatów węgierskich i poczet znamienitej szlachty.
Po wzajemnym poznaniu się i nieodzownych, przesadnie pochlebnych oracjach,
towarzystwo rozeszło się po salach zamku; niektóre panie węgierskie i polskie zostały z
Gryzeldą w bawialnej komnacie.
Wtem nadbiegł paź, oznajmiając przybycie Jana Zamoyskiego. Narzeczona powstała z
krzesła i szła do połowy izby; zaś we drzwiach ukazał się wspaniałej urody, acz nie pierwszej
młodości narzeczony. Pokłonił się nisko, ale nie uniżenie, i w łacińskiej mowie radość z tak
szczęsnej godziny w swym życiu wyraził. Gryzelda nie pozostała mu dłużną i bez zająknienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org