[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Perceval mógł sądzić...
- Do diabła z Percevalem - wybuchnął książę. - Ten człowiek każdego przyprawiłby o
palpitacje - urwał niespodziewanie, zbliżając palce jednej ręki do nadgarstka drugiej. - Nasz
puls przyspiesza. Jeszcze nabawimy się przez niego skurczów żołądka.
Jarvis sądził, że przyczyną dolegliwości żołądkowych jego książęcej wysokości był
raczej półmisek raków w maślanym sosie, którym uraczył się ubiegłego wieczoru, i dwie
butelki porto, którymi podlał ów posiłek, ale zachował tę myśl dla siebie.
- Za wcześnie na takie dyskusje - powiedział książę, zbliżając dłoń do brzucha. Jego
nabrzmiałą twarz wykrzywił skurcz niepokoju. - Mają zły wpływ na trawienie. Położę się na
chwilę.
- A co ze spotkaniem waszej książęcej mości z ambasadorem Rosji? Książę był
autentycznie zdumiony.
- Jakim znów spotkaniem?
- Spotkaniem, które miało się rozpocząć pół godziny temu. Ambasador nadal czeka.
- Odwołać - książę zakrył dłonią oczy, jakby światło nagle stało się zbyt rażące.
Podreptał w stronę stojącej nieopodal sofy w kształcie krokodyla, obitej szkarłatną satyną. -
Niech ktoś zasłoni okna. I przynieście mi laudanum. Doktor Heberden mówi, że muszę
przyjmować dawkę, gdy tylko odczuwam niepokój, żeby uniknąć niebezpieczeństwa alteracji
i wzburzenia krwi.
Jarvis, nadal nie zdradzając, co o tym myśli, osobiście zasunął zasłony. Jeżeli stary,
szalony król nie ozdrowieje w cudowny sposób w ciągu następnego tygodnia, rząd przyjmie
ustawę o regencji, a bezwolny, rozkochany w przyjemnościach, rozrzutny książę zostanie
regentem.
O ile jednak owa wizja pochlebiała księciu Walii, to jego brak doświadczenia w
meandrach i intrygach polityki dorównywał niemal brakowi zainteresowania tym tematem.
Jarvis był pewien, że w końcu - w odpowiednich okolicznościach - książę chętnie da się
prowadzić cudzej mądrości.
Starannie pogasił lampy, wyprosił kompanów księcia i cicho zamknął drzwi. Wigowie
sądzili, że długie lata politycznego wygnania wreszcie się kończą. Ludzie pokroju Fredericka
Fairchilda byli jednak idealistami. Nie mogli przewidzieć, do czego posuną się przeciwnicy,
którzy nie chcą dopuścić ich do władzy. Brakowało im też niezbędnej w polityce
bezwzględności.
Rządzenie wymaga bezwzględności. Bezwzględności i wielkiej, wielkiej mądrości.
Sir Henry Lovejoy przeglądał raporty ze spraw przy swoim zniszczonym biurku, gdy
do gabinetu wszedł hrabia Hendonu z pudełkiem z politurowanego orzechowego drewna pod
pachą.
Za nim truchtał spocony łysy urzędnik. Jego małe oczka były szeroko otwarte i
okrągłe ze zdumienia, a okulary zsunęły się na koniec nosa.
- Chciałem zaanonsować, sir Henry, naprawdę próbowałem...
- W porządku, Collins - Lovejoy odesłał urzędnika, oczekując gniewnej konfrontacji z
wpływowym ojcem podejrzanego. Sędzia podjął już decyzję, jak się zachowa: będzie
układny, grzeczny i pełen szacunku, ale stanowczy.
Wstał i wyciągnął dłoń w stronę krzesła obitego wytartą brązową skórą.
- Proszę, wasza hrabiowska mość raczy spocząć. Czym mogę służyć?
- To nie będzie konieczne - hrabia odłożył pudełko na biurko Lovejoya i stanął na
szeroko rozstawionych nogach, splatając dłonie za plecami. - Oddaję się w ręce
sprawiedliwości.
- Jak to, wasza hrabiowska mość? - Lovejoy potrząsnął głową, zdziwiony. - Nie
rozumiem dlaczego? Hendon spojrzał na niego z pogardą.
- Niech pan nie będzie takim cholernym idiotą. Chodzi o zabójstwo tej aktorki, Rachel
York, oczywista. To ja ją zabiłem.
ROZDZIAA 25
Ile lat ma ten pana siostrzeniec? - spytał Tom. Szli wzdłuż Haymarket. W powietrzu
czuć było chłód, wilgotny i dotkliwy, który ziębił do szpiku kości. Kłęby brudnej mgły snuły
się nad brukiem, owijały wokół na wpół umarłych platanów na pobliskim skwerku. Przed
nocą żółtawa mgła miała powrócić - gęsta, gryząca i gorzka.
- Dwadzieścia, może dwadzieścia jeden - odpowiedział Sebastian. - Jego matka jest
moją starszą siostrą. Tom zerknął na niego.
- Nie bardzo go pan lubi, mam rację?
- Był chłopcem, którego ulubiona zabawa polegała na urywaniu głów żywym
żółwiom, i nie tylko - Sebastian wzruszył ramionami. - Może jestem uprzedzony. Może z tego
wyrósł.
- Zwykle nie wyrastają - zauważył Tom, zaciskając szczęki, jakby chciał odgrodzić się
od wspomnień zbyt trudnych, by do nich wracać. A Sebastian znów zadał sobie pytanie, jakie
życie prowadził ten wyrostek, nim spróbował zwędzić jego mieszek w oberży Pod Czarnym
Jeleniem .
Kąpiel, nowe ubranie, kilka dobrze przespanych nocy i pełny żołądek zdumiewająco
odmieniły chłopca. Z tego, czego Sebastian zdołał się dowiedzieć, Tom żył samotnie na ulicy
przynajmniej przez dwa lata. Chłopiec rzadko mówił o swoim wcześniejszym życiu.
- Dlaczego? - zapytał ni stąd, ni zowąd Sebastian, wpatrując się w piegowatą twarz o
ostrych rysach. Zatrzymali się na chwilę. - Dlaczego, na miłość Boską, postanowiłeś związać
swoje życie z człowiekiem w moim położeniu? Nie mogę uwierzyć, że robisz to za szylinga
dziennie, skoro mógłbyś zarobić o wiele więcej, po prostu sprzedając informacje o mnie tym
z Bow Street.
- Nigdy bym tego nie zrobił!
- Dlaczego nie? Niejeden by tak postąpił. Może większość. Chłopiec sprawiał
wrażenie zakłopotanego.
- Na świecie jest dużo złego. Dużo złych rzeczy się dzieje i dużo ludzi zle robi. Ale
jest też dobro. Dużo dobrego. Mama, nim ją wsadzili na statek do Botany Bay, powiedziała,
żebym nigdy tego nie zapomniał. Powiedziała, że takie rzeczy, jak honor, sprawiedliwość i
miłość są najważniejsze na świecie, i że każdy powinien starać się być najlepszym
człowiekiem, jak się da - Tom podniósł wzrok, a jego oczy, niemal pozbawione rzęs, były
szeroko otwarte i uczciwe. - Niewielu jest takich, co w to wierzą. Ale pan wierzy.
- Nic podobnego - odpowiedział ostro Sebastian, w głębi duszy przerażony podziwem
w oczach chłopca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl