Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kowską buławę. Orkiestra przez sekundę grała coś niedorzecznego i umilkła... Ruda cofnęła
się i chwiejąc się spojrzała w bok... Były tam kulisy, zza których spoglądały na nią blade,
wściekłe pyski... Te zwierzęce pyski syczały...
– Pani nas zgubiła! – syczał impresario.
Kurtyna zaczęła pełznąć w dół wolno, falując, niepewnie, jak gdyby opuszczano ją nie tam,
gdzie należy... Śpiewaczka zachwiała się i oparła o kulisę...
– Gubisz mnie, rozpustna wariatko... ach, żeby cię diabli, najpodlejsza gadzino!
To mówił głos, którzy przed godziną, kiedy się ubierała przed wyjściem do teatru, szeptał
jej: „Ciebie, moja maleńka, trudno nie kochać! Jesteś moim dobrym geniuszem! Twój poca-
łunek wart jest raju Mahometa!” A teraz? Jest zgubiona, słowo honoru, zgubiona!
Kiedy w teatrze przywrócono porządek i wściekły dyrygent zabrał się po raz drugi do
uwertury – „ruda” była już w domu. Szybko rozebrała się i wśliznęła pod kołdrę. Umierać na
leżąco nie jest tak strasznie, jak stojąc czy siedząc, ona zaś była pewna, że ją zabiją wyrzuty
sumienia i rozpacz... Schowała głowę pod poduszkę i dygocząc, bojąc się myśleć, dusząc się
ze wstydu, miotała się pod kołdrą... Kołdra pachniała cygarami, które palił on... Co powie jej,
kiedy przyjdzie?
O trzeciej w nocy przyszedł. Był pijany. Upił się z rozpaczy i wściekłości. Nogi się pod
nim uginały, ręce i wargi drżały niczym liście na słabym wietrze. Nie zdejmując futra ani ka-
pelusza podszedł do łóżka i stał przez minutę milcząc. Ona wstrzymała oddech.
35
cha! cha! Wiedźma!
Zerwał z niej kołdrę i cisnął pod kominek.
– Wiesz, coś ty zrobiła! Zakpiłaś ze mnie, żeby cię diabli! Rozumiesz czy nie? Wstawaj!
Szarpnął ją za rękę. Usiadła na brzegu łóżka i skryła twarz w splątanych włosach. Ramiona
jej drżały.
– Przebacz mi!
– Cha! cha! Ruda!
Szarpnął ją za koszulę i ujrzał białe jak śnieg, cudne ramię. Ale teraz nie obchodziły go
ramiona.
– Precz z mego domu! Ubieraj się! Zatrułaś mi życie, nikczemna.
Podeszła do krzesła, na którym piętrzyło się w nieładzie jej ubranie, i zaczęła się ubierać.
Ona zatruła mu życie! To jest podłe i nikczemne z jej strony, że zatruła życie temu wielkiemu
człowiekowi! Odejdzie, aby nie zatruwać go tą podłością! I bez niej są przecież ludzie, którzy
zatruwają życie...
– Precz stąd! Natychmiast!
Cisnął jej w twarz bluzkę i zgrzytnął zębami. Ubrała się i stanęła przy drzwiach. Umilkł.
Ale milczenie nie trwało długo. Dyrygent chwiejąc się wskazał jej drzwi. Wyszła do przedpo-
koju. Otworzył drzwi na ulicę.
– Precz, ohydo!
Chwycił ją za szczupłe ramiona i wypchnął...
– Żegnaj! – szepnęła głosem pełnym skruchy i zniknęła w ciemności.
Było mgliście i zimno... Mżył drobny deszczyk...
– Do diabła! – krzyknął za nią dyrygent i zamknął drzwi nie przysłuchując się jej człapaniu
po błocie. Wygnawszy przyjaciółkę w zimną mgłę, ułożył się w ciepłym łóżku i usnął.
– Zasłużyła na to! – rzekł obudziwszy się rankiem, ale... kłamał! W jego muzykalnej duszy
wrzało, tęsknota za rudą ściskała serce. Przez tydzień chodził na pół przytomny, cierpiący,
pełen oczekiwania, dręczony niepewnością. Myślał, że wróci, wierzył w to... Ale nie wróciła.
Zatruwanie życia człowiekowi, którego kochała ponad życie, nie należało do jej programu.
Skreślono ją z listy artystów teatru za „nieprzystojne zachowanie”. Nie wybaczono jej skan-
dalu. Nie zawiadomiono o zwolnieniu, gdyż nikt nie wiedział, gdzie zginęła. Nie wiedziano
nic, ale różne były przypuszczenia...
„Zamarzła albo utopiła się!” – myślał dyrygent.
Po upływie pół roku zapomniano o niej. Zapomniał o niej także dyrygent. Każdy przystoj-
ny artysta ma na sumieniu wiele kobiet, trzeba by mieć nie lada pamięć, aby pamiętać o każ-
dej.
Jeśliby wierzyć ludziom cnotliwym i nabożnym, każdego na tym świecie dosięgnie kara.
Czy poniósł karę dyrygent?
Tak.
Po pięciu latach dyrygent przejeżdżał przez miasto X. W mieście X jest doskonała opera i
dyrygent zatrzymał się na cały dzień, by poznać jej zespół. Zatrzymał się w najlepszym hotelu
i tegoż ranka otrzymał list, który świadczył najdobitniej, jaką popularnością cieszył się mój
długowłosy bohater. W liście owym proszono, aby zechciał dyrygować orkiestrą w Fauście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org